Minister powiedział coś, co jest sprzeczne z oficjalnym kanonem polityki Ukrainy
„Krym jest symbolicznie ważny dla Rosji, a zwłaszcza dla (Władimira) Putina, ale i strategicznie ważny dla Ukrainy. Nie widzę więc możliwości osiągnięcia porozumienia bez demilitaryzacji Krymu” – wyraził swoją opinię minister Sikorski (…).„Moglibyśmy przekazać go (Krym) pod mandat ONZ z misją przygotowania uczciwego referendum po zweryfikowaniu, kto jest legalnym mieszkańcem i tak dalej... I moglibyśmy odłożyć to na 20 lat” – ocenił Sikorski, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina.
Co by nie mówić to taka opinia nie wpisuje się w kanon polityki ukraińskiej. A ten od początku wojny jasno stanowi: pokój tak, ale pod warunkiem, że to co zajęła Rosja, wróci do Ukrainy. Dla przypomnienia: Rosja też jest za pokojem, ale pod warunkiem, że to co inkorporowała, w Federacji Rosyjskiej zostanie.
Hipoteza, że możliwe jest, iż dla zakończenia wojny okupowany Krym (z ukraińskiego i zachodniego punktu widzenia) mógłby znajdować się pod mandatem ONZ wzburzyła krymskich Tatarów.
– Minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski publicznie przypuścił, że w celu zakończenia wojny Rosji przeciw Ukrainie nasze państwo powinno oddać Krym – powiedział w środę (18 września) przewodniczący Medżlisu Refat Czubarow.
Medżlis Tatarów Krymskich jest organem samorządowym reprezentującym Tatarów krymskich, rdzenną ludność tego regionu. Powstał w 1991 r. po upadku CCCP jako organ przedstawicielski mający na celu obronę praw i interesów tej mniejszości. W dwa lata po aneksji Krymu (co nastąpiło w 2014 r.) Moskwa uznał ten organ za organizację ekstremistyczną i zakazała jego działalności. Spotkało się to z międzynarodową krytyką, w tym ze strony ONZ oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Od 2016 r. członkowie Medżlisu kontynuują swoją głównie na wygnaniu lub w podziemiu.
To był (a obecnie nie jest) jedyny taki samorząd w państwie ukraińskim
Tatarzy na Krymie, gdy był on jeszcze nieokupowanym, stanowili ok. 15 proc. ludności Autonomicznej Republiki Krymu. Krym był jedyną autonomiczną republiką w granicach Ukrainy, co oznaczało, że miał szerokie uprawnienia w zakresie samorządu terytorialnego.
Władzę lokalną sprawowały organy autonomiczne, takie jak Rada Najwyższa Krymu oraz Rada Ministrów Krymu. Formalnie jednak podlegał władzom centralnym w Kijowie, które miały wpływ na jego administrację, prawo i politykę zagraniczną.
Najważniejsze decyzje, takie jak polityka obronna, podatkowa czy walutowa, były podejmowane w Kijowie. W marcu 2014 r., po referendum kontrolowanym przez Moskwę, Krym przyłączono do Federacji Rosyjskiej.
Tytułem komentarza do zaistniałego incydentu natury dyplomatycznej
Ukraina jest bardzo uczulona na jakiekolwiek sugestie dotyczące ewentualnego pokoju kosztem ustępstw terytorialnych wobec Rosji. Tym bardziej, gdy wyrażają ją, nawet w formie przypuszczeniowej, czynni politycy. I nie ma to znaczenia, czy są to zachodni czy (pro)rosyjscy politycy.
Radosławowi Sikorskiemu można mieć za złe (to zależy od punktu widzenia), że opowiada się za zestrzeliwaniem rosyjskich rakiet, z terytorium Polski, zmierzających do celów w zachodniej Ukrainie. Dla części oceniających takie działania byłby równoznaczne z bezpośrednim zaangażowaniem się Polski w wojnę rosyjsko-ukraińską (to Rosja najechała na Ukrainę a nie odwrotnie, stąd też wojna jest rosyjsko-ukraińska). Żeby jednak potępiać, nomen omen, w czambuł*, ministra Sikorskiego za prognozowanie przyszłości?
Zarówno Tatarzy krymscy, jak i sam Kijów mają pełną świadomość, że przyszłość Ukrainy nie zależy od niej samej. Co innego oficjalna propaganda głosząca wcześniej wymieniony kanon polityki Kijowa, a co innego jej realne możliwości zaistnienia.
Jest bowiem wyłącznie – sądzę że nie jest to opinia jakiegoś tam dziennikarza – matematycznym prawdopodobieństwem, że zakończenie wojny uda się uzyskać nie łamiąc owego kanonu.
Swoją drogą ciekawe, jaka byłaby ukraińska reakcja, gdyby Radosław Sikorski podał, że nie da się wykluczyć, iż zakończenie wojny będzie skutkowało podziałem Ukrainy na dwa państwa. Takie współczesne odpowiedniki RFN przez 1989 r. i NRD...
Wtedy z pewnością mocno zareagowałby sam prezydent Ukrainy. Bo jak tak można? A można. Bo w systemach demokratycznych, do których – nie owijajmy w bawełnę – Ukrainy dopiero zdąża, można formułować hipotezy na różne sytuacje. W tym i na ukraińską również. I tyle w temacie.
* „Potępić w czambuł” oznacza całkowite, bezwarunkowe i zdecydowane potępienie czegoś lub kogoś, bez rozważania szczegółów czy okoliczności łagodzących. Oznacza to osądzenie czegoś jako całkowicie złe, niewłaściwe, godne krytyki, bez dostrzegania jakichkolwiek pozytywnych stron. Wyrażenie to pochodzi od słowa „czambuł”. To określenie na oddział tatarski dokonujący najazdu na tereny Rzeczypospolitej. Najazd taki często wiązał się z całkowitym zniszczeniem. W związku z tym, powiedzenie „potępić w czambuł” zaczęło oznaczać jednoznaczne i całkowite potępienie.
PS. „Integralność terytorialna Ukrainy nigdy nie była i nie może być przedmiotem dyskusji czy kompromisu. Krym to Ukraina. Kropka”. (…) Krym jest środkiem ciężkości europejskiej architektury bezpieczeństwa. Jego pełne odnowienie jest możliwe dopiero po całkowitej deokupacji całego terytorium Ukrainy, w tym ukraińskiego półwyspu” – ogłosił ukraiński resort spraw zagranicznych.