Czego możemy spodziewać się po szczycie NATO w Waszyngtonie?

2024-06-28 14:37

Szczyt NATO, który odbędzie się w Waszyngtonie w dniach 7 – 11 listopada skłania do postawienia kilku pytań na temat kondycji Sojuszu, możliwych decyzji i perspektyw na przyszłość. Czego możemy się spodziewać?

Czego możemy spodziewać się po szczycie NATO w Waszyngtonie?

i

Autor: Shutterstock

Po pierwsze, udało się wyłonić nowego Sekretarza Generalnego. Mark Rutte nie jest z pewnością idealną, z punktu widzenia państw wschodniej flanki osobą, bo w Warszawie czy Tallinie doskonale pamięta się zarówno jego aktywne wsparcie dla obydwu projektów Nord Stream jak i to, że Holandia przez lata nie wywiązywała się z obowiązku wydawania 2 % swego PKB na bezpieczeństwo. O jego wyborze zdecydowało, jak się wydaje to, że jest to polityk niesłychanie elastyczny, umiejący budować kompromisy i, co chyba najważniejsze, mający dobre relacje z Donaldem Trumpem, który po katastrofalnej dla Joe Bidena debacie telewizyjnej wyraźnie zbliżył się do zwycięstwa w listopadowych wyborach prezydenckich. Jeszcze w lutym tego roku w trakcie obrad Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Rutte mówił, zwracając się do europejskich przywódców: „Powinniśmy przestać jęczeć, marudzić i narzekać na Trumpa” i podkreślał, że trzeba szanować decyzje wyborcze Amerykanów przygotowując się do współpracy z każdym kogo oni wybiorą.

Przełomu nie będzie?

Mimo, iż Joe Biden zapowiadał w lutym 2023 roku w Warszawie historyczne decyzje, które miały zapaść na waszyngtońskim szczycie Sojuszu, to niewiele dziś na to wskazuje, iż takowe zostaną podjęte. W żadnej z istotnych kwestii nie osiągnięto porozumienia, co oznacza, że trudno spodziewać się przełomu.

Zacznijmy od Ukrainy. Co prawda Anthony Blinken zapowiedział, że w trakcie szczytu państwa członkowskie „zbudują most” do ukraińskiego członkostwa w NATO, ale dziś niewiele wskazuje, aby sojusznicy byli w stanie posunąć się dalej, niż dość ogólne deklaracje, które padły w toku dwóch ostatnich szczytów. W amerykańskich mediach pojawiły się nawet przecieki sugerujące, że Departament Stanu wywiera presję na Kijów, aby przedstawiciele Ukrainy nie stawiali zbyt ostro w Waszyngtonie kwestii konkretów dotyczących perspektywy wejścia do Paktu. Ivo H. Daalder, były dyplomata który pracował w administracji Obamy, a dziś stoi na czele wpływowej Chicagowskiej Rady ds. Polityki Zagranicznej powiedział nawet, że w „Waszyngtonie panuje konsensus” w kwestii bezcelowości, tak długo jak trwa wojna, formułowania w kwestii Ukrainy dalej idących deklaracji.

W jego opinii znacznie ważniejsze może okazać się uzgodnienie przez sojuszników warunków po spełnieniu których „będziemy mogli posunąć się dalej” w kwestii członkostwa Kijowa. Taki „program minimum” na użytek szczytu w Waszyngtonie sformułował Ian Brzeziński z Atlantic Council. Podobnie jak Daalder nie spodziewa się on przełomu w kwestii ukraińskiej, ale jego zdaniem sojusznicy mogliby spróbować uzgodnić trzy decyzje.

Ukraina w NATO. Czego się spodziewać?

Po pierwsze, jak argumentuje, NATO mogłoby w Waszyngtonie uznać, że Ukraina spełnia polityczne kryteria przyjęcia do Sojuszu. Nie oznacza to ani automatycznego zaproszenia do negocjacji, ani też potwierdzenia, iż w siłach zbrojnych tego państwa wdrożono i w pełni funkcjonują standardy NATO. Brzeziński odwołuje się w tym przypadku do zapisów art. 10 Traktatu Waszyngtońskiego, który precyzuje które państwa (europejskie demokracje mogące wnieść wkład do kolektywnego systemu bezpieczeństwa) mogą aspirować do członkostwa. Jego zdaniem te, ogólnie zakreślone, kryteria Ukraina spełnia i to wystarczy na sformułowanie proponowanej deklaracji.

Drugim krokiem mogłoby być zaproszenie przez NATO przedstawicieli Ukrainy, zarówno personelu cywilnego jak i wojskowego, aby zaczęli oni pracować w strukturach Sojuszu, w tym Kwaterze Głównej w Brukseli. Nabędą w ten sposób niezbędne doświadczenie a Pakt zwiększyłby wiarygodność swych deklaracji w kwestii akcesji Kijowa.

Po trzecie wreszcie, jak argumentuje Brzeziński, można byłoby na waszyngtońskim szczycie przyznać delegatowi Ukrainy status członka – obserwatora uczestniczącego w pracach Rady Atlantyckiej. Nie ulega wątpliwości, że te propozycje, jeśli zostaną przyjęte byłyby korzystne dla ukraińskich aspiracji. Jednak ich umiarkowany charakter pozwala zrozumieć również z jak poważnymi barierami Kijów będzie musiał mierzyć się zanim stanie się pełnoprawnym członkiem Sojuszu. Z pewnością Pakt Północnoatlantycki nie jest obecnie gotów na podjęcie jakichkolwiek dalej idących decyzji a nawet może okazać się, że umiarkowane propozycje Iana Brzezińskiego są zbyt daleko idącymi.

Pomoc finansowa dla Ukrainy

Co gorsza podobny impas zarysował się w sprawie stabilizacji wsparcia finansowego dla Kijowa. Jens Stoltenberg jeszcze w kwietniu zaproponował stworzenie specjalnego, europejskiego funduszu pomocy dla Ukrainy wartego 100 mld dolarów. Miałby to być mechanizm „natowski” a państwa członkowskie wpłacałyby na ten cel środki proporcjonalnie do własnego PKB. Intencje skrywające się za tą propozycją były oczywiste. Chodziło o to aby pomoc dla Kijowa nie była uzależniona od decyzji Waszyngtonu, ale jednocześnie ustępujący Sekretarz Generalny proponując powiązanie wpłat na ten fundusz z wielkością PKB państw członkowskich chciał, jak można przypuszczać, wytyczyć drogę na rzecz zwiększenia partycypacji w wydatkach wojskowych niż Stany Zjednoczone członków Sojuszu. W Waszyngtonie od dawna już bowiem słychać głosy, że utrzymanie dotychczasowego modelu w którym Amerykanie mając 53 % PKB całego NATO wydają na bezpieczeństwo 67 % przeznaczanych przez Sojusz na ten cel środków jest w dłuższej perspektywie nie do utrzymania.

Propozycja Stoltenberga nie spotkała się jednak z uznaniem europejskich członków Paktu, przeciw były zarówno Niemcy jak i Francja, co w praktyce doprowadziło, jak zauważyła komentatorka Foreign Policy, do wstrzymania prac nad utworzeniem funduszu pomocy dla Kijowa a także do obniżenia aspiracji. Obecnie nie ma mowy o uzgodnieniu pomocy w skali zaproponowanej przez Stoltenberga, dyskutuje się utrzymanie jej na dotychczasowym poziomie, co oznacza też, że ewentualne porozumienie nie zmniejszy zależności od decyzji Waszyngtonu, który dziś finansuje połowę pomocy dla Kijowa.

NATO. Wydatki na zbrojenie

Debata na temat poziomu wydatków państw członkowskich NATO na zbrojenia dopiero się zaczyna. Jak zauważają Valbona Zeneli i Philippe Dickinson z Atlantic Council dyskusja na temat tego czy członkowie Paktu realizują swe zobowiązania w zakresie wydawania 2 % PKB na bezpieczeństwo: „będzie miała charakter redukcyjny. Koncentrujemy uwagę na danych wejściowych, a nie na wymaganiach. Nie przekłada się to na pełne zrozumienie tego, jakie są rzeczywiste zdolności wojskowe sojuszników ani w jaki sposób są oni w stanie wykorzystać te zdolności dla korzyści NATO i egzekwowania porządku międzynarodowego.”

W nadchodzących latach, niezależnie kto wygra listopadowe wybory w Stanach Zjednoczonych, Pakt będzie koncentrował się na zdolnościach wojskowych państw członkowskich, co oznacza, że nie do utrzymania będzie sytuacja w której Stany Zjednoczone wydają wg. danych SIPRI obecnie 916 mld dolarów na bezpieczeństwo a wszyscy pozostali członkowie NATO razem wzięci 380 mld. Innymi słowy Sojusz czeka trudna dyskusja na temat poziomu wydatków i odbudowy zdolności w wielu dziedzinach. Skala zapóźnienia jest ogromna, czego przykładem jest choćby to, że jak oświadczył niedawno Thomas Daum, odpowiadający w Bundeswehrze za obszar cyber niemieckie siły zbrojne dysponują obecnie tylko dwoma satelitami telekomunikacyjnymi umieszczonymi na orbicie okołoziemskiej, co trudno uznać za wystarczający potencjał.

Europa musi „nadrobić”

Jeśli mówimy o potrzebie pilnego nadrobienie przez europejskich członków NATO niezbędnych zdolności, które dziś „dostarczają” Stany Zjednoczone, to trzeba zadać pytanie o siłę przywództwa, bo drastyczne przesunięcia w zakresie poziomu wydatków budżetowych wymagać będą determinacji i zdolności do przekonania wyborców. A jak to dziś wygląda w głównych państwach Europy? Trzy, dysponujące największym budżetem wojskowym, czyli Wielka Brytania, Francja i Niemcy są w przeddzień wyborów które dramatycznie zmienić mogą krajobraz ich polityczny. Brytyjscy konserwatyści stoją w obliczu największej klęski wyborczej od stu lat, a to oznacza, że niedawne deklaracje generała Sir Rolanda Walkera, nowego dowódcy brytyjskich sił lądowych, który zapowiedział podwojenie w ciągu najbliższych 3 lat siły armii (mierzonej zarówno siłą ognia jak i liczbą personelu) mogą zderzyć się z planami nowego rządu. Podobnie niestabilną jest sytuacja w przeddzień francuskich wyborów parlamentarnych a niemiecka trójpartyjna koalicja ma łącznie mniejsze poparcie niźli AfD i dziś spiera się w kwestiach wzrostu budżetu ministerstwa obrony na poziomie kilku miliardów euro. Trudno w takich realiach mówić o silnym przywództwie w państwach europejskich a to nie ułatwia podejmowania trudnych decyzji.

Co nas czeka podczas szczytu NATO?

Z tego też powodu zbliżający się szczyt NATO w Waszyngtonie prócz rocznicowej celebry nie zapisze się zapewne w naszej pamięci niczym szczególnym. Ukraina nie uzyska gwarancji włączenia do kolektywnego systemu bezpieczeństwa a deklaracje o kontynuowaniu wsparcia, w tym dostaw sprzętu wojskowego, będą nadal na dość wysokim poziomie ogólności. NATO nie wypowie też Aktu Stanowiącego Rosja – Pakt Północnoatlantycki, co ma zasadniczy wpływ dla określenia skali i charakteru obecności wojsk Sojuszu na wschodniej flance. Niewiele zmieni się również w kwestii rozwinięcia batalionowych grup bojowych dyslokowanych na wschód w ramach tzw. wysuniętej obecności do poziomu brygady. Do tej pory zawarto jedynie dwa porozumienia w tej sprawie (dotyczące Łotwy i Litwy) a w pozostałych przypadkach nie są prowadzone nawet negocjacje. Innymi słowy, w Waszyngtonie możemy spodziewać się wielu słów o jedności i gotowości radzenia sobie z narastającymi zagrożeniami, ale niezbędne odważniejsze decyzje przesunięte zostaną na czas kiedy wyklaruje się sytuacja polityczna w państwach członkowskich.

Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki