- Estoński przemysł zbrojeniowy dynamicznie rośnie, planując osiągnąć 30 mld euro obrotu do 2030 roku, z silnym naciskiem na nowe technologie wojskowe.
- Strategia obronna Estonii opiera się na trzech filarach: wzmacnianiu artylerii, rozwoju obrony antydronowej oraz przygotowaniu społeczeństwa do oporu.
- Doświadczenia z wojny na Ukrainie wskazują na kluczową rolę artylerii, dronów i obrony pozycyjnej, co wymaga zmiany podejścia do strategii obronnej.
- Czy Polska powinna przyjąć podobny model obrony, koncentrując się na defensywie i odporności społeczeństwa? Dowiedz się więcej, czytając cały artykuł!
Trzy filary obrony Estonii przed Rosją
Przygotowania Estonii do obrony przed ewentualną rosyjską agresją opierają się na trzech filarach. Po pierwsze Tallin zwiększa swój potencjał artyleryjski. Podjęte działania obejmują zarówno pozyskanie południowokoreańskich samobieżnych haubic K9, jaki i zakup systemów rakietowych HIMARS, ale przede wszystkim zgromadzenie znaczących zasobów amunicyjnych. Władze tego bałtyckiego kraju wychodzą z założenia, że zadaniem rozbudowanej artylerii będzie maksymalne opóźnienie postępów przeciwnika i zadanie mu dużych strat, w tym przede wszystkim niszczenie linii zaopatrzenia, punktów dowodzenia i magazynów.
Drugim elementem estońskich przygotowań do obrony jest koncentracja uwagi na obronie antydronowej, dlatego też Tallin intensywnie rozwija własny sektor produkcyjny. Kładzie się w tym przypadku nacisk zarówno na pozyskaniu systemów w rodzaju niemieckich IRIS-T, jak i rozwój własnych zdolności. Estonia jest jednym (obok Polski) z państw uczestniczących w projekcie Bałtycka Ściana Dronów, a wiele z nowopowstałych firm zbrojeniowych koncentruje się na rozwoju zdolności do przechwytywania wrogich systemów. Taką firmą jest np. Frankenburg Technology, która wyprodukowała niewielki, 60-centymetrowy, pocisk rakietowy do zwalczania dronów. Dzienna produkcja tej konstrukcji wynosi ok. 100 sztuk, a przedstawiciele firmy twierdzą, że jest ona ze względu na koszty, atrakcyjnym rozwiązaniem.
Trzecim filarem estońskich przygotowań do obrony jest nacisk na przygotowanie społeczeństwa, jego odporność (resilence) i gotowość do stawiania oporu.
Kaitseliit, czyli Ochotnicza Liga Obrony Kraju
Warto przytoczyć podstawowe dane, licząc na to, że staną się one inspiracją również dla naszych władz. Ochotnicza Liga Obrony Kraju (Kaitseliit) liczy w Estonii 38 tys. osób, co oznacza, że, gdybyśmy tamtejsze rozwiązania przenosili na grunt Polski, to powinniśmy dążyć do zbudowania podobnej organizacji mającej ok. 1 100 000 przygotowanych, przeszkolonych i wyposażonych członków.
Estonia ma siły zbrojne liczące 7 tys. żołnierzy, 40 tys. aktywnych rezerwistów, a cały potencjał mobilizacyjny tego niewielkiego kraju ocenia się na 85 tys. osób. O ile nasze siły zbrojne są porównywalne (w proporcji do liczby ludności), to zdecydowanie ustępujemy Estonii w zakresie wielkości przygotowanej rezerwy i możliwości mobilizacyjnych.
Polecany artykuł:
Jakie wnioski Tallin wyciągnął z wojny na Ukrainie?
Warto zwrócić uwagę na fakt, że estońskie przygotowania do ewentualnej wojny są bezpośrednio związane z obserwacjami konfliktu ukraińskiego. Jakie wnioski Tallin wyciągnął na podstawie ukraińskich „lekcji”? Jak argumentują autorzy raportu poświęconego estońskiemu systemowi obrony, można w tym przypadku mówić o kilku naukach. Po pierwsze w obecnej fazie rozwoju sztuki wojennej obrona jest „silniejszą” formą walki niż atak. Odpowiednio przygotowane terytorium, miny i zasieki, dobre rozpoznanie obszaru, na którym będzie się walczyć, jeszcze wzmacnia zdolności broniących się do zadawania znaczących strat silniejszemu liczebnie i ogniowo przeciwnikowi. Rosjanie mimo czterech lat wojny na Ukrainie nie zdołali rozwiązać kwestii, jak odzyskać zdolność do narzucenia przeciwnikowi wojny manewrowej „na swoich warunkach”.
Druga lekcja jest nie mniej istotna – artyleria nadal pozostaje „bogiem wojny”. Jej skuteczność wraz z rozwojem zdolności rozpoznania (systemy bezzałogowe) i naprowadzania na cel (targeting) jeszcze rośnie, a jeśli szukać nowości, to jest nią wzrost znaczenia systemów bezzałogowych i amunicji krążącej do zwalczania systemów ogniowych przeciwnika.
Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazała – argumentują autorzy raportu - jak zmasowany ostrzał (na przykład artyleryjski i pocisków rakietowych dalekiego zasięgu), w połączeniu z wstępnym namierzaniem znanych celów, namierzaniem przy użyciu dronów w czasie rzeczywistym i radarami kontrbateryjnymi, może zdziesiątkować nawet duże kolumny pancerne. Niedawne inwestycje Estonii w nowoczesne systemy artyleryjskie i amunicję precyzyjną wskazują, że jej rząd poważnie traktuje potrzebę modernizacji tego typu zdolności, nawet w obliczu rosnącej popularności walki powietrznej z wykorzystaniem dronów.
Trzecia lekcja z ukraińskiej wojny jest też ważna – drony i amunicja krążąca prowadzą do rewolucyjnych zmian na współczesnym polu walki, przede wszystkim w zakresie zdolności do rozpoznania i skutecznego atakowania celów przeciwnika. Powszechne użycie, zarówno przez Rosjan, jak i siły ukraińskie, systemów bezzałogowych oznacza, w świetle tej lekcji, że każdy ruch jest obserwowany i „każda droga może stać się zasadzką”.
Wzdłuż linii frontu powstała głęboka „strefa śmierci”
Wzdłuż linii frontu powstała głęboka na kilkanaście kilometrów „strefa śmierci” o ograniczonej zdolności każdej ze stron do działania, co jeszcze dodatkowo zwiększa skuteczność obrony. Manewr stał się problemem, mamy do czynienia z „zamrożeniem” długich odcinków frontu, a wnioski strategiczne są oczywiste. Mała, ale dobrze przygotowana i odpowiednio wyposażona armia będzie w przyszłej wojnie w stanie stawić skuteczny opór i zatrzymać postępy znacznie silniejszego i liczniejszego przeciwnika.
Estonia ma też swoje „słabe punkty”, do których przede wszystkim zaliczyć można podatność jej rosyjskojęzycznej ludności na propagandę (stąd nacisk na odporność i przygotowanie społeczeństwa) oraz wydłużone szlaki zaopatrzeniowe, co z kolei zmusza do rozwoju zdolności własnego sektora zbrojeniowego.
Do jakiej wojny się przygotowujemy?
Przykład przygotowań obronnych Estonii pomaga nam zrozumieć znaczenie refleksji strategicznej i wagi odpowiedzi na pytanie: do jakiej wojny się przygotowujemy? Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o ryzyko związane z faktem, iż jak głosi popularne w świecie anglosaskim powiedzenie „generałowie najczęściej przygotowują się do wojny, która już była”, bo ze swej natury armia jest konserwatywną i niechętną zmianom strukturą.
Błędy popełniane w okresie pokoju nie są w podobnym stopniu kosztowne w przypadku wszystkich państw, co oznacza, że niewiele stanie się w przypadku Kanady, jeśli tamtejsi dowódcy i politycy źle odczytają charakter przyszłej wojny, ale znacznie poważniejsze konsekwencje będzie miała podobna postawa w przypadku Estonii czy Polski.
Kolejna wojna obnaży słabość niektórych armii
Jak napisał Andrew Latham, armia Kanady „jest zakorzeniona” w tradycyjnym, już nieaktualnym myśleniu na temat charakteru przyszłej wojny. Jego zdaniem:
Kolejna wielka wojna lądowa nie nagrodzi elegancji, butikowej modernizacji ani przekonania, że zaawansowana technologia może zastąpić masę i wytrzymałość. Obnaży armie zbudowane na tego rodzaju kruchych założeniach. Ukrycie w dużej mierze zanikło. Wyczerpywanie powróciło jako kluczowy element walki. Zaopatrzenie wpływa na rezultat tak samo decydująco, jak siła ognia. Jednak armia kanadyjska pozostaje zorganizowana, wyposażona i intelektualnie zakorzeniona w wizji wojny, która należała do wczorajszego świata. Problemem nie jest proste opóźnienie w modernizacji ani brak nowego sprzętu. To głębsza porażka koncepcyjna – odmowa zrozumienia, jak radykalnie i nieodwracalnie zmienił się charakter wojny lądowej.
Nie chodzi w tej diagnozie o kwestie związane z pozyskaniem czy wykorzystaniem nowych technologii wojskowych, ale przede wszystkim o zrozumienie, w jak rewolucyjny sposób zmienił się front we współczesnej wojnie. Nasycenie przestrzeni systemami bezzałogowymi, zastosowanie sztucznej inteligencji w dowodzeniu i sterowaniu „rojami” dronów, stały monitoring, wszystkie te elementy połączone w jeden system już doprowadziły do przekształcenia współczesnego pola walki „w transparentną, bogatą w dane” przestrzeń bojową, gdzie wszyscy są w ruchu, ruch jest stale i natychmiast śledzony, koncentracja jest wykrywana, a linie zaopatrzenia atakowane natychmiast po utworzeniu.
Armia, która nie potrafi się rozproszyć, zregenerować pod ostrzałem i utrzymać pod stałą obserwacją – argumentuje Latham - nie przetrwa. Zostanie rozbita.
Państwa NATO muszą dysponować zdolnościami i do obrony, i do ataku
Sandor Fabian jest zdania, że też na poziomie strategicznym siły zbrojne niektórych państw wschodniej flanki NATO popełniają fatalną pomyłkę, przygotowując się do kampanii wojennej, której nie będą toczyć. Ten węgierski ekspert pracujący w amerykańskich uczelniach wojskowych zauważył istotną rzecz.
Kraje europejskie rozpoczęły odbudowę swych zdolności obronnych, opierając się na błędnym przekonaniu, że małe kraje mogą budować i utrzymywać konwencjonalne siły zbrojne na wzór USA, które stanowić będą realne wyzwanie dla rosyjskiej machiny wojennej - uważa Fabian.
Co więcej, jest on zdania, iż NATO musi odejść od dominującego do tej pory podejścia, w którym kładzie się nacisk na standaryzację, zdolność do współdziałania i uniwersalność sił zbrojnych państw członkowskich. W obowiązującym paradygmacie państwa Paktu Północnoatlantyckiego muszą dysponować zarówno zdolnościami do obrony, jak i ataku, a także ich siły zbrojne muszą być tak ukształtowane, aby mogły stać się efektywnie działającą częścią potencjału sojuszniczego.
"Jeśli Rosjanie zaatakują, to wiele małych armii europejskich ulegnie całkowitemu zniszczeniu"
Tylko że takie podejście oznacza w przypadku niewielkich państw wschodniej flanki marnowanie i tak ich ograniczonych zasobów. W opinii Fabiana nie ma najmniejszego sensu wymagać, aby armie państw frontowych spełniały NATO-wskie kryteria kompatybilności z prostego powodu:
Jeśli Rosjanie zaatakują, to wiele małych armii europejskich ulegnie całkowitemu zniszczeniu w ciągu kilku dni, nie pozostawiając żadnych standardowych i interoperacyjnych formacji wojskowych do walki u boku innych państw NATO.
Zamiast budować w związku z tym uniwersalne siły zbrojne, państwa, które mogą zostać zaatakowane, winny skoncentrować się na wzmocnieniu swych zdolności do defensywy, tworząc wielowarstwową i trudną do przełamania obronę. Dopiero w przypadku państw „drugiej linii” celowe jest budowanie sił zdolnych do przeprowadzenia ofensywy, której przygotowanie wymaga zarówno czasu, jak i zatrzymania uderzenia przeciwnika. Tego czasu wschodnia flanka mieć nie będzie, a to oznacza, iż w pierwszym rzędzie będzie się bronić przed mającym przewagę zaskoczenia, inicjatywy i „masy” przeciwnikiem.
Kamuflaż, dezinformacja przeciwnika, budowa systemu sensorów i wzmocnienie artylerii
Małe państwa frontowe winny, w opinii Fabiana, całkowicie zmienić dotychczasowe podejście. Do tego stopnia, że zaleca on rozformowanie istniejących związków taktycznych i ich odtworzenie, ale wyznaczając im nowe zadania.
Wydatki w wysokości 5% PKB – argumentuje - powinny koncentrować się na przygotowaniu infrastruktury i fortyfikacji potencjalnego pola walki, zarówno w sensie fizycznym, jak i wirtualnym, w tym na budowie przeszkód, punktów umocnień i nowoczesnych pozycji obronnych.
Kamuflaż, dezinformacja przeciwnika, budowa systemu sensorów (zarówno na lądzie jak i w powietrzu), zdolności do wczesnego ostrzegania i wzmocnienie własnej artylerii, to te obszary, w które państwa obawiające się ataku Rosji winny inwestować. Trzeba też postawić na drony lądowe, morskie i powietrzne, bo z doświadczeń ukraińskich jasno wynika, że zdolności w tym zakresie znakomicie poprawiają skuteczność obrony.
Formacje wojskowe powinny zostać przeprojektowane i dostosowane do obrony pozycyjnej – przekonuje. - Systemy szkolenia, edukacji, ćwiczeń i oceny muszą zostać gruntownie zmodernizowane, aby zmaksymalizować skuteczność działań obronnych.
Państwa wschodniej flanki będą prowadzić wojnę manewrową?
Państwa wschodniej flanki, jak argumentuje, będą miały małą szansę prowadzić wojnę manewrową, raczej nie powinny też liczyć na osiągnięcie nad Rosjanami przewagi ilościowej i ogniowej. Naiwnością jest też myślenie w kategoriach rozstrzygającej „bitwy granicznej” i budowanie systemu, którego celem ma być przysłowiowe zatrzymanie atakujących.
Należy, w jego opinii, założyć, że Rosjanie wejdą na teren zaatakowanych państw wschodniej flanki, co zwiększa znaczenie odpowiednio przygotowanej wielowarstwowej obrony, również odporności państwa i ludności, bo będą oni musieli przetrwać trudne pierwsze dni agresji. Co więcej, zmiana modelu obrony wschodniej flanki i przejście do formuły defensywnej pozbawi też, w opinii Fabiana, Rosjan argumentów, w świetle których „zbliżanie” się NATO do ich granic stanowi zagrożenie dla ich bezpieczeństwa.
Węgierski ekspert nie wymienia, które państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego powinny przemyśleć swe podejście, ale wydaje się, że ma na myśli zarówno Bałtów, jak i Skandynawów, być może Słowację, Węgry i Rumunię. Pytanie, czy jego sugestie powinniśmy odczytywać jako adresowane do Polski pozostawiam otwarte, co nie zmienia faktu, iż na terenach na wschód od Wisły winniśmy być przygotowani do obrony w podobnym jak Estonia modelu.
Polecany artykuł: