Spis treści
Po zaprzysiężeniu 20 stycznia 2025 roku Donald Trump, ale i w czasie kampanii wyborczej deklarował szybkie zakończenie wojny na Ukrainie, twierdząc, że osiągnie to w ciągu 24 godzin. Jednak rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Trump początkowo dążył do dialogu z Rosją, wysyłając do Moskwy specjalnego wysłannika Steve’a Witkoffa czy wysyłając sygnały o ofercie resetu poprzez sekretarza stanu Marco Rubio.
Jak napisał Peter Dickinson na łamach Atlantic Council w swojej analizie pt: "Trump offered Putin victory in Ukraine. Why did Putin refuse?"
"Trump tak bardzo pragnął udobruchać Putina, że w pewnym momencie podobno rozważał nawet możliwość oficjalnego uznania przez Stany Zjednoczone rosyjskiej okupacji Krymu na Ukrainie w 2014 roku. Tymczasem urzędnicy Białego Domu dodatkowo podkreślili ugodowe stanowisko nowej administracji, zaprzestając publicznej krytyki rosyjskiej inwazji i wycofując się z międzynarodowych wysiłków na rzecz pociągnięcia reżimu Putina do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne popełnione na Ukrainie. Każde porozumienie oparte na propozycjach Trumpa łatwo byłoby przedstawić jako przykład rosyjskiego sukcesu. W istocie, wielu uznałoby je za bezprecedensowy triumf Kremla. Pomimo tych pozytywnych opinii, Putin pozostał niewzruszony".
Jednak brak postępów w negocjacjach pokojowych na Ukrainie i eskalacja rosyjskich ataków zmieniły podejście Trump wobec Putina.
Jak napisał Dickinson:
"Po miesiącach wychwalania perspektyw pokoju, [przyp.red. Trump] został zmuszony do przyznania, że Putin nie ma zamiaru zakończyć wojny. To utorowało drogę niedawnej zmianie tonu Białego Domu, która doprowadziła do wznowienia dostaw broni dla Ukrainy, a także do nowego ultimatum".
W lipcu 2025 roku Trump publicznie wyraził frustrację wobec Władimira Putina.
„Putin zasypuje nas bzdurami. Brzmi to ładnie, ale nic nie znaczy. Bardzo poważnie rozważam sankcje przeciwko Rosji. Nie jestem zadowolony z Putina – zabija wielu żołnierzy, swoich i ich” – powiedział Trump 8 lipca 2025 roku.
Sześć dni później ogłosił ultimatum, gdzie Rosja ma 50 dni na zawarcie porozumienia pokojowego, w przeciwnym razie USA nałożą 100-procentowe cła wtórne na kraje kupujące rosyjskie surowce, w tym ropę. Wkrótce Trump skrócił ten termin do 10-12 dni, stwierdzając: „Nie ma sensu dłużej czekać, nie ma żadnych postępów”. To zdecydowane odejście od dotychczasowej polityki, która opierała się przede wszystkim na wyciąganiu ręki w stronę Rosji i dawanie do zrozumienia, że USA chce się dogadać z Moskwą. Putin jednak wolał wykorzystać przychylne podejście Trump do niego i zwiększyć ataki na Ukrainę.
Dlatego 28 lipca Trump zapowiedział nowe sankcje, a 4 sierpnia ostro skrytykował Rosję:
„To, co Rosja robi Ukrainie, jest odrażające. To wojna Bidena, ale ja ją powstrzymam”.
W odpowiedzi na prowokacyjne wypowiedzi Dmitrija Miedwiediewa, byłego prezydenta Rosji, Trump polecił rozmieszczenie dwóch atomowych okrętów podwodnych „w odpowiednich rejonach”.
Szef kancelarii Wołodymyra Zełenskiego, Andrij Jermak, napisał w mediach społecznościowych: „Koncepcja pokoju poprzez siłę działa”. Dodał, że pojawienie się okrętów podwodnych uciszyło Miedwiediewa, którego opisał jako „jednego pijanego Rosjanina, który właśnie groził wojną nuklearną na X”.
Putin powiedział 1 sierpnia, że opowiada się za:
„trwałym i stabilnym pokojem opartym na solidnych podstawach, który zadowoliłby zarówno Rosję, jak i Ukrainę oraz zapewniłby bezpieczeństwo obu krajom”.
Mimo tego Putin jasno dał do zrozumienia, że maksima wojenne Rosji pozostają zasadniczo niezmienne, żądając co najmniej kontroli nad czterema regionami Ukrainy, do których Moskwa rości sobie prawa, oraz zobowiązania się, że Ukraina nigdy nie przystąpi do NATO.
Wyborcy Trumpa chcą twardej ręki wobec Rosji
Nieustępliwa postawa Putina wobec wojny, oraz ciągłe ataki na Ukrainę i odrzucanie oferty amerykańskiej by doprowadzić do pokoju, musiały doprowadzić nie tylko do frustracji samego Trumpa, ale i społeczeństwa amerykańskiego, które chce ostrzejszej polityki wobec Rosji.
Badanie przeprowadzone przez The Vandenberg Coalition i TargetPoint w dniach 24-28 lipca 2025 roku wśród 1225 zwolenników Trumpa ujawniło wyraźne poparcie dla ostrzejszej polityki wobec Rosji. Aż 87% respondentów uznało Rosję za zagrożenie dla bezpieczeństwa USA, a 74% uważa, że sukces Putina na Ukrainie może prowadzić do ataków na inne kraje. Co istotne, 57% wyborców Trumpa obwinia Putina za brak postępów w negocjacjach pokojowych – to wzrost w porównaniu z poprzednim badaniem.
76% ankietowanych popiera sankcje na eksport rosyjskiej ropy, co odzwierciedla poparcie dla doktryny Trumpa „pokoju przez siłę”. Z kolei 88% wyraża zaniepokojenie współpracą Rosji z Chinami, Iranem i Koreą Północną. Jedynie 18% uważa, że USA nie powinny wspierać Ukrainy w walce z Rosją.
Co ciekawe inny sondaż Harvard CAPS/Harris opublikowany na początku lipca wskazywał, że . Wśród respondentów 58 proc. to osoby niezależne, 73 proc. to Demokraci, a 48 proc. to Republikanie.
Dodatkowo 53 procent ankietowanych wyborców stwierdziło, że nie są zadowoleni ze sposobu, w jaki Trump prowadził negocjacje między Rosją a Ukrainą.
Jak zauważa CNN jastrzębie wobec Rosji i krytycy Trumpa wyrażali w lipcu - gdy zdecydował o sprzedaży broni dla Ukrainy - oburzenie, że tak długo zajęło prezydentowi USA dojście do tego rzekomego wniosku, że Putin nie chce pokoju. Ale to również argument – Trump dał Putinowi szansę, ale Putin jej nie wykorzystał. Sondaż Pew wykazał, że tylko 27% Republikanów uważa, że Putin jest zwolennikiem trwałego pokoju z Ukrainą.
Badanie Gallupa również to uwzględnia. Prawie połowa Republikanów (48%) była przynajmniej „w pewnym stopniu” zaniepokojona, że porozumienie pokojowe będzie zbyt korzystne dla Rosji, a 69% obawiało się, że Rosja naruszy warunki jakiegokolwiek porozumienia.
Innymi słowy, na prawicy utrzymuje się sceptycyzm wobec Putina, który może wysunąć się na pierwszy plan. 40% uznało Rosję za „wroga” w sondażu Pew. CNN zauważa, że poglądy Republikanów na wojnę i Rosję już wcześniej ulegały zmianom – zawsze w kierunku wskazanym przez Trumpa.
Dlatego amerykanie tracą cierpliwość wobec Rosji?
Zmiana w postawach np. wzrost obwiniania Putina wynika prawdopodobnie z połączenia trwającego konfliktu na Ukrainie, obaw przed szerszą ekspansją Rosji oraz wzmacniania narracji o sile USA w polityce zagranicznej. Te działania są interpretowane jako bezpośrednie wyzwanie dla bezpieczeństwa narodowego USA i interesów Zachodu, co skłania elektorat Trumpa do popierania zdecydowanych kroków, zgodnych z doktryną „pokoju przez siłę”, takich jak sankcje, przy jednoczesnym unikaniu bezpośredniego zaangażowania militarnego.
Można także sądzić, że sukcesy militarne Kremla, szczególnie na Ukrainie, mogą zachęcić Putina do dalszej ekspansji, destabilizując region i globalny porządek, potencjalnie zagrażając krajom NATO, takim jak państwa bałtyckie czy Polska. Tego rodzaju scenariusze wzmacniają przekonanie, że tylko silna i asertywna Ameryka może skutecznie odstraszyć Rosję. Zwolennicy Trumpa widzą w sankcjach gospodarczych, szczególnie na eksport ropy, narzędzie do osłabienia rosyjskiej machiny wojennej i zmuszenia Kremla do ustępstw. Uważają, że brak postępu w negocjacjach pokojowych wynika z nieustępliwości Putina, co dodatkowo pogłębia ich frustrację i nieufność wobec rosyjskich intencji.
Równolegle, współpraca Rosji z Chinami, Iranem i Koreą Północną jest postrzegana jako formowanie się antyzachodniego sojuszu, który może zagrozić globalnej dominacji USA. Ten „blok autorytarny” budzi obawy o wielowymiarowe wyzwania od rozprzestrzeniania się broni jądrowej po destabilizację rynków energetycznych. W tym kontekście wyborcy Trumpa oczekują od administracji USA polityki, która nie tylko przeciwdziała Rosji, ale także wzmacnia pozycję Stanów Zjednoczonych jako globalnego lidera.
