Lekki czołg M10 Booker jest za ciężki? Jak US Army zbudowała lekką "Gwiazdę Śmierci"

2025-05-01 8:10

Amerykańska armia ma problem z nowym czołgiem lekkim M10 Booker. Pojazd, pierwotnie pomyślany jako lekki czołg do transportu drogą powietrzną, mający zastąpić wycofane w 1997 wozy M551 Sheridan, okazał się zbyt ciężki i nie spełnia wymogów mobilności, do których został zaprojektowany. Co gorsza, pod wieloma względami jest on słabszą wersją tego, czym ma się stać czołg M1A3 Abrams.

Spis treści

  1. Sheridan, czyli mały czołg z wielką armatą
  2. Zbyt ciężki lekki czołg i co z nim teraz zrobić?
  3. Prawie jak M1A3 Abrams
  4. Jak nie zbudować Gwiazdy Śmierci?

M10 Booker, formalnie klasyfikowany jako wóz wsparcia ogniowego piechoty, mia zapewnić jednostkom lekkiej piechoty, szczególnie zaś formacjom powietrznodesantowym, mobilne wsparcie ogniowe. Pomysł narodził się w roku 2013, gdy poszukiwano platformy bojowej mającej wypełnić lukę, jaka powstała po wycofaniu w 1997 roku, pamiętające jeszcze czasy wojny w Wietnamie czołgi lekkie M551 Sheridan.

Sheridan, czyli mały czołg z wielką armatą

Sheridan był sam w sobie osobliwą konstrukcją, gdyż powstał w lata sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jako lekki pojazd wsparcia, zdolny do zwalczania czołgów przeciwnika. Ponieważ klasyczna armata o odpowiedniej skuteczności przeciw ówczesnym czołgom nie dawała się umieścić na lekkim podwoziu, wybrano nowe podejście. Uzbrojeniem głównym czołgu była 152 mm armato-wyrzutnia M81 Można z niej wystrzeliwać zarówno przeciwpancerne pociski kierowane MGM-51A Shillelagh, jak i niskociśnieniową amunicję artyleryjską kalibru 152 mm.

Czołg lekki M551 Sheridan

i

Autor: US Army

Pojazd wyglądał nieco karykaturalnie – lekki, mały czołg z krótką armatą dużego kalibru, ale spełniał swoje zadania. Może nie idealnie, ale dość dobrze, aby pozostać w linii przez dekady. Czego nie można powiedzieć o M10 Booker, który, jak się wydaje, okazał się całkowicie ślepą uliczką i armia będzie niebawem szukać „drogi ucieczki” z tej ślepej uliczki.

Zbyt ciężki lekki czołg i co z nim teraz zrobić?

Jednostki takie jak 82 i 101 Dywizja Powietrznodesantowa US Army chciały pojazdu, który zapewni im wsparcie ogniowe, zanim do akcji wejdą cięższe jednostki, uzbrojone w czołgi Abrams i bojowe wozy piechoty Bradley. Czegoś, co poradzi sobie z czołgiem przeciwnika i zapewni osłonę jednostkom, które obecnie dysponują jedynie HMMWV i są sukcesywnie „przesadzane” na lepiej opancerzone, ale nadal dość podatne na ostrzał i niedostatecznie uzbrojone JLTV.

Jednak, jak ujawnił w rozmowie z portalem Defence One Alex Miller, szef technologii US Army, procedura decyzyjna i realizacji zamówień doprowadziły do sytuacji, w której armia otrzymała pojazd, który nie tylko nie spełnia pierwotnych założeń, ale staje się wręcz zbędny. Jak do tego doszło?

W 2013 roku powstała koncepcja programu Mobile Protected Firepower, czyli opancerzonego pojazdu wsparcia ogniowego (US Army stara się unikać określenia czołg lekki) uzbrojonego w armatę 105 mm, który będzie można desantować z samolotu C-130 Hercules. Stawiało to bardzo ostre ograniczenia gabarytowo-masowe. Natomiast ciężki samolot C-17 miał przewozić 2 czołgi M10 Booker. Ponieważ postanowiono wprowadzić nowy pojazd szybko do służby, poszukiwano rozwiązań już dostępnych w 2013 roku i niewymagających rozwoju.

Jednak procedura zakupu obejmowała wiele etapów, w których nastąpiła ewolucja wymagań, które z czasem stawały się po prostu nierealistyczne. Program miał być też realizowany zbyt wolno, przez co wiele z pierwotnych wymagań stało się przestażałych i niekatualnych, ale nie zrezygnowano z nich, tylko dodawano stale nowe już w trakcie trwania programu. Jest to proces który niestety dobrze znamy, również z programów realizowanych w Wojsku Polskim. Jest on złośliwie nazywany budową Gwiazdy Śmierci, gdy wojsko widząc, że pierwotne wymagania zostały zrealziowane, dodaje kolejne.

Według Alexa Millera, US Army w momencie dokonywania zamawiania w koncernie GDLS czołgu lekkiego w ramach programu Mobile Protected Firepower miała pełną świadomość, że nie spełni on jej oczekiwań i pierwotnych założeń. Mimo to ośrodki decyzyjne byłay zdeterminowane, aby kupić to, co jest dostępne i co stało się wozem M10 Booker. Jakie były skutki?

M1A3 Abrams X

i

Autor: GDLS

Po pierwsze, dość szybko zrezygnowano z kluczowego wymogu transportu przez C-130, co znacząco wpłynęło na jego użyteczność w operacjach powietrznodesantowych. Ostatecznie M10 Booker osiągnął masę ponad 38 ton, skutkiem czego, również C-17 nie jest w stanie zabrać dwóch, ale jedynie jeden lekki czołg tego typu. Warto tu odnotować, że C-17 może też transportować jeden czołg Abrams. Co prawda po dość skomplikowanej procedurze demontażu części opancerzenia, ale jednak. Co stawia pod znakiem zapytania sens istnienia M10 Booker, którego opancerzenie i siła ognia są znacznie słabsze niż M1A2 Abrams.

Prawie jak M1A3 Abrams

Co gorsza, M10 Booker jest oparty technologicznie na rozwiązaniach sprzed ponad dekady i nie odpowiada na wyzwania współczesnego pola walki. Po dopancerzeniu, czy doposażeniu w systemy aktywnej obrony, jego masa przekroczy 40 ton. To około 2/3 masy najnowszej, niedawno zaprezentowanej wersji czołgu Abrams, czyli M1A3, która posiada wieżę bezzałogową.

Załoga M10 Booker to cztery osoby, z czego trzy siedzą w kadłubie a jedna w wieży, aby obsługiwać uzbrojenie. Jego armata 105 mm nie może się równać z armatą 120 mm i jej najnowocześniejszą amunicją. Takich punktów jest wiele, ponieważ Booker opiera się na technologiach realnie z przełomu XX i XXI wieku, czyli sprzed ponad 20 lat. W tym czasie rozwój technologii wojskowych był bardzo gwałtowny.

Portal Obronny SE Google News

US Army zamówiła już 96 lekkich czołgów M10 Booker w ramach wstępnej produkcji, a docelowo planowano zakup 504. Jednak, biorąc pod uwagę obecną sytuację, przyszłość programu M10 Booker jest mocno niepewna. Armia rozważa alternatywne rozwiązania, w tym przyspieszenie prac nad lżejszym wariantem czołgu Abrams, który mógłby spokojnie zastąpić Bookera.

Wisienką na torcie są problemy z wprowadzeniem M10 Booker do służby w Fort Campbell, gdzie miały stacjonować. Podczas przygotowań do przekazania pierwszych wozów 101. Dywizji Powietrznodesantowej okazało się, że na 11 mostów znajdujących się na terenie bazy 8 nie jest w stanie unieść masy tego pojazdu.

Jak nie zbudować Gwiazdy Śmierci?

Jest z tej historii też optymistyczny wniosek. Generał Randy A. George, szef sztabu US Army, wprowadził dodatkowy etap w procesie zatwierdzania wymogów, aby uniknąć podobnych błędów w przyszłości. Nowe procedury mają na celu zweryfikowanie, czy deklarowane możliwości sprzętu są realne i czy oferują najlepsze dostępne rozwiązania. Taka ewaluacja ma pozwolić na uniknięcie dewaluacji rozwiązań gdy projekty prowadzone są w długiej perspektywie czasu, ale też weryfikować czy wszystkie wymagania są nadal aktualne.

Warto, aby tę lekcję przyswoiły sobie nie tylko amerykańskie siły zbrojne. Również w innych krajach, nie wyłączając Polski, pojawiały się tego typu problemy. I pojawiają się nadal. Z jednej strony rozwiązania, które w momencie wprowadzania do służby już są przestarzałe, lub przynajmniej znacznie gorsze od równolegle dostępnych na rynku. Z drugiej strony, dodawanie kolejnych wymagań do projektów będących już w trakcie rozwoju, a czasem nawet w trakcie testów.

Moim zdaniem warto wziąć pod uwagę logikę, jaką posługują się siły zbrojne Izraela, które pozyskując nowy sprzęt, patrzą na trzy czynniki. Pierwszym są oczywiści nowe możliwości, czy treż przewagi sprzętu nad tym już używanym. Drugi czynnik to koszt wprowadzenia nowego sprzętu i jego spójność z obecnie stosowanymi rozwiązaniami. Trzeci jest moim zdaniem kluczowy, a jest to porównanie ceny i kosztu nowego sprzętu względem tego, będącego już w służbie. Jeśli wzrost parametrów jest znacząco wyższy od wzrostu kosztów, to warto rozważyć takie rozwiązanie. Jeśli nie, to może warto poczekać, aż cena spadnie, lub parametry jeszcze wzrosną.

Dzięki takiemu podejściu można wprowadzać nie tylko nowoczesne technologie do sił zbrojnych, ale też mieć pewność, że nie przepłaca się za niewielki wzrost możliwości. Oczywiście całkiem inne podejście jest potrzebne w kwestii technologii dających całkowicie nowe zdolności, ale to temat na inną okazję.

Wojsko Polskie na MSPO 2024