Rosja reaguje na propozycję zamknięcia Zatoki Fińskiej dla rosyjskich statków i okrętów
Na precyzyjną interpretację tego, co się stało, jest jeszcze zbyt wcześnie, ale nie można wykluczyć, iż Rosjanie w ten sposób reagują na propozycje, które pojawiły się w ostatnim czasie, aby „zamknąć” dla rosyjskich statków i okrętów Zatokę Fińską. Generał Martin Harem, dowódca estońskich Sił Zbrojnych, powiedział na początku maja, że należy przygotować się na tego rodzaju scenariusz i dodał, iż podległe mu jednostki mają wystarczający potencjał, zarówno rakietowy jak i w zakresie min morskich, aby zrealizować tego rodzaju zadania. Oczywiście niezbędne będzie współdziałanie innych państw bałtyckich, przede wszystkim, jak powiedział, Finlandii, Szwecji i Polski, ale jest to plan możliwy do realizacji.
Aby przekonać się, jak bolesny byłby to dla Rosji cios, wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że w pierwszej czwórce portów na Bałtyku - jak wynika z raportu organizacji Baltic Ports za rok 2022 - trzy to porty rosyjskie: Ust – Ługa, Primorsk i Petersburg, znajdujące się w Zatoce Fińskiej. Ust-Ługa jest największym portem bałtyckim (drugim pod tym względem jest Gdańsk), a łączne przeładunki portów rosyjskich wyniosły w 2022 roku 117 mln ton i rosły, mimo międzynarodowych sankcji.
Jeśli analizujemy zdolności Federacji Rosyjskiej w zakresie eksportu towarów masowych (węglowodory, nawozy, zboże), to w związku z trudną sytuacją na Morzu Czarnym Bałtyk ma kluczowe znaczenie. A to oznacza, że ewentualna blokada morska oznaczałaby niemal automatycznie wojnę, niewykluczone, że z użyciem rosyjskiego potencjału jądrowego, co Moskale właśnie sygnalizują. Wydarzenia ostatnich dni winny nas skłaniać do refleksji nie tylko na temat sytuacji na Bałtyku w razie ewentualnego wybuchu wojny, ale również do postawienia pytań, co może się stać, jeśli będziemy mieć do czynienia ze wzrostem napięcia i narastającymi zagrożeniami.
Drożność szlaków żeglugowych, ochrona podmorskiej infrastruktury krytycznej i normalna praca portów są kluczowe dla Polski
Nie ulega wątpliwości, że dla Polski drożność szlaków żeglugowych, ochrona podmorskiej infrastruktury krytycznej i zdolność portów do normalnej pracy ma absolutnie kluczowe znaczenie. Wynika to z faktu, że całość naszego zaopatrzenia w towary masowe, takie jak ropa czy gaz ziemny, przepływa przez porty bałtyckie i zablokowanie tego akwenu może mieć dramatyczne konsekwencje. Nie tylko zresztą jeśli chodzi o towary masowe, bo przecież Gdańsk jest też wielkim portem kontenerowym.
W tym ostatnim przypadku na sytuację na Bałtyku wpływ mogą mieć inne wydarzenia, jak choćby ataki jemeńskich Huti, które już spowodowały, że m.in. Maersk jeden z potentatów na tym rynku, zmuszony został do zmiany trasy żeglugi swych kontenerowców i teraz pływają one dookoła Afryki. W efekcie transport towarów z Chin do Europy trwa dłużej, jest też droższy, a rykoszetem sytuacja ta uderza w Polskę.
Duński przewoźnik, aby obsłużyć dotychczasowy ruch, musi przesunąć większą liczbę swoich kontenerowców na ten kierunek i w efekcie wycofuje się czasowo z obsługi linii do Gdańska. Nie chodzi o całkowitą rezygnację, ale o skierowanie na trasy bałtyckie mniejszych jednostek, ale to oznacza spadek przeładunków w polskich portach. Nawet jeśli mamy do czynienia z czasowymi zmianami, to na tym przykładzie widać, jak wrażliwy na różnego rodzaju zagrożenia jest transport morski. Zwłaszcza, jeśli jest obsługiwany przez zagranicznych armatorów. Tak jak np. w przypadku polskich dostaw LNG, gdzie głównym operatorem jest norweska grupa Knutsen. PGNiG kupuje gaz m.in. w Stanach Zjednoczonych, ale aby dostawy zostały zrealizowane, potrzebne są jeszcze zdolności transportowe, którymi polska firma nie dysponuje. Podobna sytuacja jest też w przypadku ropy naftowej.
"Mówimy o ryzyku wojny, w tym na Bałtyku i o sytuacjach kryzysowych"
Dlaczego jest to istotne? Otóż jeśli mówimy o ryzyku wojny, w tym na Bałtyku, to trzeba postawić pytanie, w jaki sposób państwo polskie, nie dysponując własnymi zdolnościami, będzie w stanie zagwarantować stabilność i regularność dostaw towarów i surowców kluczowych zarówno dla wysiłku wojennego, jak i zdolności gospodarki do funkcjonowania? Zagrożenia nie są związane wyłącznie z wojną. W sytuacjach kryzysowych, kiedy rośnie ryzyko, będziemy mieć do czynienia z rosnącymi kosztami frachtów (wzrasta ubezpieczenie), ale też musimy liczyć się z wycofywaniem się niektórych firm z obsługi danego kierunku.
Rosja, która zbudowała swoją „flotę cienia”, skupując na całym świecie wysłużone tankowce, jest w stanie akceptować zapewne wyższy poziom ryzyka (w tym przypadku możemy mieć też do czynienia z bezpośrednim poleceniem Kremla) niż działający w oparciu o kryteria rynkowe armatorzy.
Niemcy przyjęli właśnie „Ogólne wytyczne ramowe ogólnej obrony”, czyli plan działań na wypadek wojny z Rosją. Obejmuje on szereg działań, w tym daje możliwość rządowi federalnemu konfiskowania niektórych krytycznie istotnych aktywów lub wydawania poleceń firmom prywatnym, aby te realizowały zadania w zakresie obronności. W Polsce nawet gdybyśmy mieli podobny, kompleksowy plan działania, to i tak niewiele by to zmieniło, bo nie mając jurysdykcji, nie jesteśmy w stanie wymusić na zachodnich firmach, aby te obsługiwały nasz rynek.
Gazprom zażądał precyzyjnych danych o trasach morskich, obszarach nurkowania i użyciu amunicji
Dlaczego o tym piszę? Warto zwrócić uwagę na dwie informacje, które pojawiły się ostatnio. Otóż w niemieckim dzienniku "Sűddeutsche Zeitung", który w związku z toczącym się oficjalnym śledztwem, opisuje kulisy powstawania gazociągu Nord Stream 2, ukazał się artykuł, w którym można przeczytać, że „rosyjski koncern energetyczny Gazprom, zażądał precyzyjnych danych o trasach morskich, obszarach nurkowania i użyciu amunicji – w odniesieniu do planowanej trasy gazociągu.” Buneswehra zdziwiona była tego rodzaju nietypowymi „prośbami”, ale jak zeznało dwóch generałów, „przekazano również do Urzędu Górniczego w Stralsundzie dokumenty dotyczące liczby strzałów i kalibrów w rejonie ostrzału artyleryjskiego Zatoki Pomorskiej.”
Rosjanie nie tylko „mapują” obecnie położenie podwodnych gazociągów, kabli energetycznych i światłowodów, o czym wielokrotnie donosiły media, ale od lat zbierali dane o czysto wojskowym znaczeniu. W tym konkretnym przypadku chodzi o zatokę, w której znajdują się krytyczne z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski porty, takie jak choćby Gazoport.
Critical Undersea Infrastructure Network. Ochrona podmorskiej infrastruktury krytycznej
Druga informacja, na którą chciałbym zwrócić uwagę, związana jest ze spotkaniem, które odbyło się 23 maja w Brukseli, w centrali NATO. Mowa jest zespole, który ma zajmować się ochroną podmorskiej infrastruktury krytycznej, czyli tzw. Critical Undersea Infrastructure Network. Narada jest konsekwencją podjętej w lutym br. decyzji ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich NATO, problemem wszakże jest - jak się wydaje to - że mieliśmy do czynienia z pierwszym posiedzeniem tego zespołu, co pokazuje jak dalece spóźniona jest reakcja państw członkowskich na zagrożenia związane z infrastrukturą krytyczną.
W innych domenach też mamy sytuację, którą należy uznać za niepokojącą. Jak niedawno ujawnił dziennik "The Financial Times", jeśli chodzi o zdolność państw wschodniej flanki NATO do obrony własnej przestrzeni powietrznej, to najłagodniej rzecz ujmując jest ona niewystarczająca. W tym zakresie eksperci Kwatery Głównej oceniają obecne zdolności na poziomie 5 % niezbędnych, aby mówić o pełnej protekcji.
Rosja ma w swoich arsenałach nawet 250 tys. min morskich?
Jeszcze w ubiegłym roku John R. Deni, profesor US War College, analizując, co się powinno stać, aby NATO kontrolowało sytuację na Bałtyku, nie mówiąc już o przekształceniu tego akwenu we własne „jezioro”, zwracał uwagę na konieczność przezwyciężenia kryzysu kadrowego, którym dotknięte są marynarki wojenne wszystkich państw mających dostęp do morza oraz przede wszystkim pozyskanie zdolności identyfikowania i trałowania min morskich. Niektóre ekspertyzy wskazują na to, że Rosjanie w swoich arsenałach mogą mieć nawet 250 tys. min morskich, co oznacza, nawet jeśli te liczby są przesadzone, że są oni w stanie relatywnie szybko zablokować porty bałtyckie państw uznawanych przez Moskwę za wrogie.
Mamy trzeci rok wojny na Ukrainie, rośnie napięcie między NATO a Rosją, niemal każdego dnia dochodzi do prowokacji, ale zdolności państw na wschodniej flance NATO nie rosną znacząco. Dotyczy to zarówno zdolności marynarek wojennych, sił obrony przestrzeni powietrznej czy w zakresie aktywnej ochrony infrastruktury krytycznej. Zarysowuje się niebezpieczna asymetria rosyjskich zdolności do działania na Bałtyku i NATO-wskich możliwości przeciwdziałania prowokacyjnym i potencjalnie destrukcyjnym akcjom. Już sam fakt narastającego ryzyka, co będzie bezpośrednią konsekwencją tzw. działań aktywnych, poniżej art. 5, oznacza z punktu widzenia państw takich jak Polska wymierne i odczuwalne straty.