Portal Obronny: – Donald Trump stwierdził, że gdy zostanie prezydentem USA, to państwa członkowskie NATO, które nie przeznaczają co najmniej 2 proc. PKB na obronność, nie będą mogły liczyć na pomoc USA, gdy je ktoś zaatakuje. I co Pan na to, że może być takie NATO, gdyby Trump został prezydentem?
Artur Jagnieża: – To te stwierdzenie Donald Trumpa przyjąłem z wielkim zaniepokojeniem. Uważam, że tego typu wypowiedź jest niedopuszczalna, nawet jeśli potem wysłuchałem jej kontekstu, który nawiązuje do tego, co Donald Trump powtarza od czasu, kiedy już był prezydentem. Trump jako prezydent, a jednocześnie człowiek, który patrzy na politykę przez pryzmat biznesu rozumuje tak: ile ja mogę zarobić niewiele ryzykując. Zatem wychodzi z założenia, że jeżeli ktoś nie dokłada się do składki ogólnej dotyczącej bezpieczeństwa, to traktując sprawę biznesowo, nie może liczyć na usługę że będę go bronił. Taki jest jego styl myślenia. Jest on absolutnie jest nie do przyjęcia z punktu widzenia zarówno całego NATO - naszej wspólnoty, a także Polski i wszystkich sojuszników w Europie.
– Dlaczego jest nie do przyjęcia?
– Bo takie podejście jest nie do zaakceptowania. Zawsze tego typu wypowiedzi podważają spoistość i wizerunek Sojuszu Północnoatlantyckiego, a także wywołują niepokój i rezonans społeczny. Są wodą na młyn dla Rosji, z którą Ukraina toczy wojnę na śmierć i życie.
– Przejrzałem w niedzielę rosyjskie media. Nie komentują wystąpienia Trumpa. Będą je komentować na swój użytek?
– Ale oni nie muszą tego komentować. To się samo komentuje po naszej stronie, czyli po zachodniej. Nawet nie muszą tej wypowiedzi „podkręcać”. Wystarczy, że będą wykorzystywać ten fragment, w którym Trump zachęcał Rosję do agresji na państwa NATO, które nie asygnują tych minimum 2 proc. PKB na obronność. Wypowiedź Trumpa może mieć wpływ na wzrost izolacjonizmu w amerykańskim społeczeństwie. To byłoby Moskwie na rękę. Świat dziś mamy taki, że tylko nad Australią i Antarktydą nie wisi groźba wojny. Teraz potrzebna jest stabilizacja w wymiarze międzynarodowym. Świat jest bardzo niestabilny, a bez USA i ich siły militarnej, potencjału ekonomicznego, politycznego, utrzymania takiej stabilizacji w skali globalnej jest po prostu dziś niemożliwe.
– Załóżmy, nie wchodząc w szczegóły, że Donald Trump zostaje prezydentem Stanów Zjednoczonych. NATO wówczas rozpadnie się?
– Nie jest przesądzone, że wygra, Załóżmy, że do tego by doszło. Nie uważam, by przez to NATO rozpadło się. Może natomiast dojść do kryzysowej sytuacji, zasadzającej się w tym, że USA nie będą w Sojuszu głównym rozgrywającym, cokolwiek by to znaczyłoby i z czymkolwiek miałoby się to wiązać. Nawet, gdy Trump zostałby prezydentem, to – mam takie przekonanie a zarazem nadzieję,że będzie on w swoim działaniu ograniczonym czynnikami, na które nie będzie miał wpływu. Dodajmy też że w kontekście wypowiedzi Trumpa Polska może czuć się bezpiecznie.
Akurat desygnujemy na obronę bardzo duże środki. Część z nich trafia bezpośrednio do przemysłu amerykańskiego, co koniec końców jest celem Trumpa, który występuje tu w roli naczelnego biznesmena USA. Oczywiście, teraz sobie spekulujemy „co by było, gdyby”. Czas zweryfikuje te spekulacje.
– Czy słowa Trumpa winny bardziej budzić niepokój w państwach Zachodu czy w Ukrainie?
– Absolutnie w pierwszej kolejności Ukraina winna odczuwać niepokój, bo to ona może stać się pierwszą ofiarą takiej retoryki i sposobu myślenia, który zostanie przełożony potem na decyzje strategiczne. Ukraina w takiej sytuacji byłaby na straconej pozycji. Trzeba sobie to jasno powiedzieć: Europa czy Unia Europejska nie jest w stanie w takim wymiarze ekonomicznym i militarnym pomóc Ukrainie, jak jest w stanie czynić Unia Europejska do spółki ze Stanami Zjednoczonymi. Następna w kolejności zakusów Rosji powinna obawiać się Mołdawia i Gruzja. A potem? Tu nie będą oryginalny i wskazałbym na Łotwę.
– Mołdawia i Gruzja, to dawne składowe Sowietu. Łotwa jest członkiem NATO. Piąty artykuł Paktu o wzajemnej pomocy itd. Rosja mogłaby najechać na Łotwę, tak jak na Ukrainę?
– Sądzę, że do czegoś takiego by nie doszło, ale do destabilizacji państwa, w którym jest znacząca mniejszość rosyjska? To jest możliwe. Rosyjska mniejszość na Łotwie kompletnie nie chce się asymilować z łotewskim społeczeństwem. Na tym tle powstać powstają i mogą powstawać napięcia wewnętrzne oraz społeczne. Moskwa może wywołać na granicy z Łotwą kryzys migracyjny, co wystarczyłoby do zdestabilizowania sytuacji w tym państwie. Nie można wykluczyć sytuacji, w której Moskwa sprokurowałby powstanie jakiejś partii jedności Łotwy, partii pokoju. To mogłoby doprowadzić do utworzenia rządu dystansującego się od UE i podjęcia decyzji o wyjściu z NATO bez wchodzenia armii rosyjskiej na terytorium państwa NATO-wskiego. Zatem Moskwa mogłaby wywołać taki kryzys, którego następstwem byłoby to, co wymieniłem.
– Można byłoby temu zapobiec?
– Sojusz powinien być przygotowany na taki scenariusz rozwoju sytuacji, by zawczasu temu przeciwdziałać. I są ku temu instrumenty. Na przykład jednym z nich mogłoby być wprowadzenie na Łotwie przed wyborami stanu nadzwyczajnego, który był po prostu rosyjski zamysł zamroził. Podkreślam: mówimy o hipotezach. Jednocześnie NATO wzmocniłoby swoją obecność w tym państwie.
– Taki hipotetyczny scenariusz może zaistnieć tylko wtedy, gdyby Ukraina przegrała wojnę, cokolwiek to oznaczałoby. A przegrać wojnę można na różne sposoby.
– To prawda. Jeśli Ukraina w tym roku nie osiągnie spektakularnego sukcesu na froncie militarnym, to tej wojny nie wygra. Musiałby to być sukces taki, w którym obiektywnie rosyjska opinia publiczna uznałaby, że armia rosyjska została pokonana. Letnia kontrofensywa ukraińska, czy jak ktoś woli, ofensywa ukraińska, która w istocie była ofensywą na Zaporożu - z punktu widzenia strategii sztuki wojennej - była celowa, bo chodziło o rozcięcie rosyjskiego ugrupowania, dotarcie do linii morza i doprowadzenie do sytuacji, w której operacyjnie Krym byłby izolowany. Taki był cel. To, że operacja ta się nie udała, wyniku z tego, że Rosjanie mieli i mają świadomość, że to jest najbardziej optymalne rozwiązanie dla Ukraińców. Dlatego wprowadzili na kierunku spodziewanej ofensywy taki system budowy, rozbudowy fortyfikacji obronnych i zaminowania, jakiego nie było nigdy w historii sztuki wojennej. Przez te linie Ukraińcy mnie przeszli. Z wielu powodów. Inne armie, gdyby miały potencjał ukraiński, też by nie dały rady. Żeby dokonać przełamania, Ukraina musiałby mieć 100-proc. przewagę w powietrzu, która pozwoliłaby likwidować rosyjskie środki ogniowe. Z tego powodu ukraińska armia nie mogła prowadzić rozminowania szlaków i jednocześnie kontynuować natarcia.
– Sytuacja na froncie jest...
– Taka, że trwają walki wewnątrz zabudowy Awdijiwki. Bez jej zdobycia siły rosyjskie nie mogą prowadzić natarcia na Kramatorsk i Słowiańsk, które są pod ukraińską kontrolą i są ostatnimi miejscami w zajętych już obwodach ługańskim i donieckim. SZU mają teraz nowe dowództwo. Co zrobią Ukraińcy? Nie mam pojęcia. Zakładam, że celem strony ukraińskiej jest doprowadzenie do kompletnego zużycia możliwości ofensywnych armii rosyjskiej w oparciu o walki w Awdijiwce, tak jak to wcześniej było to w Bachmucie. Jak to wszystko potoczy się, tego dowiemy się, za jakieś dwa, trzy tygodnie.
– Czyli „pożyjemy, zobaczymy”…
– W istocie. Jeśli jednak w tym roku Ukraina nie odniesie spektakularnego sukcesu, to wojna zakończy się na przełomie 2024/2025, ponieważ strona ukraińska nie będzie w stanie dalej kontynuować działań z taką intensywnością. Jeżeli prezydentem zostanie Donald Trump, do tego czasu Ukraina nie odniesie ważnego sukcesu, a w Kongresie i Senacie będą konstruować nową ustawę budżetową, to czego można się spodziewać? No na pewno nie zwiększenia pomocy dla Ukrainy tylko jej ograniczenia albo wyzerowania.
Polecany artykuł: