Skuteczność operacji „Sieć pająka”. O saturacyjnych uderzeniach dronowych w wojnie na Ukrainie

2025-06-25 7:49

W czasie niedawnej wizyty w Berlinie prezydent Wołodymir Zełenski powiedział, że Rosjanie produkują obecnie od 300 do 350 zmodernizowanych dronów Shahed, a ich celem jest osiągnięcie w krótkiej perspektywie zdolności wytwórczych na poziomie 500 sztuk dziennie, a docelowo nawet 1000. Przy czym, jak słusznie zauważa ukraiński portal Defence News, dla Rosji już obecnie systemy bezzałogowe stały się głównym środkiem przenoszenia, jeśli mówimy o atakach z powietrza. Można to rozważyć na przykładzie ataku na Kijów, który miał miejsce 17 czerwca.

Spis treści

  1. Tak Rosja zaatakowała Kijów 17 czerwca 2025
  2. Drony Shahed już nie są irańskie, bo Rosja je znacząco zmieniła
  3. Rosyjskie Shahedy mają moduły sztucznej inteligencji, kamery i Starlinki
  4. Ukraina powołała grupy ogniowe ds. zwalczania dronów
  5. Skuteczność operacji „Sieć pająka” podważa model obrony przestrzeni powietrznej
  6. Nowe zagrożenia z użyciem systemów bezzałogowych
  7. Jak zbudować nowe siły antydronowe?
  8. Atak izraelskich sił specjalnych na irańskie systemy obrony przestrzeni powietrznej
  9. Zdolności sprzętowe nie wystarczą, musi powstać nowa doktryna walki

Tak Rosja zaatakowała Kijów 17 czerwca 2025

Rosjanie użyli w nim, około 280 Shahedów i 160 innych dronów dalekiego zasięgu oraz dwóch rakiet Ch-47M2 Kinżał, 16 pocisków manewrujących wystrzeliwanych z powietrza Ch-101, a także czterech morskich Kalibrów i 9 kierowanych Ch-59 lub Ch-69. Rosyjskie uderzenia zawsze mają charakter kombinowany, ale środek ciężkości przesuwa się w stronę systemów bezzałogowych. I tak, przy ich użyciu przeniesiono w tym konkretnym uderzeniu łącznie 14 ton materiałów wybuchowych, jeśli założyć, że Shahedy i inne drony zaopatrzone były w ładunki 50 kilogramowe i niewiele mniej niż 20 ton, jeśli użyto nowszych modeli, które mogą przenosić 90 kilogramowe ładunki. Łącznie głowice bojowe rakiet, przy użyciu których zaatakowano Kijów, miały masę 12 ton.

Podobnie było w dużym rosyjskim ataku, który miał miejsce w nocy z 9 na 10 czerwca. Użyte drony „dostarczyły” od 27,5 do 38,5 ton, w zależności od modelu, którym się posłużono, materiałów wybuchowych, a pozostałe środki napadu powietrznego stanowiły jedynie ok. 10 ton. Można oczywiście powiedzieć, i będzie to słuszna obserwacja, że głowice używanych przez Rosjan rakiet są cięższe, co oznacza, iż jednostkowy efekt, czyli skala zniszczenia, w przypadku ich użycia jest większa. Nie zmienia to jednak faktu, iż rysuje się tendencja, której istotą jest to, że systemy bezzałogowe w rosyjskiej strategii wojny powietrznej stają się głównym narzędziem działania.

Drony Shahed już nie są irańskie, bo Rosja je znacząco zmieniła

Potwierdzają to też obserwacje zmian, które Rosjanie wprowadzili w irańskich konstrukcjach. Dziś nie można już twierdzić, że Shahedy są „irańskie”, bo zostały znacząco zmienione. Jeszcze w lutym ukraiński wywiad poinformował, że Rosjanie rozpoczęli masową produkcję dronów Geran-3, będących znacząco zmodyfikowaną wersją irańskich konstrukcji. Zmiany polegały na zaopatrzeniu ich w nowy, kompaktowy silnik turboodrzutowy Tolou-10/13 o podwójnym obwodzie, co umożliwia lot z prędkością do 550–600 km/h i daje też większy - bo wynoszący 2500 km - zasięg.

Równolegle do „starych” Shahedów-136 wprowadzono nową głowicę bojową. Stara ważyła 50 kg, teraz mamy do czynienia z 90 kg materiałów wybuchowych. Pojawiły się też informacje, że Rosjanie używają - atakując ośrodki miejskie - dronów z głowicami bojowymi, takimi jak szrapnele, zawierającymi kulki, po to, aby wyrządzić większe szkody i terroryzować ludność cywilną.

Ostatnio strona ukraińska przechwyciła też rosyjskie Shahedy zaopatrzone w moduły sztucznej inteligencji i kamery, które dodatkowo były sterowane bezpośrednio radiowo. „Modem radiowy – wyjaśnił  Serhij "Flash" Beskrestnow, ekspert, który napisał o tym - pozwala na sterowanie Shahedem na odległość do 150 kilometrów od granic Rosji lub linii frontu, lub na większych odległościach w przypadku użycia repeaterów w naszej przestrzeni powietrznej".

Rosyjskie Shahedy mają moduły sztucznej inteligencji, kamery i Starlinki

Niektóre drony są też obecnie wyposażone w terminale Starlink, co umożliwia sterowanie nimi w czasie rzeczywistym. Otwiera to nowe możliwości korekty trajektorii w locie i precyzyjnego trafiania w cele. Amerykański think tank CSIS „policzył” też, że w okresie od października do grudnia 2024 roku Rosjanie użyli przeciw Ukrainie więcej systemów bezzałogowych niż w ciągu wszystkich poprzedzających ten okres miesięcy wojny razem wziętych. W marcu br. Rosjanie wystrzelili atakując cele na Ukrainie 4 196 dronów, podczas gdy w sierpniu 2024 było to jedynie 800.

Ta zmiana jest związana z faktem uruchomienia przez Rosjan własnej fabryki zmodyfikowanych dronów Shahed (są to konstrukcje Geran-2) w mieście Jełabuga, znajdującym się 1200 km od linii frontu. Rosjanie zaczęli też na masową skalę wykorzystywać drony wabiące – Gerbera-2 i Parodia, które są tanimi konstrukcjami zawierającymi tzw. soczewkę Lüneburga, zwiększającą ich sygnaturę radarową, a w związku z tym wprowadzają w błąd siły obrony przestrzeni powietrznej.

Ukraina powołała grupy ogniowe ds. zwalczania dronów

Ukraińskie siły zbrojne zareagowały na narastające zagrożenie ze strony rosyjskich systemów bezzałogowych powołaniem specjalnych grup ogniowych przeznaczonych do zwalczania dronów. Są to zarówno stacjonarne, jak i mobilne oddziały. Te pierwsze mają stanowiska ogniowe na dużych wysokościach, mobilne zaopatrzono w pick-upy wyposażone w karabiny maszynowe, działka przeciwlotnicze lub zestawy rakietowe. Mają one też na wyposażeniu kamery termowizyjne i potężne reflektory zdolne do oświetlania celów w nocy.

Ostatnie operacje przy masowym użyciu tanich dronów FPV, zarówno ta, którą przeprowadził ukraiński wywiad, atakując skutecznie rosyjskie lotniska strategiczne, jak i działania izraelskiego Mosadu, który przed rozpoczęciem wojny z Iranem zbudował specjalną bazę systemów bezzałogowych na terenie tego kraju, co pozwoliło na skuteczne obezwładnienie systemów obrony przeciwlotniczej, otwierają dyskusję na temat ochrony przestrzeni powietrznej w nowych realiach. Te rozważania są tym bardziej zasadne, że zwiększenie intensywności ataków z powietrza przy użyciu systemów bezzałogowych jest też z punktu tradycyjnej obrony przestrzeni powietrznej zadaniem trudniejszym, bo wymagającym unicestwienia dużej liczby celów.

Skuteczność operacji „Sieć pająka” podważa model obrony przestrzeni powietrznej

Po ukraińskiej operacji, na łamach Defence One, zabrał głos Charles Hamilton, w przeszłości dowodzący w amerykańskich siłach zbrojnych służbami ochrony obiektów i zaopatrzenia. Jego zdaniem, skuteczność operacji „Sieć pająka” jest dowodem nie tylko na to, że taktyka walki ulega rewolucyjnym zmianom, ale również na to, co już zaobserwowano - podważa dotychczasowy model obrony przestrzeni powietrznej oraz obiektów o charakterze strategicznym

 „To, co osiągnęła Ukraina – napisał - to coś więcej niż błyskotliwość taktyczna; to sygnał przestarzałości konwencjonalnego myślenia wojskowego. Przez dziesięciolecia organizowaliśmy naszą obronę, biorąc pod uwagę przewidywalne zagrożenia: pociski balistyczne, samoloty i wrogów „informujących” nas o swojej obecności za pomocą sygnatur elektromagnetycznych. Operacja Ukrainy zburzyła te założenia, pokazując, jak małe komercyjne drony, rozmieszczone z wystarczającą kreatywnością i bezpieczeństwem operacyjnym, mogą przebić się przez najbardziej wyrafinowane systemy obrony powietrznej”.

To powoduje, że dotychczasowy model obrony powietrznej jest już przestarzały, bo nie asekuruje nas na wypadek nowych zagrożeń, w tym przede wszystkim użycia systemów bezzałogowych, zarówno w taki sposób, jak zrobili to Ukraińcy, czyli działając z zaskoczenia na niewielkim dystansie, jak i wówczas, kiedy wróg odwoła się do „masy” i zaatakuje przy użyciu rojów dronów, mogących liczyć tysiące, a docelowo nawet dziesiątki tysięcy tych urządzeń.

Nowe zagrożenia z użyciem systemów bezzałogowych

Te nowe zagrożenia nie ograniczają się wyłącznie do terenu Stanów Zjednoczonych, gdzie w ubiegłym roku odnotowano już 350 wtargnięć niezidentyfikowanych aparatów latających w przestrzeń powietrzną baz wojskowych. Dotyczą one praktycznie każdego obiektu, nie tylko wojskowego, tym bardziej, że zminiaturyzowane systemy bezzałogowe mogą poruszać się już wewnątrz budynków, atakując ludzi podejmujących kluczowe dla bezpieczeństwa państwa decyzje.

„Amerykańskie siły operują z obiektów zaprojektowanych do poprzednich generacji działań wojennych” – napisał Hamilton, ale jego słowa można adresować do niemal wszystkich innych armii świata, w tym też polskiej. Dodał przy tym, że „nasze samoloty są wystawione na działanie wiatru, chronione przez ograniczone ogrodzenie i ludzkich strażników wyszkolonych do odpierania ludzkich przeciwników, a nie rojów autonomicznej broni wystrzeliwanych z ukrytych pozycji oddalonych o kilka kilometrów”.

Garda: PZL-Świdnik AW109/149

Jak zbudować nowe siły antydronowe?

Jedynym wyjątkiem na większa skalę, jak zauważył amerykański generał, są Chiny, które według informacji wywiadowczych już obecnie dysponują ponad 3000 podziemnymi schronami przeznaczonymi dla ich lotnictwa. W opinii Hamiltona obserwowane zmiany zmuszają do przemyślenia na nowo, w jaki sposób organizować system ochrony obiektów o charakterze strategicznym.

Dotychczasowa, wielowarstwowa obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa na zagrożenia nowego rodzaju już może nie wystarczyć. Trzeba zatem budować siły antydronowe, zdolne do ich wykrywania i przechwytywania, ale też trzeba zmienić podejście do obrony pasywnej. Bazy i obiekty ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i zdolności do kontynuowania walki muszą być inaczej chronione, a to oznacza zarówno gigantyczne nakłady, jak i nową filozofię działania. Oznacza to przede wszystkim przyjęcie do wiadomości, co konserwatywnie nastrojonym oficerom przychodzi zawsze z trudem, że „przyszłe konflikty nie będą ograniczać się do tradycyjnych pól bitewnych, ani nie będą przebiegać według konwencjonalnych schematów operacyjnych.”

Atak izraelskich sił specjalnych na irańskie systemy obrony przestrzeni powietrznej

Atak izraelskich sił specjalnych na irańskie systemy obrony przestrzeni powietrznej, do którego też posłużyły drony FPV, wzmocnił ten nurt rozważań. Izrael osiągnął, jak zauważono, pełną kontrolę irańskiej przestrzeni powietrznej i jego lotnictwo może swobodnie operować, nie tracąc w ciągu pierwszego tygodnia wojny ani jednej maszyny nie tylko w wyniku ataku dronów (mieliśmy do czynienia z „miksem” uderzeń z powietrza przy użyciu całego wachlarza zdolności i działań sabotażowych). Nie zmienia to faktu, iż błyskotliwy blitzkrieg i to w odniesieniu do państwa, które od dawna spodziewało się uderzenia, jest wykonalny i systemy bezzałogowe są w tym wypadku ważnym elementem.

Z punktu widzenia państw europejskich to, co się stało w Iranie, jest pocieszające, bo państwo to budowało swą ochronę przestrzeni powietrznej przy użyciu rosyjskich systemów S-300. To wyjaśnia zresztą, dlaczego Władimir Putin w rozmowie z dziennikarzami, która miała miejsce już po izraelskim ataku, uznał za celowe powiedzieć, że porozumienie podpisane w lutym 2025 roku między obydwoma państwami nie obejmowało, na wniosek Iranu, kwestii kooperacji wojskowej i sprzętowej w zakresie obrony przestrzeni powietrznej.

Tego rodzaju deklaracje mają znaczenie nie tylko w związku z interesami eksportowymi Rosji, ale również związane są z oceną bezpieczeństwa Europy. Do tej pory zakładano bowiem, że rosyjskie „bańki antydostępowe”, zbudowane przy zastosowaniu systemów S-300, 400 i najnowszych, ale rozmieszczanych jeszcze w niewielkiej liczbie S-500, są bardzo trudne do penetracji.

Zdolności sprzętowe nie wystarczą, musi powstać nowa doktryna walki

Doświadczenia Iranu pokazują, że tak być wcale nie musi, tym bardziej, że już niedługo państwa europejskie będą miały na wyposażeniu swego lotnictwa 400 maszyn F-35. To pewien powód do optymizmu, ale aby europejscy członkowie NATO byli w stanie wykorzystać swą potencjalną przewagę, muszą nastąpić zmiany doktrynalne. Izraelczycy i do pewnego stopnia Ukraińcy, w opinii ekspertów pokazali właśnie, że zmienia się model walki i inne zdolności zaczynają się liczyć, jeśli chcemy przełamać systemy obrony przestrzeni powietrznej przeciwnika. Rośnie też znaczenie tempa, w jakim się działa, bo po tym, jak udaje się osiągnąć efekt zaskoczenia, nie można dać przeciwnikowi oddechu. Same zdolności sprzętowe nie wystarczą, musi zostać opracowana nowa doktryna walki.

Podobnie trzeba podejść do nowego sposobu obrony własnej przestrzeni powietrznej, bo Rosjanie na Ukrainie testują właśnie własną, nową strategię zwycięstwa. Polega ona na wdrożeniu starej doktryny „nalotów dywanowych” przy użyciu nowych, znacznie tańszych, rozwiązań, czyli systemów bezzałogowych. Od początku roku użyli przeciw Ukrainie ponad 20 tys. dronów bojowych i skala związanego z nimi zagrożenia będzie w przyszłości rosnąć. Mamy już do czynienia z atakami saturacyjnymi na ukraińską obronę przestrzeni powietrznej, co może prowadzić do osiągnięcia dominacji i odwołania się do dziś nieużywanych na większą skalę samolotów załogowych. Jeśli Kijów nie rozwiąże szybko tego problemu, perspektywy klęski okażą się realne, ale Zachód też stoi przed podobnym problemem.

Portal Obronny SE Google News
Sonda
Czy w roku 2025 wojna na Ukrainie może przejść do historii?