Delikatnie stwierdzając: propozycja prof. Menona jest równie oderwana od rzeczywistości co ta naszego laureata Nagrody Pokojowej Nobla. Nie trzeba mieć profesorskiego tytułu, by to stwierdzić. Wystarczy znajomość realiów geopolitycznych Europy, a w szczególności tej części, która przez ponad pół wieku była po faktycznym władztwem sowieckim.
CZWARTA DROGA WEDŁUG AMERYKAŃSKO-INDYJSKIEGO EKSPERTA
Jak powszechnie wiadomo, a o czym już niektórzy mogli zapomnieć, Ukraina bardzo chce stać się członkiem NATO, może nie teraz, gdy toczy wojnę, ale tuż po jej zakończeniu. Kijów oczekiwał, że taka zapowiedź padnie podczas lipcowego szczytu Sojuszu w Wilnie. Nie padła, sformułowane zostały ogólniki. Być może to skłoniło prof. Menona do skonstruowania własnej propozycji. Już z tytułu materiału, w którym ją przedstawił („Trwała koalicja w obronie Ukrainy. Jak zapewnić bezpieczeństwo w kraju bez członkostwa w NATO?”) wieje kontrowersją. OK. Naukowcom, jak felietonistom, wszystko wolno.
Cóż takiego proponuje ekspert? Otóż, jak słusznie zauważa, w kwestii członkostwa Ukrainy w NATO ścierają się racje trzech grup. Ci z pierwszej chcieliby widzieć Ukrainę w NATO. To nie podoba się tym z drugiej grupy, którzy uważają, że członkostwo Kijowa zwiększyłoby ryzyko wojny z Rosją. Natomiast trzecia grupa sądzi, że Ukrainie można dostarczać broń, ale NATO musi się powstrzymać od dawania jej gwarancji bezpieczeństwa.
Prof. Shivshankar Menon chce chyba pogodzić wszystkie te trzy strony, sprawić, by wilk był syty i owca cała. Stąd też proponuje „Przekazanie formalnych gwarancji bezpieczeństwa przez część krajów Europy, które nie pochodziłyby od Sojuszu ani nie obejmowały w żaden sposób Stanów Zjednoczonych”. To koalicja panstw-sąsiadów Ukrainy powinna zapewnić jej bezpieczeństwo i skutecznie „odstraszyć Rosję”.
Kijów mógłby podpisać pakt bezpieczeństwa z niektórymi członkami NATO – twierdzi Menon. „Pomimo heroicznych wysiłków i setek miliardów dolarów pomocy wojskowej Ukrainie nie udało się osiągnąć wyniku militarnego, który jej przywódcy mogliby uznać za minimalnie akceptowalny”. Politolog stawia w swoim artykule taką oto tezę: Zachód jest już zmęczony militarnym wspomaganiem Ukrainy, a jego zachodnioeuropejskie i amerykańskie społeczeństwa coraz bardziej pragną zakończenia wojny.
PROFESOR NIE WIERZY W ZWYCIĘSTWO UKRAINY
Zwolennicy teorii spiskowych mogliby stwierdzić, że indyjsko-amerykański ekspert przedstawił własną koncepcję „NATO-bis” w imieniu społeczeństw (zachodniej) Europy i USA pragnących rychłego zakończenia wojny, czyli pokoju, na Ukrainie. To teraz do rzeczy, w czym tkwi – moim zdaniem – nierealność zaistnienia tej teoretycznej koncepcji w praktyce...
Po pierwsze: gwarancje bezpieczeństwa udzielane członkom NATO w ramach Sojuszu i wzajemnych zobowiązań są mocno ograniczone, jeśli w ich realizację nie będą zaangażowane Stany Zjednoczone.
Po drugie: NATO jest silne mocą potencjału militarnego, politycznego i gospodarczego USA.
Po trzecie: nawet, gdyby koncepcję prof. Menona rozszerzyć na wszystkich europejskich członków Sojuszu, to i tak suma ich potencjałów będzie mniejsza od amerykańskiego. To są uwagi ogólne. Przechodzę do szczegółów.
Gdyby jakimś cudem idea prof. Menona stała się ciałem, to podstawa, na której opiera się NATO albo by legła w gruzach, albo też nadawałaby się do generalnego remontu. Co jedno by wyszło. „Ukraina mogłaby oczywiście zdecydować się na walkę bez względu na to, czego chcą jej partnerzy. Ale przy niepewnym zwycięstwie i chwiejnym poparciu Zachodu nawet Kijów może zdecydować, że lepiej dążyć do wynegocjowanego i niedoskonałego pokoju, niż kontynuować wojnę. Gwarancje oparte na koalicji zapewniłyby Ukraińcom zewnętrzną ochronę, której potrzebują, aby czuć się bezpiecznie” – puentuje Rajan Menon.
Odlot. W jakiż to sposób sąsiedzi Ukrainy mieliby jej dać „zewnętrzną ochronę”? Oczywiście bez angażowania w te zapewnienia „w żaden sposób” USA. Moskwa tylko marzy, żeby stał się cud i Ukraina zyskała TAKIE gwarancje bezpieczeństwa. Ciekawe jakby NATO miało zareagować, gdyby tzw. sąsiedzka koalicja na rzecz zapewnienia Ukrainie zewnętrznej ochrony, weszła w kontakt zbrojny z Rosją, a ta, na przykład w odwecie, zaatakowała terytoria „zewnętrznej ochrony”.
JAKBY CO, TO WOJNA... BYŁABY W OGRANICZONYM WYMIARZE
Czy wówczas obowiązywałby art. 5. stanowiący, że atak na choćby jednego z członków organizacji będzie potraktowany jako atak na wszystkich z nich? Prof. Menon uważa, że koalicja gwarantów, z których wszyscy byliby krajami NATO, obiecałaby (sic! – Portal Obronny) nie powoływać się na artykuł 5, jeśli zostałaby zmuszona do walki z Rosją w obronie Ukrainy”. Ciekawa propozycja.
A czy Moskwa, gdyby doszło do tego, że gwaranci musieliby zapewnić Ukrainie ochronę (łatwo domyśleć się w jaki sposób), potraktowałaby to jako akt wrogi ze strony NATO (jako takiego)? Czy też poszczególnych państw „zewnętrznej ochrony”?
Na to też politolog ma idealistyczną odpowiedź: „Jednak wspólne środki obronne NATO zaczęłyby działać, gdyby Rosja bezpośrednio zaatakowała terytorium należące do członków koalicji NATO. Ryzyko uruchomienia artykułu 5. może zawęzić opcje militarne Rosji i ograniczyć geograficzny zasięg wojny (sic! – Portal Obronny)…”. Ciekawe, jakby Wołodymyr Zełenski odniósł się do koncepcji prof. Shivshankara Menona, b. doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego (w latach 2010-2014) premiera Indii i ministra spraw zagranicznych (2006 – 2009) Manmohana Singha? Chociaż… jak to mówią: w polityce wszystko może się zdarzyć!
Polecany artykuł: