Spis treści
- NATO silniejsze niż kiedykolwiek?
- Polacy oceniają pozytywnie NATO
- Badania Amerykanów potwierdzają także nasze rodzime
- Co przyniesie szczyt NATO?
- Niektórzy obawiają się, że NATO za Trumpa osłabnie i trzeba działać
NATO silniejsze niż kiedykolwiek?
Zbliżający się szczyt NATO w Waszyngtonie, który odbędzie się 9 lipca, będzie nie tylko kolejnym ważnym spotkaniem sojuszników w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale także 75. rocznicą podpisania Traktatu Północnoatlantyckiego, który miał miejsce 4 kwietnia 1949 r. w stolicy USA.
NATO obecnie jest zdecydowanie większe, niż było jeszcze 40 lat temu. Niedawno do Sojuszu przyjęta została Szwecja i Finlandia, doprowadzając tym samym, że Morze Bałtyckie stało się niemal "morzem wewnętrznym NATO" ale także ich wstąpienie wzmacniało Sojusz, i pokazuje dobitnie, że organizacja nie jest czymś martwym - "śmierć mózgowa nie nastąpiła". Wręcz przeciwnie, rozrost Sojuszu pokazuje, że nadal w Europie NATO jest ważną organizacją. Putin w zasadzie rozpoczynając wojnę na Ukrainie, sprawił, że Sojusz stał się potężniejszy i zbliżył się jeszcze bardziej do granic Rosji z powodu błędnych założeń prezydenta Rosji, który teraz może paranoicznie opowiadać o otaczającym jego państwo NATO. A przecież wiadomo, że „tę pętlę” założył sobie on sam.
NATO jest silniejsze i bardziej świadome nowych zagrożeń, sen, w którym kraje członkowskie trwały przez ostanie lata, został przerwany przez Putina i wojnę, którą postanowił rozpętać. Mimo jego działań mających na celu podkopywanie zaufania i szerzenia dezinformacji nie udało się jemu rozbić jedności. Nic więc dziwnego, że NATO nadal cieszy się w dużym zaufaniem wśród społeczeństwa.
Polacy oceniają pozytywnie NATO
Według sondażu przeprowadzonego przez waszyngtoński ośrodek Pew Research Center w związku ze zbliżającym się ze szczytem NATO w Waszyngtonie w dniach 9-11 lipca. Polacy obok Holendrów i Szwedów są narodami, w których społeczeństwa wyrażają największą pozytywną opinię na temat NATO - 91 proc. Polaków, 75 proc. Holendrów oraz 71 proc. Szwedów ocenia pozytywnie NATO. Na kolejnych miejscach jest: Wielka Brytania (66 proc.), Niemcy (64 proc.), Kanada i Węgry (po 63 proc.), Włochy (60 proc.), USA (58 proc.), a także Francja (54 proc.).
Amerykański sondaż pokazuje, że pozytywnie o Sojuszu wypowiada się mniej Hiszpanów (45 proc.), Turków (42 proc.) oraz Greków (37 proc.).
Z badania wynika również, że 88 proc. polskich ankietowanych uważa członkostwo Polski w NATO za "ważne ze względu na bezpieczeństwo narodowe", a 55 proc. określa je jako "bardzo ważne".
Ponadto w opracowaniu podkreślono, że "wśród badanych przez nas opinii publicznych (w wielu krajach) Polacy wyróżniają się bardzo pozytywnymi opiniami o NATO oraz bardzo negatywnymi na temat Rosji oraz Putina".
97 proc. Polaków ma negatywny stosunek do Rosji, a 98 proc. nie ma zaufania do Władimira Putina na arenie międzynarodowej.
Badania Amerykanów potwierdzają także nasze rodzime
Niedawno w związku z rocznicą wstąpienia Polski do NATO również CBOS zbadał opinię Polaków na temat postrzegania Sojuszu. Według badania z lutego bieżącego roku, 60 proc. ankietowanych uważa, że przystąpienie do NATO było dla Polski wydarzeniem przełomowym o historycznym znaczeniu - to najwyższy wynik historii tych badań. W przededniu akcesji, w lutym 1999 r. uważało tak 44 proc. badanych, a w poprzednim sondażu z 2019 r. - 42 proc.
Łącznie 90 proc. badanych popiera przynależność Polski do NATO - 61 proc. zdecydowanie, 29 proc. - raczej. W sondażu z 2014 r., gdy Polska obchodziła 15 rocznicę wejścia do Sojuszu, było to łącznie 62 proc. Rekordowe poparcie dla członkostwa Polski w NATO CBOS odnotował w marcu 2022 r. - niedługo po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę - gdy wyniosło ono 94 proc.
Zdaniem 74 proc. ankietowanych przynależność Polski do NATO jest gwarancją niepodległości Polski - to o 12 punktów proc. więcej niż w 2014 r., a w lutym 1999 r. opinię taką wyraziło 41 proc. badanych.
82 proc. ankietowanych uważa, że przynależność Polski do NATO zapewnia Polsce pokój i bezpieczeństwo, to o 14 punktów proc. więcej niż w 2014 r. i 27 punktów proc. więcej niż w 1999 r. Zdaniem 10 proc. ankietowanych obecność w NATO zwiększa możliwość uwikłania Polski w konflikt zbrojny - w 2014 r. uważało tak o 8 punktów proc. badanych więcej, a w 1999 r. uważało tak 27 proc. badanych.
Zdaniem łącznie 79 proc. ankietowanych w tej chwili Polska może być pewna zaangażowania sojuszników w ewentualną obronę naszych granic (22 proc. - zdecydowanie, 57 proc. - raczej) - to o 18 punktów proc. więcej niż w 2014 r. Według łącznie 16 proc. badanych Polska nie może być tego pewna (14 proc. raczej, 2 proc. zdecydowanie) - to o 11 punktów proc. mniej niż dziesięć lat temu.
Łącznie 83 proc. respondentów uważa, że w Polsce powinny stacjonować wojska innych państw NATO (40 proc. zdecydowanie, 43 proc. raczej). W lutym 1999 r. uważało tak łącznie 32 proc. badanych. Nie powinno się tak dziać zdaniem łącznie 9 proc. ankietowanych (7 proc. raczej, 2 proc. - zdecydowanie nie powinny) - w 1999 r. uważało tak 56 proc. badanych. Nie odpowiedziało lub stwierdziło, że "trudno powiedzieć" 7 proc. - dziesięć lat temu było to 12 proc.
Co przyniesie szczyt NATO?
Oprócz wymiaru symbolicznego, spotkanie ma przynieść konkretne decyzje, przede wszystkim w kwestii wsparcia dla Ukrainy, która od ponad dwóch lat zmaga się z rosyjską agresją. Kijów, by skutecznie bronić się przed Moskwą, potrzebuje pieniędzy oraz broni i w tych obszarach spodziewane są ustalenia.
Wyjściem naprzeciw potrzebom Ukrainy ma być zobowiązanie sojuszników do kontynuacji jej wsparcia finansowego. Od inwazji Rosji członkowie NATO przekazywali Ukrainie ok. 40 mld euro pomocy wojskowej rocznie. Stoltenberg powiedział w piątek (5 lipca), że sojusznicy są zgodni co do tego, że to minimum. Sekretarz generalny spodziewa się, że w Waszyngtonie zadeklarują, iż ten poziom pomocy zostanie utrzymany także w następnym roku. Co jednak istotne, Stoltenberg chciał, żeby deklaracja finansowa co do wsparcia Ukrainy dotyczyła kilku lat, a nie tylko kolejnego roku, jednak w tej sprawie nie ma jednomyślności wśród państw sojuszniczych.
Polecany artykuł:
Szef NATO oczekuje również na szczycie decyzji dotyczących przyspieszenia wsparcia wojskowego dla Ukrainy w postaci dostaw broni i amunicji. Według nieoficjalnych informacji, państwa NATO mogą zadeklarować dostawy dodatkowych systemów obrony powietrznej dla Ukrainy, o co w ciągu ostatnich miesięcy zabiegał Kijów.
Sojusznicy mają też potwierdzić decyzję co do tego, że NATO będzie odgrywać większą rolę w koordynacji pomocy wojskowej dla Ukrainy. Wcześniej była za to odpowiedzialna Grupy Kontaktowa ds. Obrony Ukrainy, określana jako grupa Ramstein, która będzie nadal istnieć jako kierowane przez USA forum polityczne odpowiedzialne za wsparcie Ukrainy. NATO tymczasem przejmie odpowiedzialność operacyjną, czyli koordynację dostaw broni i szkoleń ukraińskich żołnierzy. Będzie za to odpowiedzialne dowództwo w Wiesbaden w zachodnich Niemczech. Przywódcy mają podjąć także decyzję o pogłębieniu współpracy wojskowej między Sojuszem a siłami ukraińskimi.
Zdaniem Stoltenberga, wszystkie te elementy „stanowią pomost do członkostwa w NATO i bardzo mocny pakiet dla Ukrainy na szczycie". „Ukraina zbliża się do NATO” – podkreślił na konferencji prasowej w piątek - 5 lipca.
Oprócz Ukrainy w Waszyngtonie jednym z najważniejszych tematów rozmów będzie główne zadanie NATO, czyli odstraszanie i obrona. Obecnie Sojusz dysponuje 500 tys. żołnierzy w stanie wysokiej gotowości, ulepszonymi zdolnościami, gotowymi do walki grupami bojowymi i ma nowych członków. Przywódcy będą rozmawiać o tym, jak wykorzystać te atuty, by jeszcze lepiej chronić sojuszników w ramach NATO.
Co ważne, w stolicy USA w trakcie szczytu ma zostać przyjęte zobowiązanie do wzmocnienia współpracy przemysłowej w zakresie obronności, aby zwiększyć produkcję w tym sektorze. Braki w tym obszarze unaoczniły problemy Zachodu z dostawami amunicji artyleryjskiej dla Ukrainy. Kraje NATO nie były w stanie zwiększyć jej produkcji, gdy ukraińscy żołnierze na froncie borykali się z ich brakiem. Jednocześnie dostawy dla Ukrainy uszczupliły zapasy militarne państw sojuszniczych.
Zdaniem części mediów, wzrost wydatków na obronność państw NATO będzie tematem mocno eksponowanym podczas szczytu. W 2014 r. szefowie państw i rządów NATO zgodzili się przeznaczyć 2 proc. PKB na wydatki na obronę, aby pomóc zapewnić ciągłą gotowość militarną Sojuszu. Decyzja ta została podjęta w odpowiedzi m.in. na nielegalną aneksję Krymu przez Rosję. Oczekuje się, że w 2024 r. 23 sojuszników osiągnie lub przekroczy ten cel, w porównaniu z zaledwie trzema sojusznikami w 2014 r. Polska jest w tym zestawieniu liderem, wydając 4 proc. PKB na obronność.
Wreszcie, tematem spotkania będą globalne partnerstwa NATO. Stoltenberg zaprosił przywódców Australii, Japonii, Nowej Zelandii i Korei Płd. do Waszyngtonu, aby jeszcze bardziej pogłębić współpracę, w tym w zakresie wsparcia dla Ukrainy, cybernetyki i nowych technologii.
Spotkanie głów państw i szefów rządów trzydziestu dwóch członków Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) odbędzie się po raz czwarty w historii w USA, po Waszyngtonie w 1978 r. i w 1999 r. oraz Chicago w 2012 r.
Niektórzy obawiają się, że NATO za Trumpa osłabnie i trzeba działać
Profesor John R. Deni, który pracuje w Strategic Studies Institute w US Army War na łamach Politico, napisał, że konieczne jest podjęcie niezbędnych kroków odstraszających mających na celu zabezpieczenie przed możliwą zmianą w relacjach Ameryki z NATO. Bo jak napisał: „mając wątpliwości co do gotowości Ameryki do wzmocnienia sojuszników z NATO w przypadku ataku ze strony Rosji, najlepszym rozwiązaniem organizacji w coraz bardziej ryzykownym kontekście bezpieczeństwa europejskiego jest wdrożenie strategii „odstraszania przez zaprzeczanie” — mającej na celu powstrzymanie i odparcie próby ataku na terytorium sojusznicze bez oddawania zbyt wiele, jeśli w ogóle, terenu. A prawda jest taka, że sojusz jest już w połowie drogi — na szczycie w Madrycie w 2022 r. NATO zobowiązało się do odstraszania przez zaprzeczanie. Niestety, rzeczywistość na wschodniej flance nie pasuje jeszcze do tej retoryki”.
Jak tłumaczy profesor Deni: „odstraszanie przez zaprzeczanie jest strategią, która brzmi intuicyjnie atrakcyjnie - i czymś, do czego NATO powinno być zdolne. Jednak przez większość swojej historii, Sojusz miał trudności z jej realizacją. Na przykład, w czasie zimnej wojny NATO czasami było bliskie dorównania konwencjonalnej sile wojskowej państw Układu Warszawskiego wzdłuż granicy między ówczesnymi dwiema połówkami Niemiec, ale zazwyczaj nie było w stanie jej pokonać. Ta niezdolność - lub niechęć - do osiągnięcia parytetu sił konwencjonalnych po części odzwierciedlała dążenie Zachodu do taniego odstraszania w przeciwieństwie do Związku Radzieckiego. Następnie, po zakończeniu zimnej wojny, ta nierównowaga sił konwencjonalnych w stosunku do Rosji stała się jeszcze bardziej dramatyczna. Było to jednak do zaakceptowania z dwóch powodów: Po pierwsze, dla wielu na Zachodzie Rosja po prostu nie była tak agresywna - lub, sądząc po jej licznych nieudanych reformach wojskowych, tak skuteczna - jak wydawała się w czasach sowieckich. Dlatego też istniało silne poparcie społeczne dla dywidendy pokojowej, zmniejszenia konwencjonalnej siły i rezygnacji z poboru do wojska. Po drugie, rodzaje operacji, które sojusznicy coraz częściej prowadzili - jak te w Kosowie i Afganistanie - wymagały lepiej wyszkolonych, mobilnych sił zawodowych”.
W związku z tym jak tłumaczy dalej Deni: „ta niezdolność do osiągnięcia odstraszania przez zaprzeczanie doprowadziła Sojusz do dążenia do odstraszania przez karanie - formy odstraszania mającej na celu przekonanie potencjalnych agresorów, że w przypadku ataku, NATO odeprze atak w niszczycielski sposób. Ponieważ jednak odstraszanie przez karanie nie może zapobiec wczesnym zdobyczom agresora, oczywistą - choć często niewypowiedzianą - implikacją jest to, że terytorium może zostać utracone, przynajmniej początkowo”.
Polecany artykuł:
Tutaj warto wspomnieć, że przed rokiem 2023 koncepcja obronna NATO zakładała, że jeśli Rosjanie zaatakują, państwa bałtyckie, to będą musiały wytrzymać atak, dopóki sojusznicy nie przyjdą im z pomocą. Jednak po szczycie NATO w Wilnie, nowe plany zakładają gotowość do natychmiastowej odpowiedzi. Jak przypomina analityk Marcin Lorenz w publikacji PISM pt: „Znaczenie regionalnych planów obronnych NATO” z września 2023 roku, „w 2020 r. sojusznicy zatwierdzili nową koncepcję obrony i odstraszania, która stała się częścią strategii przyjętej w Madrycie w 2022 r. Zgodnie z koncepcją wysuniętej obrony Sojusz już w początkowej fazie kryzysu ma nie dopuścić do uzyskania przez przeciwnika przewagi w żadnym regionie geograficznym i domenie operacyjnej (ląd, powietrze, morze, przestrzeń kosmiczna, cyberprzestrzeń i operacje sił specjalnych). W tym celu sojusznicy opracowali plan strategiczny, który zakłada konieczność skoordynowanej obrony całego terytorium Sojuszu oraz plany dla poszczególnych domen operacyjnych”.
Mimo tego, co udało się osiągnąć, to jak napisał profesor Deni: „nic z tego nie składa się na odstraszanie przez zaprzeczanie. Wysiłki Sojuszu zmierzające do stworzenia zabezpieczeń na lądzie, w powietrzu, na morzu, w cyberprzestrzeni i w spektrum elektromagnetycznym były - i pozostają - niewystarczające. Aby było jasne, sojusz zasługuje na pochwałę za to, co zrobił do tej pory, ale z nieprzewidywalnym przywódcą na Kremlu, nic z tego nie wystarczy, aby osiągnąć odstraszanie przez zaprzeczenie”.
Z tego też względu Deni proponuje, by NATO podjęło działania polityczne takie jak zwiększenie liczebności sił zbrojnych, zmiany w składzie sił i modyfikacje zasad użycia siły.
Autor tutaj przypomina, że przez ostatnie lata takie państwa jak Francja, Włochy, Niemcy i Wielka Brytania przez swoją politykę względem sił zbrojnych, borykają się teraz z niedoborami personelu wojskowego. Mimo tego według autora: „odstraszanie przez zaprzeczanie niekoniecznie musi oznaczać dorównywanie siłom rosyjskim żołnierz za żołnierza w każdym miejscu - chociaż lepiej byłoby, gdyby NATO dążyło do parytetu na terytoriach swoich najbardziej narażonych sojuszników. Atakowanie jest zwykle uważane za "trudniejsze" zadanie wojskowe niż obrona. Wymaga od żołnierzy opuszczenia bezpiecznych fortyfikacji i wkroczenia na nieznany "obcy teren", więc zazwyczaj stosunek sił trzy do jednego jest niezbędny do osiągnięcia sukcesu w ofensywie. Aby to złagodzić, NATO powinno dążyć do tego, aby jego siły na wschodzie nie spadły poniżej stosunku dwa do jednego lub 1,5 do jednego”.
Dlatego też jak tłumaczy profesor, kraje w NATO na poważnie będą musiały rozważyć swoje decyzje o wznowieniu poboru, a także przyjąć aktywację sił rezerwowych, aby pomóc sojusznikom osiągnąć niezbędną liczbę żołnierzy.
Jak dalej tłumaczy Deni: „jeśli chodzi o jakość, oznacza to wyposażenie wysuniętych jednostek wojskowych NATO w bardziej wszechstronne zdolności, w tym w walkę elektroniczną, bezzałogowe statki powietrzne, obronę powietrzną krótkiego zasięgu i cyberprzestrzeń. A jeśli chodzi o ilość, oznacza to, że każda wysunięta jednostka wojskowa w trzech państwach bałtyckich, Polsce i Rumunii powinna zostać na stałe przekształcona w jednostki wielkości brygady. Dowodzona przez Niemcy jednostka na Litwie zmierza w tym kierunku, a dowodzona przez Kanadę jednostka na Łotwie również może to robić — ale harmonogramy są żałośnie długie”.
PM/PAP
Listen on Spreaker.