Jeśli Rosja zaatakuje kraj bałtycki, to ile czasu potrzebuje NATO, by dać jej odpór?
W czasie jednej z ostatnich gier wojennych, przygotowanych dla Litwy przez specjalistów z The Center on New Generation Warfare, oceniano, że Sojusz Północnoatlantycki potrzebował będzie 10 dni, aby jego siły dotarły w rejon walk. W efekcie opór nacierającym Rosjanom mogły stawić jedynie siły znajdujące się na Litwie w momencie ataku, co w praktyce doprowadziło do częściowej okupacji kraju i znacznych zniszczeń w związku z toczonymi walkami. Nawet zadanie Moskalom istotnych strat i powstrzymanie ich impetu uderzeniowego nie zablokowało scenariusza, w którym agresor kontrolował znaczny obszar jednego z państw NATO, a siły Sojuszu musiały zacząć planować operację odbicia zajętego terytorium.
Pytaniem zasadniczym, który należałoby sobie w tym kontekście postawić, jest kwestia, czy siły zbrojne Federacji Rosyjskiej są w ogóle w stanie przygotować i przeprowadzić szybką operację, Blitzkrieg, który w ciągu kilku dni mógłby przesądzić o sytuacji strategicznej? Kwestię tę analizują dla NATO War College - dochodząc do bardzo ciekawych wniosków - Ulrich Pilster i Olesya Vinhas de Souza. Co jest niezbędne - zastanawiają się - aby siły zbrojne analizowanego państwa były w stanie przeprowadzić wielodomenową operację, dla skuteczności której niezbędne jest zsynchronizowanie i współdziałanie wielu formacji?
Taktyka współczesnego pola walki: działanie w rozproszeniu i delegowanie uprawnień
Taktyka współczesnego pola walki, jak argumentowali, wymaga działania w rozproszeniu, w małych grupach, co oznacza delegowanie uprawnień i umiejętności podejmowania decyzji na relatywnie niskie poziomy dowodzenia. Manewr ogniowy, używanie lotnictwa, zwiad i rozpoznanie, współdziałanie piechoty, wojsk inżynieryjnych i pancernych muszą mieć miejsce w tym samym czasie po to, aby w efekcie strona prowadząca tego rodzaju wielodomenowe operacje mogła zbudować swoją przewagę.
Podejście sekwencyjne, w którym działania następują jedno po drugim, nie daje gwarancji zwycięstwa broniącym się, nawet jeśli zostają w pierwszej chwili zaskoczeni. Łatwiej jest bowiem uporządkować swe linie i skutecznie stawiać opór. A zatem pytanie, czy w ograniczonym czasie - np. 10 dni (zanim NATO będzie w stanie przysłać posiłki walczącej Litwie) - Rosjanie będą w stanie zrealizować swe podstawowe cele operacyjne i doprowadzić do zmian strategicznych, jest w gruncie rzeczy pytaniem o to, czy potrafią oni prowadzić wielodomenowe operacje i jakie warunki musiałyby zostać spełnione, aby tego rodzaju umiejętność posiąść.
Mission combat. Nowoczesna formuła taktyki na współczesnym polu walki
Pilster i Vinhas de Souza rozważają relację między poziomem nierówności w siłach zbrojnych a zdolnością do wdrożenia nowoczesnej taktyki na polu walki. Stawiają tezę, która brzmi paradoksalnie, ale warta jest rozważenia. Otóż ich zdaniem, im armia jest bardziej zhierarchizowana, dowodzenie scentralizowane, im większe panują w wojsku nierówności, np. wyraźnie zaznaczony podział na korpus oficerski i żołnierzy, tym trudniej jest realizować nowoczesną formułę mission combat. Jej istotą jest bowiem decentralizacja, elastyczność, podejmowanie decyzji przez dowódców niższego szczebla, którzy mają zdolność oceny sytuacji i „zamawiają” wsparcie, np. artyleryjskie czy lotnicze.
Taki model ma wiele wspólnego z systemem sieciowym, ale wymusza też odpowiednie wyszkolenie oficerów niższych rang, którym w realiach pola walki przyjdzie podejmować kluczowe decyzje, wpływające na sytuację taktyczną. Jeśli mamy do czynienia z systemem, w którym większość decyzji podejmowanych jest przez „naczalstwo”, delegowane jest na szczebel dywizji czy armii, tym trudniej o elastyczne działanie, pętla decyzyjna ulega wydłużeniu, a ci, którzy oceniają sytuację, muszą poradzić sobie z zebraniem i analizą lawinowo narastającej ilości informacji. W realiach pola walki, gdzie obie strony usiłują zaburzyć ten proces, nie jest to łatwe zadanie i w efekcie im bardziej scentralizowany system dowodzenia, tym tzw. pętla Boyda, działa gorzej.
Armia tradycyjna i zhierarchizowana kontra nowoczesna, skoncentrowana na realizacji misji
Badacze, chcąc przeanalizować relacje między kulturą organizacyjną w siłach zbrojnych i zdolnością do przeprowadzenia operacji wielodomenowych, skonstruowali zbiór danych, w którym poddali analizie 123 bitwy, które miały miejsce między rokiem 1917 a 2003 i miały przełomowy charakter dla toczonych kampanii. Ich celem było zbadanie relacji między wynikiem starcia a kapitałem kulturowym i organizacyjnym walczących stron. Interesowało ich, kto miał większe szanse na zwycięstwo, czy armia tradycyjna silnie zhierarchizowana, ze scentralizowanym systemem dowodzenia i dużym poziomem nierówności czy nowoczesna, skoncentrowana na realizacji misji, w której dowodzenie jest celowo przesunięte na niższe szczeble?
Ten pierwszy model opisuje sytuację współczesnej armii rosyjskiej, ale też z czasów ZSRR, z silnie zaznaczonym podziałem na dowódców i żołnierzy, w którym ci ostatni nie tylko nie mieli i nie mają nic do powiedzenia, są przysłowiowym mięsem armatnim, ale też podlegają rozmaitym praktykom dyskryminacyjnym w rodzaju słynnej diedowszcziny (w polskich realiach była to tzw. fala). Wiele relacji na temat nieliczenia się z życiem ludzkim w rosyjskiej armii, realizującej na Ukrainie „ataki mięsne”, o rozpowszechnionej korupcji, słabym zaopatrzeniu walczących na pierwszej linii, skłoniło badaczy do stwierdzenia, że współczesna armia rosyjska jest przykładem „modelu tradycyjnego”.
Próby jej przeorganizowania, zbudowania bardziej elastycznej struktury, choćby przez implementowanie Batalionowych Grup Bojowych, zakończyły się niepowodzeniem i już w toku wojny na Ukrainie przywództwo polityczne państwa rosyjskiego podjęło decyzję o zarzuceniu tej reformy i powrocie do modelu tradycyjnego, w którym główną rolę odgrywać będą dywizje i armie (nawet korpusy armijne), a system dowodzenia będzie w restrykcyjny sposób skoncentrowany na wyższych szczeblach. W takim modelu premiowane są posłuszeństwo i wykonywanie rozkazów, a nie indywidualna inicjatywa, elastyczność i umiejętność dostosowanie się do zmieniających się szybko warunków pola walki.
Czy operacja Blitzkrieg jest możliwa w wojnach w XXI wieku?
Armie zorganizowane w ten sposób, co wprost wynika z badań Pilstera i Vinhas de Souzy, nie mają jednak zdolności przygotowania się i przeprowadzenia operacji w stylu Blitzkriegu. Z ich badań wynika, że armie, w których „panuje zasada równości”, mają 24 % szansę w pełni i 56 % częściowo wdrożyć zasady nowoczesnej taktyki, są w stanie realizować założenia combat mission. W przypadku tradycyjnych, silnie zhierarchizowanych organizacji, z niewielkim kapitałem zaufania - takich jak rosyjskie siły zbrojne - szansa na skuteczną zmianę sposobu walki wynosi zero.
W siłach zbrojnych, gdzie współwystępują elementy nowoczesnego podejścia i tradycyjne nawyki, zdolność do zmiany sposobu walki jest też w istotny sposób ograniczona. W ich przypadku, a zaryzykuję tezę, że polskie siły zbrojne zaliczają się do tego modelu, zdolność całkowitej implementacji rozwiązań mission combat oceniane są przez analityków na poziomie 2,3 % i 31 % (wdrożenie niektórych elementów tego modelu).
Nie oznacza to oczywiście, że armie zorganizowane w tradycyjny sposób są mniej warte na polu walki. Po prostu walczą w inny sposób i nie jest kwestią przypadku, iż Rosjanie na Ukrainie powrócili do modelu prowadzenia wojny charakteryzującego ich działanie w czasie II wojny światowej. Nieliczenie się ze stratami własnymi, „mięsne szturmy” czy poleganie niemal wyłącznie na piechocie, która walczy często bez wsparcia z powietrza czy ma dramatyczne problemy z synchronizacją, jest w tym ujęciu wynikiem braku tego, co określamy mianem „kapitał kulturowy”.
Modernizacja sił zbrojnych Rosji a kapitał kulturowy
Modernizacja sił zbrojnych, w tym przyjęcie na szczeblu taktycznym nowych zasad walki, wymaga odpowiedniego zaplecza kulturowego, które określa, czy w ogóle jesteśmy w stanie dokonać transformacji organizacyjnej. Zmiana zasad, na jakich zorganizowana są siły zbrojne, jest dlatego tak trudnym zadaniem, że nie uda się jej przeprowadzić, jeśli społeczeństwo wystawiające armię zorganizowane jest w inny sposób. Mrzonką jest myślenie, że społeczeństwo, w którym panuje kult przemocy, hierarchii, wzajemna nieufność i egoizm, będzie w stanie zorganizować armię, w której naczelną zasadą będzie kooperacja, kompetencje i koncentracja na realizowanej misji.
W opinii Pilstera i Vinhas de Souzy Rosjanie pozbawieni są niezbędnego kapitału kulturowego, aby zmodernizować swe siły zbrojne. W rezultacie, nawet jeśli na poziomie teoretycznym ich eksperci wiedzą, w jaki sposób walczą nowoczesne armie, to jeszcze z tego nie wynika, iż na własny użytek są w stanie zaprojektować i zrealizować niezbędne zmiany. W praktyce mamy raczej do czynienia - i było to bardzo wyraźnie widoczne w pierwszej fazie ukraińskiej wojny - z czymś, co moglibyśmy określić mianem pozorowania nowoczesnych rozwiązań.
"Powrót do starego modelu, armii masowej, nieliczącej się ze stratami"
Przyjmuje się wzory organizacji i działania zaczerpnięte z amerykańskich realiów, bo przez lata Rosjanie obserwowali i analizowali to, co robią ich przeciwnicy, ale wprowadzane zmiany miały charakter powierzchowny, raczej naśladowano zewnętrzną formę, niż skutecznie wdrożono treść kopiowanych rozwiązań. Powrót do starego modelu, armii masowej, nieliczącej się ze stratami, nie był w takiej sytuacji niczym innym, jak tylko przyjęciem rozwiązań, które mogą dowieść swej funkcjonalności ze względów kulturowych.
Innymi słowy Rosjanie nie czuli się dobrze w modelu mission combat, a bez problemów wrócili do starych - typowych dla np. II wojny światowej - rozwiązań. Społeczeństwo przesiąknięte duchem kolektywnym i o silnie zaznaczonej hierarchii nie będzie umiało walczyć w modelu kładącym nacisk na indywidualizm, inicjatywę i kompetencje.
Blitzkrieg Rosji przeciw jednemu z państw na wschodniej flance NATO jest mało prawdopodobny
Wnioski, które wypływają z tej analizy, są niezwykle interesujące. Otóż w opinii badaczy Rosjanie również w przyszłości, kiedy odbudują potencjał kadrowy i sprzętowy swoich sił zbrojnych, nie będą umieli planować i przeprowadzać nowoczesnych operacji wielodomenowych. Oznacza to, że ich Blitzkrieg przeciw jednemu z państw na wschodniej flance NATO jest scenariuszem mniej prawdopodobnym. Przygotowujemy się zatem do wojny, która najprawdopodobniej nie wybuchnie.
Czy możemy być zatem spokojni o przyszłość? Nie. W opinii Pilstera i Vinhas de Souzy, jeśli na Kremlu zapadną decyzje o rozpoczęciu przygotowań do wojny, to będzie to plan agresji na wielką skalę, w modelu, który dziś obserwujemy na Ukrainie. A zatem mniej prawdopodobne jest uderzenie w stylu „operacji specjalnej” z pierwszych dni agresji, a bardziej trzeba się liczyć z wojną, w której atak będzie miał charakter masowy i przeprowadzony zostanie na wielu kierunkach operacyjnych. To w „masie”, falowych atakach i osiągnięciu efektu zaskoczenia Rosjanie dziś upatrują źródeł swojej przewagi, a nie w chirurgicznej agresji relatywnie niewielkimi siłami.