- Ostatni szczyt UE w Brukseli, mimo oficjalnej propagandy sukcesu, nie spełnił kluczowych oczekiwań, zwłaszcza w kontekście konfiskaty rosyjskich aktywów.
- Niemiecki kanclerz Friedrich Merz, stawiając na szali wiarygodność Europy, nie zdołał przeforsować decyzji o finansowaniu Ukrainy z zamrożonych środków rosyjskich, co osłabia pozycję UE.
- W obliczu narastającego pesymizmu i braku jedności, Europa Zachodnia skłania się ku dialogowi z Rosją, co może oznaczać ustępstwa i pogorszenie sytuacji państw wschodniej flanki.
- Co to oznacza dla bezpieczeństwa Europy Środkowej i czy państwa wschodniej flanki będą musiały działać samodzielnie?
Kanclerz Merz: Unia Europejska zostanie na lata osłabiona
Zacznijmy od intencji, bo dopiero na tym tle prawidłowo ocenić będzie można wyniki szczytu. Kanclerz Niemiec Friedrich Merz w ostatnich tygodniach postawił wszystko na jedną kartę. Jak deklarował jeszcze na kilka dni przed szczytem - Unia Europejska „zostanie na lata osłabiona” i sprowadzona do roli nieliczącego się „klubu dyskusyjnego”, jeśli nie zdoła podjąć decyzji o konfiskacie rosyjskich aktywów i sfinansowania przy użyciu tych pieniędzy potrzeb budżetowych walczącej Ukrainy.
Jego zdaniem nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o to czy Kijów, który w przyszłym i kolejnym roku potrzebuje 70 mld dolarów „zastrzyku finansowego”, aby móc kontynuować walkę, przetrwa. Gra dotyczy spraw o niebo ważniejszych, a mianowicie: czy państwa europejskie uzyskają status partnera w szybko zmieniających się relacjach geostrategicznych, czy raczej będą przedmiotem rozgrywki mocarstw.
Niemiecki kanclerz, który określił niedawną amerykańską Strategię Bezpieczeństwa Narodowego mianem dokumentu „nie do przyjęcia” dla Europejczyków, nie ma złudzeń, że drogi Stanów Zjednoczonych i państw naszego kontynentu zaczynają się rozchodzić i Amerykanie nie mogą być już dalej traktowani w kategoriach bezwarunkowych gwarantów bezpieczeństwa. Nie chodzi w tym wypadku o stałą presję Waszyngtonu, aby sojusznicy z NATO wydawali więcej na zbrojenia, ale o wyraźne deklaracje, zawarte w Strategii Bezpieczeństwa USA, wskazujące na to, że w obliczu osłabionej Rosji Europejczycy samodzielnie powinni być w stanie odstraszyć ewentualną agresję wschodniego sąsiada.
Niemieckie media po szczycie w Brukseli: Merz jest przegranym
Niemieckie media oceniając wyniku szczytu Wspólnoty formułują jednoznaczny werdykt – Merz jest przegranym, nie zrealizował żadnego ze stawianych sobie celów i próba „przykrycia” tego faktu optymistyczną narracją, w której podkreśla się uzgodnioną pożyczkę dla Ukrainy, niewiele zmienia. Tym bardziej, iż narracja prezentowana np. przez Manfreda Webera, lidera Europejskiej Partii Ludowej, w świetle której z zablokowanych aktywów rosyjskich zostanie spłacona ukraińska pożyczka, jest bardziej myśleniem życzeniowym niż znajduje pokrycie w postanowieniu szczytu. Choćby z tego powodu, że w komunikacie końcowym sygnalizuje się jedynie możliwość takiego rozwiązania, a decyzja musi zostać jeszcze przez Wspólnotę podjęta.
Tego rodzaju rozwiązanie, wobec sprzeciwu zarówno Belgii, jak i wspierających Brukselę państw (Włochy, Malta, Bułgaria, Węgry, Słowacja, Czechy), nie zostało teraz podjęte, nie ma zatem żadnych gwarancji, iż uda się to w przyszłości. Tym bardziej, że pierwotny 28-punktowy plan pokojowy Donalda Trumpa przewidywał odmrożenie rosyjskich aktywów i przekazanie tych środków specjalnym funduszom inwestycyjnym, z których jeden miał służyć odbudowie Ukrainy (uzupełniony przez Wspólnotę o 100 mld dolarów), a drugi wspólnym rosyjsko-amerykańskim przedsięwzięciom w sferze biznesu.
Nie udało się wysłać sygnału o jedności i gotowości UE do zaostrzenia relacji z Rosją
Rozwiązanie, które Wspólnota przyjęła na szczycie w Brukseli, nie zamyka tego rodzaju opcji, co oznacza, iż kwestia konfiskaty rosyjskich aktywów - w ramach szeroko rozumianych reparacji dla Ukrainy - raczej jest mniej prawdopodobna niż przed szczytem. Nie udało się zatem wysłać sygnału o jedności, przywództwie Niemiec i gotowości Unii do zaostrzenia relacji z Rosją, bo takie byłyby skutki decyzji o konfiskacie aktywów. Stany Zjednoczone, których prezydent mówił w wywiadzie dla Politico, że Europą rządzą „słabi przywódcy” raczej nie zmienią swego podejścia, tym bardziej, że szczyt raczej pokazał słabość a nie siłę Wspólnoty.
Emmanuel Macron, a szczyt Unii był też świadectwem kryzysu w relacjach Paryża i Berlina, zaproponował wznowienie dialogu politycznego Europy z Rosją, jeśli mediacja amerykańska w kwestii zakończenia wojny na Ukrainie nie powiedzie się. Co zaskakujące, Kreml, mimo twardej antyeuropejskiej retoryki Putina i Ławrowa w ostatnich dniach, życzliwie zareagował na tego rodzaju uwertury, a Pałac Elizejski deklaracje Pieskowa (bo to on odpowiedział na propozycje Macrona) przyjął „z życzliwością”.
Negocjacje Europy z Rosją nie będą prowadzone „z pozycji siły”?
Warto dobrze ocenić postawę Paryża, który nie angażuje się we wsparcie finansowe Ukrainy proporcjonalnie do własnego potencjału gospodarczego, a na szczycie w Brukseli zajął wyczekującą postawę, przyczyniając się tym samym do porażki twardej wobec Rosji „linii Merza”. Ewentualne negocjacje Europy z Rosją nie będą zatem prowadzone „z pozycji siły” i to najprawdopodobniej wyjaśnia pozytywną reakcję Kremla.
Dlaczego to jest istotne? Otóż Francja wchodzi w nowy rok budżetowy, po raz kolejny, bez uchwalonego planu wydatków państwowych. Trwają właśnie we francuskim Zgromadzeniu Narodowym „rozmowy ostatniej szansy” w tej kwestii, ale kompromis budżetowy daleki będzie (jeśli uda się go osiągnąć) od ideału. Deputowani chcieliby deficytu budżetowego na poziomie 5,3 proc. PKB, czyli powyżej „granicy”, którą wyznaczył premier Lecornu i znacznie więcej niż wynosiły deklaracje Paryża składane Komisji Europejskiej.
Kompromis w sprawie planu wydatków socjalnych, który we Francji osiągnięty został już przed tygodniem, był możliwy wyłącznie po tym, jak rząd zdecydował się na ustępstwa wobec bloku lewicy, który domagał się przesunięcia planu reformy emerytalnej, co mogłoby pozwolić na redukcję deficytu budżetowego. Mamy zatem do czynienia z klarowną sytuacją. Podzielona politycznie Francja, z osłabionym prezydentem i zmieniającym się co kilkanaście miesięcy rządem, nie jest w stanie podjąć trudnych decyzji budżetowych.
We Francji preferowane są nadal wydatki socjalne
Preferowane są nadal wydatki socjalne, co oznacza, że zapowiedziany wzrost wydatków budżetowych na obronność, nie mówiąc już o wsparciu dla Ukrainy, jest w przypadku Paryża więcej niż problematyczny. Ten finansowo-polityczny kontekst pozwala też zrozumieć wstrzemięźliwość Paryża wobec planów Merza.
Macron może się bowiem obawiać, że Francja nie będzie w stanie dotrzymać kroku Berlinowi forsującemu skokowe zwiększenie wydatków budżetowych na obronność i nie bojącemu się zaostrzenia relacji z Moskwą. Sformułowaną przez Macrona propozycję dialogu z Rosją trzeba zatem rozumieć w kategoriach poszukiwania rozwiązania politycznego zarówno w obliczu postawy Waszyngtonu, jak i polityki Berlina.
W Europie Zachodniej będzie narastać poczucie bezradności wobec Rosji?
Dlaczego to jest istotne? Otóż wydaje się, że w Europie Zachodniej może w najbliższym czasie narastać poczucie bezradności, a nawet bezsilności, wobec postawy Rosji. Symptomatyczny jest artykuł autorstwa Jacquesa Schustera, redaktora naczelnego "Welt am Sonntag". Jest on przekonany, że
Ukraina przegra wojnę z Rosją – Europejczycy muszą to przyznać, nawet jeśli to boli. Teraz pozostaje tylko zapobiec najgorszemu.
Ukraina toczy wojnę na wyniszczenie, którą można wygrać, ale warunkiem koniecznym jest „wyrównanie potencjałów”. Europa, wspierająca dziś Ukrainę, nie jest w stanie wypełnić uszczerbku, który jest rezultatem wycofania się Amerykanów. W opinii Szustera uchwalona na niedawnym szczycie w Brukseli 90 miliardowa pożyczka „da Kijowowi trochę oddechu na jakiś czas.” Ale co stanie się potem? – pyta retorycznie.
Rosja będzie toczyć wojnę, której Europa nie jest w stanie wygrać
Rosja będzie toczyć wojnę, której Europa nie jest w stanie wygrać. „Ostatnią iskierką nadziei”, jak pisze, jest to, iż „Putin zrozumie”, że nie jest w stanie okupować całej Ukrainy. Zachód zostanie i tak osłabiony, a to na czym należy teraz się koncentrować, to przede wszystkim dążyć do ograniczenia strat. Szuster nie proponuje negocjacji, ale pesymizm jego wystąpienia jest czytelny, tak jak nasuwający się wniosek, iż trzeba ratować, co się da, nawet być może za cenę ustępstw wobec żądań Rosji.
Ryzyko starcia Europy z Rosją znacząco rośnie
Drugim wystąpieniem, na które chciałbym zwrócić uwagę, jest głos Hanny Notte z James Martin Center for Nonproliferation Studies, opublikowany przez "Financial Times". Zdaniem tej ekspert wraz ze zbliżaniem się zakończenia wojny na Ukrainie ryzyko starcia Europy z asertywną Rosją znacząco rośnie. Tym bardziej, że Putin nie skrywa swych dążeń do „odsunięcia NATO” od granic Federacji, a na relacje sił na starym kontynencie negatywny wpływ ma też opublikowana niedawno amerykańska Strategia Bezpieczeństwa Narodowego, którą trudno odczytać inaczej niż jako zapowiedź stopniowego, ale jednak, wycofywania się Ameryki z naszego kontynentu.
Notte jest przekonana, iż
uwięzione między groźną Rosją a kapryśną administracją Trumpa państwa europejskie słusznie inwestują w odstraszanie i obronę. Jeśli jednak uznają wojnę z Rosją za nieuniknioną, ryzykują przyspieszenie konfliktu, któremu pragną zapobiec. Wrogie stosunki z Rosją pozostaną stałym elementem europejskiego krajobrazu bezpieczeństwa jeszcze przez długi czas. To sprawia, że dla Europejczyków coraz ważniejsze staje się poszukiwanie sposobów na zmniejszenie ryzyka militarnego w relacjach z Rosją oraz ostrożne ważenie swoich słów i działań.
A zatem wyjściem z sytuacji, w której znalazła się Europa, jest zmniejszenie ryzyka starcia z Moskwą, deeskalacji napięcia, poszukiwania kanałów komunikacji.
Europa musi zmobilizować się do jedności i działania
Te głosy warte są odnotowania nie dlatego, że nieuchronnie wyznaczają one kierunek polityki państw zachodniej części Europy. Trzeba je jednak zestawić z wystąpieniami przed szczytem w Brukseli. Wówczas publicyści i eksperci podkreślali konieczność mobilizacji Europejczyków do działania, po to aby pokazać rywalom geostrategicznym - a do tego grona dość zgodnie zaliczano zarówno Stany Zjednoczone jak i Rosję - wolę samodzielności i zdolność do wspólnego działania.
Natalie Tocci, kierująca włoskim Instytutem Spraw Międzynarodowych, a w przeszłości doradczyni Federki Mogherini, oskarżyła liderów Unii na łamach "Foreign Policy" o zbytnią uległość wobec Ameryki, co miało tylko rozzuchwalić liderów MAGA i wezwała do twardej, nieustępliwej polityki wobec Waszyngtonu. Jej zdaniem, „w najlepszym wypadku” Europa jest wobec postawy Trumpa w kwestiach bezpieczeństwa osamotniona, a „w najgorszym ma dwóch przeciwników: Rosję na Wschodzie i Amerykę Trumpa na Zachodzie".
„Rosja jest naszym wrogiem zewnętrznym, a Ameryka jest wrogiem wewnętrznym”
W podobnym tonie wypowiadał się na łamach "Die Welt" francuski geostrateg Dominique Moïsi. W jego opinii „Rosja jest naszym wrogiem zewnętrznym, a Ameryka jest wrogiem wewnętrznym”, stała się państwem, które chce obalić europejski porządek liberalny i które zaczęło otwartą „wojnę kulturową” z dotychczasowymi sojusznikami. Ten emerytowany profesor Harvardu i doradca wpływowego francuskiego think tanku Institut Montaigne jest przekonany, że „cyniczna polityka Trumpa” ma na celu „zniszczenie projektu europejskiego” i uważa za uzasadnione porównywanie niedawnych rozmów Trumpa i Putina do porozumienia Ribbentrop – Mołotow z 1939 roku, które przyspieszyło wybuch II wojny światowej.
Przed szczytem Wspólnoty w Brukseli w zachodnioeuropejskich mediach panował optymizm w zakresie możliwości działania państw naszego kontynentu. Po spotkaniu i krachu „planu Merza” trudno mówić o trwaniu tego rodzaju nastrojów. Pesymizm jest powszechny, pojawiają się wezwania do deeskalacji i „ratowania co się da”. Będzie to oznaczało wzrost znaczenia tych głosów, które, jak prezydent Macron, chcą dialogu z Rosją bez oglądania się na warunki.
Bruksela będzie głucha na wezwania ze strony państw wschodniej flanki?
Europa, zderzywszy się z własną niemocą, zaczyna myśleć o ustępstwach i zaakceptowaniu rozwiązań, które nie muszą być korzystne dla naszej części kontynentu. Tym bardziej Bruksela może okazać się głucha na wezwania płynące ze strony państw wschodniej flanki (czemu poświęcony był niedawny szczyt w Helsinkach), aby zwiększyć wydatki na bezpieczeństwo i przekierować je na wschód. Chodzić będzie w tym wypadku zarówno o pieniądze, jak i o to, że tego rodzaju kroki mogą być odebrane przez Moskwę w kategorii eskalacyjnych.
W dłuższej perspektywie niedawny szczyt Wspólnoty w Brukseli oznacza pogorszenie się sytuacji państw wschodniej flanki, które staną wobec wyboru: czy działać samodzielnie, czy próbować wykuć nowy kompromis europejski, o który będzie zresztą trudniej, bo postawa Berlina może ewoluować.