Spis treści
- Bilion dolarów na obronność. Kosztowna transformacja Europy
- Trudne do oszacowania koszty. Dowodzenie, wywiad i broń jądrowa
- "Kupuj produkty europejskie". Czy to realne?
- Działanie samemu będzie bardzo trudne
- Czy NATO bez Europy jest w stanie sobie realnie poradzić?
- Wojna tuż za rogiem?
Jeszcze ponad rok temu nikt sobie nie wyobrażał Europy bez wsparcia i obecności Stanów Zjednoczonych w Europie, wszyscy myśleli, że po pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainie, NATO jest mocniejsze od czasu zimnej wojny. Prezydentura Donalda Trumpa jednak wszystko zmieniła, nagle się okazało, że USA mają inne cele polityki zagranicznej, w której nie chcą poświęcać się dla Europy i same bronić naszego kontynentu, który przez lata mówiąc kolokwialnie, olewała wydawanie odpowiednich środków na zbrojenia mimo deklarowania w ramach NATO 2% PKB na obronność.
Europa była sama sobie winna taką postawą i nagle dostała wiadro zimnej wody na głowę, które wylał Donald Trump. Już w czasie swoje pierwszej kadencji mówił o problemie zbyt małych nakładów na armię przez państwa Sojuszu. Jednak wiele państw po przyjściu J. Bidena do władzy oraz pandemii COVID-19 olało kwestię bezpieczeństwa, dopiero atak Putina wywołał panikę i dziś tylko 8 państw z 32 nie spełnia wymogu 2% PKB na obronność, co jest na pewno dużym osiągnięciem po tych kilku latach od wojny na Ukrainie.
Mimo tego, administracja amerykańska daje do zrozumienia, że Europa musi wziąć odpowiedzialność za siebie, bo Amerykanie mają inne problemy jak bezpieczeństwo Indo-Pacyfiku i rosnąca potęga Chin. Sam prezydent USA publicznie rozważał zignorowanie Artykułu 5, który wymaga od państw NATO, aby przyszły z pomocą każdemu członkowi, który zostanie zaatakowany. Trump powiedział, że USA mogą uzależnić wszelkie wsparcie dla innych członków od wydatków wojskowych i zapytał, czy sojusznicy USA przyjdą z pomocą krajowi, jeśli będzie taka potrzeba. Jego administracja rozważa rezygnację z roli dowództwa w NATO.
Dlatego Europa musi przygotować się na scenariusz, że w pierwszej fazie potencjalnego ataku Rosji na kraje europejskie w pierwszej kolejności to Europa musi się obronić sama przy pomocy własnych sił, które muszą powstać jak najszybciej, a to będzie słono kosztować.
Autorzy raportu Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS) oceniają, że zastąpienie amerykańskiego potencjału zajęłoby ćwierć wieku i pochłonęłoby nawet 1 bilion dolarów. Opublikowany raport wskazuje, że hipotetyczne wycofanie się USA z Europy naraziłoby członków NATO na poważne zagrożenie ze strony Rosji, stawiając ich przed "trudnymi wyborami" dotyczącymi sposobu uzupełnienia powstałych luk w obronności.
"Europejscy sojusznicy nie mogą już zakładać, że Stany Zjednoczone zapewnią niezbędne wsparcie militarne w celu obrony kontynentu przed rosyjską agresją" – napisali autorzy raportu. Przypomniano, że tuż przed szczytem NATO, który odbędzie się 24-25 czerwca w Hadze, Trump zakwestionował gotowość Waszyngtonu do obrony sojuszników. Zażądał, aby wszyscy członkowie NATO podnieśli wydatki na obronę do 5 proc. PKB. Nawet Niemcy i Francja poparły apel Trumpa w kwestii zwiększenia wydatków na obronność do 5% PKB.
Bilion dolarów na obronność. Kosztowna transformacja Europy
Według analizy, koszty zastąpienia amerykańskiego sprzętu i personelu równoważnymi zasobami wyniosłyby około 1 biliona dolarów na przestrzeni 25 lat. Obejmuje to jednorazowe wydatki na zakupy w wysokości od 226 do 344 miliardów dolarów oraz dodatkowe nakłady związane z konserwacją, utrzymaniem personelu i wsparcia logistycznego.
Najkosztowniejszą pozycją w tym zestawieniu byłby zakup:
- 400 samolotów taktycznych;
- 20 niszczycieli;
- 24 systemów rakiet ziemia-powietrze dalekiego zasięgu;
IISS oszacował również, że w przypadku szeroko zakrojonej operacji militarnej mającej na celu przeciwdziałanie rosyjskiej agresji, koszt zastąpienia amerykańskiego personelu (szacowanego na 128 tys. żołnierzy) przekroczyłby 12 miliardów dolarów.
Z kolei Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii w lutym bieżącego roku szacował, że Europa może potrzebować 300 000 dodatkowych żołnierzy i corocznego wzrostu wydatków na obronę o co najmniej 250 miliardów euro, aby powstrzymać rosyjską agresję. Według prognoz autorów wiarygodne europejskie odstraszenie, które potrzebne byłoby, aby zapobiec szybkiemu rosyjskiemu atakowi na kraje bałtyckie — wymagałyby co najmniej 1400 czołgów, 2000 bojowych wozów piechoty i 700 sztuk artylerii (haubic 155 mm i wielu wyrzutni rakiet).
Jak napisano:
"Jest to większa siła bojowa niż obecnie istnieje w połączonych siłach lądowych Francji, Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii. Zapewnienie tym siłom wystarczającej ilości amunicji będzie miało zasadnicze znaczenie, wykraczające poza obecnie dostępne zapasy. Przykładowo, milion pocisków 155 mm stanowiłoby minimum dla zapasów wystarczających na 90 dni walk o wysokiej intensywności".
Dlatego też jak zalecają autorzy, "zamówienia na skalę europejską będą kluczowe dla osiągnięcia produkcji wojskowej przy niższych kosztach. Koszty można by znacznie obniżyć, gdyby zamówienia były łączone i wprowadzono większą konkurencję".
Autorzy raportu Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii zauważają także, że europejskie wydatki na obronę będą musiały znacznie wzrosnąć z obecnego poziomu około 2 procent PKB. Wstępna ocena sugeruje, że wzrost o około 250 miliardów euro rocznie (do około 3,5 procent PKB). Sekretarz generalny NATO Mark Rutte zaproponował na początku maja członkom Sojuszu kompromis: zwiększenie celu wydatków na obronę do 3,5% PKB i przeznaczenie kolejnych 1,5% na inne obszary związane z bezpieczeństwem, takie jak infrastruktura czy cyberbezpieczeństwo. Co ciekawe propozycja Rutte przewiduje rygorystyczny mechanizm przeglądu tych wydatków, w przeciwieństwie do bardziej elastycznych celów ustalanych obecnie przez sojuszników.
Trudne do oszacowania koszty. Dowodzenie, wywiad i broń jądrowa
Wydatki te nie uwzględniają trudniejszych do oszacowania kosztów związanych z systemami dowodzenia, kontroli, koordynacji, wykorzystania przestrzeni kosmicznej, wywiadem, nadzorem oraz bronią jądrową. Siła odstraszania Europy opiera się obecnie na Wielkiej Brytanii i Francji, którym jednak brakuje tak wszechstronnego, globalnego zasięgu, jaki oferuje arsenał USA.
Europejczycy musieliby również obsadzić kluczowe stanowiska w tym naczelnego dowódcy sojuszniczego w Europie – głównego dowódcy NATO na kontynencie, a także zintensyfikować wysiłki w zakresie koordynacji dyplomatycznej.
Jak zauważa Politico:
"Planiści nigdy nie wyobrażali sobie NATO bez Stanów Zjednoczonych, a przez dziesięciolecia europejska logistyka wojskowa była budowana na założeniu amerykańskiego wsparcia. Duża część infrastruktury transportowej kontynentu — zbudowanej lub zmodernizowanej w czasie zimnej wojny — nadal biegnie z zachodu na wschód, ukształtowana przez oczekiwanie, że posiłki USA przybędą zza Atlantyku".
Błędem Europy było to, że oparła w zasadzie wszystko jeśli chodzi o obronność na zdolnościach USA, tak jakby to Europa była kolejnym stanem amerykańskim, a nie niezależnym kontynentem. Oczywiście to zdecydowanie ułatwiało wiele kwestii w zarządzaniu, a sami Amerykanie zbytnio nie narzekali do pewnego czasu. To był jednak błąd, który sprawi, że Europa nie jest obecnie sama funkcjonować i teraz będzie musiała te zdolności uzyskać. Na pewno doświadczenia Francji, która stara się być samo wystarczalna i nie polegać na NATO oraz USA będą odpowiednie do budowania własnych zdolności.
Polecany artykuł:
"Kupuj produkty europejskie". Czy to realne?
Portal "Politico" podkreśla, że postulowana przez przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen wizja "kupowania produktów europejskich" prawdopodobnie nie ziści się w najbliższym czasie. Mimo wzrostu zamówień w sektorze sił lądowym, inne obszary, w tym marynarka wojenna i lotnictwo, notują znikome inwestycje. W przypadku artylerii rakietowej czy myśliwców o obniżonej wykrywalności, zakup sprzętu od lokalnych producentów po prostu nie wchodzi w grę.
Autorzy raportu przewidują jednak, że trend "kupuj produkty europejskie" zyska na popularności. Analiza IISS dotycząca przetargów przeprowadzonych między lutym 2022 r. a wrześniem 2024 r. wykazała, że 52 proc. ich wartości przyznano europejskim dostawcom, podczas gdy amerykańscy otrzymali 34 proc. Europa przeznacza obecnie również znacznie większe środki na obronność niż w przeszłości.
Dane zebrane przez SIPRI pokazują, że europejskie państwa NATO od 2020 roku podwoiły import broni, a ich największym rynkiem zakupów są Stany Zjednoczone. Amerykanie odpowiadają za 64 proc. dostaw uzbrojenia dla sojuszników w Europie." Jeszcze w latach 2015–2019 udział Europy w eksporcie uzbrojenia USA wyniósł zaledwie 13%, co oznacza wzrost o 233%, podaje SIPRI. Amerykańskim firmom, dzięki tym zakupom wiedzie się dobrze, sprzedając krajom na całym kontynencie myśliwce F-35A Lightning II, śmigłowce AH-64 Apache, systemy obrony powietrznej Patriot, czołgi Abrams. Komisja Europejska szacuje, że państwa członkowskie UE będą musiały wydać 500 miliardów euro na obronność w ciągu najbliższej dekady — i to może oznaczać, że europejskie firmy zbrojeniowe będą miały do dyspozycji mnóstwo pieniędzy. Jednak prawdopodobnie te pieniądze skonsumują Stany Zjednoczone.
Według raportu byłego premiera Włoch i szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego na temat konkurencyjności UE z 9 września 2024 roku, kraje Unii Europejskiej kupują zbyt dużo sprzętu obronnego za granicą (prawie dwie trzecie z tego w Stanach Zjednoczonych) i nie inwestują wystarczająco we wspólne projekty wojskowe. Jednym z wniosków raportu było to, że Unia Europejska nie wykorzystuje w pełni potencjału badawczo-rozwojowego w celu modernizacji swoich sił zbrojnych, przy inwestycjach stanowiących zaledwie ułamek poziomu inwestycji USA.
Działanie samemu będzie bardzo trudne
Od kilku lat wraca koncepcja autonomii strategicznej forsowana zwłaszcza przez Francję, ale czyniono to w ramach systemu, w którym USA nadal kontroluje m.in mobilność wojskową jak — samoloty, okręty, linie paliwowe, satelity, cyberobronę i standardy interoperacyjności, które spajają to wszystko w całość.
Jak zauważa Politico Europie brakuje ciężkich samolotów transportowych, wojskowych statków transportowych i specjalistycznych pojazdów niezbędnych do przemieszczania czołgów i jednostek pancernych. Na przykład wycofanie się USA z bazy Ramstein — pozbawiłoby Europę podstawowego sprzętu załadunkowego, takiego jak rampy i wagony z platformą. Do tego dochodzi kwestia niewielkich zapasów sprzętu wojskowego, a musimy pamiętać, że bardzo dużo sprzętu wojskowego zostało przecież przekazane Ukrainie w ramach pomocy. Obecnie jak wielu ekspertów alarmuje, Europa nie ma zapasów uzbrojenia, które mogłaby przekazać Ukrainie czy w razie wojny wykorzystać je samemu, bo tych zapasów się państwa europejskie pozbyły. Przez co obecnie na Ukrainie idzie bieżąca produkcja.
Kolejnym problem są zdolności tankowania w powietrzu, które nadal w dużej mierze opierają się na zdolnościach USA. Jak napisało Politico cytując Jannika Hartmanna, pracownika Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych: "Obrona wschodniej flanki Europy opiera się na finansowanych przez Amerykę sieciach paliwowych NATO rozciągających się na cały kontynent. Jeśli Waszyngton się wycofa, kraje takie jak Francja i Niemcy będą się gorączkowo starać, aby wypełnić lukę".
Nie można także zapominać o infrastrukturze, która nie jest przygotowana na szybkie przemieszczanie się uzbrojenia:
"Słabe mosty, ostre zakręty, wąskie tunele i źle umieszczone znaki utrudniają szybkie przemieszczanie ciężkiego uzbrojenia koleją — a drogi nie są o wiele lepsze (...) I w przeciwieństwie do projektów z czasów zimnej wojny, większość dzisiejszej infrastruktury nigdy nie była przeznaczona do użytku wojskowego. Choć oczywistym problemem jest kwestia sprzętu, inną, mniej widoczną, ale niewątpliwie bardziej niebezpieczną słabością jest koordynacja. W czasie pokoju biurokracja utrudnia mobilność: pozwolenia, krajowe przepisy i wyizolowane procedury spowalniają wszystko. W czasie wojny taka biurokracja prawdopodobnie zostałaby zignorowana, ale usunięcie papierkowej roboty nie rozwiązuje głębszego problemu, kto faktycznie koordynuje ruch" - napisało Politico.
Czy NATO bez Europy jest w stanie sobie realnie poradzić?
Jak zauważa Jean-Pierre Maulny, dyrektor generalny, IRIS (Francuski Instytut Spraw Międzynarodowych i Strategicznych):
"Europejczycy powinni wykorzystać ten moment, aby przejąć kontrolę nad własnym losem. W rzeczywistości jest to zarówno szansa, jak i okazja dla Unii Europejskiej, aby pokazać swoją wartość i odejść od bycia jedynie odbiciem Stanów Zjednoczonych, których wizerunek ulegnie dalszemu pogorszeniu"
Według jego analizy nie jest aż tak źle jak się niektórym wydaje i Europa ma mocne karty, by zacząć budować swoje zdolności. Dla przykładu budżet NATO wynosi obecnie 2,85 mld euro, Stany Zjednoczone wkładają do niego — około 450 mln euro, według niego pozostałe kraje NATO (31 członków bez USA) byłoby w stanie tę lukę pieniężną wspólnie pokryć. Jak zauważa, całkowite budżety obronne państw członkowskich UE wzrosły z 200 mld euro w 2021 r. do 320 mld euro w 2024 r. Stanowi to znaczny wzrost. Wydając 2% swojego PKB na obronę, państwa europejskie dorównują lub przewyższają budżet obronny Rosji, który stanowi 7% jej PKB.
Uważa on także, że "Europa jest już w stanie odstraszyć rosyjski atak. Podczas gdy poprawa efektywności europejskiej obrony jest konieczna, a luki pozostają w takich obszarach, jak obrona powietrzna i przeciwrakietowa, a Europa nie jest tak bezbronna jak się wydaje".
Z kolei jak zauważa UK Defence Journal:
"Europejscy członkowie NATO posiadają tysiące nowoczesnych czołgów bojowych (Leopard 2, Leclerc, Challenger 2) i zaawansowanych myśliwców (Eurofighter Typhoon, Dassault Rafale, SAAB Gripen), a także mnóstwo precyzyjnej amunicji kierowanej dostarczanej przez Zachód. Łączna liczba żołnierzy europejskich sił zbrojnych NATO wynosi ponad 1,5 miliona, czyli więcej niż wynosi liczebność stałych sił Rosji".
Wojna tuż za rogiem?
Według ekspertów z IISS przywódca Rosji Władimir Putin postawił swój kraj "na wojennej ścieżce" i może wystawić na próbę zaangażowanie NATO w przestrzeganie artykułu 5, który mówi, że atak na którekolwiek państwo Sojuszu jest traktowany jako atak na pozostałe państwa członkowskie. Analitycy think tanku z siedzibą w Londynie ostrzegają, że Putin może zaatakować jedno z państw bałtyckich w ciągu zaledwie dwóch najbliższych lat.
Raport IISS opiera się na założeniu, że w 2025 r. dojdzie do zawieszenia broni kończącego wojnę w Ukrainie oraz do wycofania wojsk USA z Europy, a Waszyngton skoncentruje się na zagrożeniu ze strony Chin w regionie Indo-Pacyfiku. Eksperci przypomnieli, że Putin przeznaczył w tym roku na siły zbrojne prognozowane 7,5 proc. PKB, co - ich zdaniem - może doprowadzić "do szybkiej odbudowy rosyjskich sił zbrojnych, których nie należy lekceważyć".
Rekomendacje IISS. Zwiększenie inwestycji wojskowych
IISS rekomenduje w swoim raporcie, że, zważywszy na potencjalne zagrożenie, kraje europejskie muszą zwiększyć inwestycje wojskowe do "poziomu z okresu zimnej wojny" - tak, by wydatki na obronę stanowiły średnio ponad 3 proc. PKB.
Jednocześnie analitycy podkreślili, że europejskie firmy zbrojeniowe będą miały trudności z przezbrojeniem sił powietrznych i marynarek wojennych NATO w ciągu najbliższych 10 lat z powodu braku wystarczającego potencjału przemysłowego.
