Europa wspiera Polskę, a Trump tweetuje. USA szokująco powściągliwe po incydencie z dronami w Polsce

2025-09-11 14:30

W nocy z 9 na 10 września 2025 r. rosyjskie drony naruszyły przestrzeń powietrzną Polski, co wymusiło na Polsce i sojusznikach ich zestrzelenie. Europa i Sojusz Północnoatlantycki zareagowały błyskawicznie, oferując solidarność i konkretne wsparcie, podczas gdy Stany Zjednoczone ograniczyły się do lakonicznego komentarza prezydenta Trumpa. Ta dysproporcja budzi poważne pytania o wiarygodność amerykańskiego przywództwa w NATO i bezpieczeństwo wschodniej flanki. My, w Polsce, oczekujemy, że Stany Zjednoczone postawią Rosji granice.

Incydent z rosyjskimi dronami nad Polską wstrząsnął Europą, stając się najbardziej znaczącym naruszeniem przestrzeni powietrznej państwa NATO od czasu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r. W ciągu kilku godzin po zdarzeniu, europejscy liderzy i struktury Sojuszu Północnoatlantyckiego zjednoczyły się w potępieniu agresji Moskwy, oferując Polsce nie tylko słowa solidarności, ale także praktyczne wsparcie militarne i dyplomatyczne. Ta szybka i zdecydowana reakcja kontrastuje ostro z postawą Stanów Zjednoczonych, które – mimo roli lidera NATO – nie wykazały oczekiwanej stanowczości. Krytyka tej postawy jest nieunikniona, zwłaszcza w kontekście wywiadu wiceprezydenta J.D. Vance'a, gdzie mowa o potencjalnej współpracy gospodarczej z Rosją, co podważa zaufanie do amerykańskiego zaangażowania.

Decydująca reakcja Europy i NATO: Solidarność w działaniu

Europa nie czekała, natychmiast potępiono rosyjską prowokację. Premier Polski Donald Tusk, ogłaszając aktywację Artykułu 4 Traktatu Waszyngtońskiego, nazwał incydent "dużą prowokacją" i podkreślił, że Polska znalazła się bliżej otwartego konfliktu niż kiedykolwiek od II wojny światowej. W odpowiedzi, Sekretarz Generalny NATO Mark Rutte zwołał pilne konsultacje w Radzie Północnoatlantyckiej, potępiając "nieodpowiedzialne i lekkomyślne zachowanie Rosji". Rutte zaznaczył, że naruszenie nie było incydentem przypadkowym, a sojusznicy "stoją ramię w ramię z Polską i Ukrainą", podkreślając gotowość do obrony każdego centymetra terytorium NATO.

Kraje europejskie nie poprzestały na deklaracjach. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius w Bundestagu oświadczył, że drony nie "zbłądziły przypadkowo", lecz były skierowane celowo, co stanowi "celową prowokację". Niemcy zaoferowały natychmiastowe wzmocnienie polskiej obrony powietrznej, w tym dostawy dodatkowych systemów rakietowych Patriot. Francuski prezydent Emmanuel Macron nazwał incydent "po prostu nie do przyjęcia" i wezwał do "zakończenia tej lekkomyślnej eskalacji", proponując wspólne patrole powietrzne nad wschodnią flanką NATO. Wielka Brytania, poprzez ministra obrony Johna Healey'a, ogłosiła przegląd opcji na "wzmocnienie obrony powietrznej NATO nad Polską", w tym potencjalne wysłanie dodatkowych myśliwców Typhoon.

Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał natomiast, że Szwecja pilnie wyśle wsparcia wojskowe do Polski, w tym środki obrony przeciwlotniczej i samoloty. Wsparcie wojskowe zadeklarowała również Holandia, zapowiadając przesłanie do Polski systemów rakietowych Patriot, systemów obrony powietrznej NASAMS, systemów antydronowych oraz 300 żołnierzy.

Reuters przekazał, że niemieccy przeciwlotnicy także zaangażowali się w misję wykrywania i monitorowania dronów-intruzów w nocy; według Reutersa, ich systemy pomagały Polakom wykrywać i śledzić intruzów. W misję zaangażowane były także samoloty wsparcia, które były widoczne m.in. na mapach udostępnionych przez internetowy serwis flightradar24.com. To przede wszystkim samoloty rozpoznawcze - tzw. AWACSy, wyposażone w radary i inne systemy rozpoznawcze, kluczowe dla śledzenia intruzów w przestrzeni powietrznej. Z jednej strony był dostarczony niedawno do Polski ze Szwecji Saab 340 AEW&C Erieye, dla którego misja była swego rodzaju chrztem bojowym. Polski samolot rozpoznawczy był wspierany przez AWACS należący do Aeronautica Militare - włoskich sił powietrznych.

Garda: Rosjanie ćwiczą ataki na Polskę

Holandia potwierdziła udział swoich myśliwców F-35 w operacji zestrzelenia dronów, co było pierwszym takim przypadkiem w historii NATO. Litewski minister obrony Dovile Sakaliene stwierdziła, że jej kraj jest "gotowy do zestrzelenia kolejnych dronów" w razie potrzeby, a Estonia wezwała do "silniejszej reakcji na zagrożenie dla całej Europy". Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas określiła incydent jako "najpoważniejsze naruszenie przestrzeni powietrznej w Europie od początku wojny", sugerując, że było to celowe działanie, i zaapelowała o "bardzo silną odpowiedź". Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapewniła o "pełnej solidarności UE z Polską", proponując wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów na wzmocnienie europejskiej obrony.

Słaba postawa USA: Od zdziwienia do milczenia

W tym europejskim zrywie solidarności Stany Zjednoczone wydają się outsiderem. Reakcja Waszyngtonu była zaskakująco powściągliwa i niejasna. Prezydent Donald Trump, w swoim pierwszym komentarzu na platformie Truth Social, napisał jedynie: „O co chodzi z Rosją, naruszającą przestrzeń powietrzną Polski za pomocą dronów? Zaczyna się!” – co brzmi bardziej jak wyraz frustracji niż stanowcze potępienie. Brakowało tu jasnego wezwania do sankcji, wzmocnienia militarnego czy dyplomatycznego nacisku na Kreml. Biały Dom potwierdził, że Trump otrzymał briefingi wywiadowcze, ale nie wydał formalnego oświadczenia, co kontrastuje z pilnymi konsultacjami NATO.

Sekretarz Stanu Marco Rubio rozmawiał z polskim ministrem Radosławem Sikorskim, podkreślając "solidarność z Polską jako kluczowym sojusznikiem", ale bez konkretów. Ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker powtórzył formułę "obronimy każdy cal terytorium NATO", jednak bez nowych zobowiązań. Departament Obrony potwierdził udział amerykańskich myśliwców w misji, ale traktuje incydent jako "aktualne operacje" w ramach wsparcia Ukrainy, bez eskalacji retoryki. Senator Lindsey Graham wezwał do "miażdżących nowych sankcji", ale to głos z Kongresu, nie administracji.

Kongresmenka Demokratów Marcy Kaptur w rozmowie z PAP, powiedziała, że:

"Wtargnięcie Rosji do Polski przekracza jasną czerwoną linię, ponieważ atak na jednego członka NATO jest atakiem na wszystkich. Jako liderka Kongresu ds. Europy Wschodniej, traktuję poważnie wszelkie zagrożenia w tym regionie"– powiedziała Kaptur, współzałożycielka polsko-amerykańskiej grupy parlamentarnej (Poland Caucus) w Kongresie.

Jak dodała:

"Solidaryzuję się z narodem polskim i ukraińskim i wykorzystam wszelkie dostępne mi środki, aby nakłonić waszyngtoński aparat obronny do poważnego potraktowania tego naruszenia suwerennego terytorium Polski. Wzywam moich republikańskich kolegów i administrację Trumpa do podjęcia podobnych działań"

Po stronie Republikanów w Kongresie podobne stanowisko zajął szereg polityków: współprzewodniczący Komisji Helsińskiej przy Kongresie Joe Wilson zgłosił w środę (10 września) projekt ustawy zrywającej stosunki handlowe z Rosją, przywracające restrykcje przyjęte pierwotnie w 1974 r. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów Brian Mast wezwał, by działania Rosji nie zostały bez odpowiedzi, a państwa NATO nie dały się Moskwie zastraszyć.

Nie wszyscy członkowie Kongresu wypowiadali się w środę w tym tonie. Kongresmen Derrick van Orden, Republikanin z Wisconsin, stwierdził, że z działaniami należy poczekać do ostatecznego rozstrzygnięcia, czy wtargnięcie rosyjskich dronów było celowe.

"Polska słusznie uruchomiła artykuł 4. NATO, zwołując konsultacje. I dopiero po tych konsultacjach i ustaleniu, czy to było zamierzone działanie, musimy zdecydować, co dalej zrobić" - powiedział PAP polityk.

Pytany o ocenę reakcji na to wydarzenie ze strony Donalda Trumpa - zagadkowy wpis, w którym prezydent pytał „o co chodzi z rosyjskim pogwałceniem polskiej przestrzeni powietrznej” - polityk zinterpretował to jako chęć prezydenta, by nie zdradzać swoich intencji.

"Jestem emerytowanym komandosem Navy SEAL. Czy myślisz, że na jego miejscu bym zapowiadał swój kolejny ruch?" - zapytał retorycznie.

Z ostrożnością do tematu podszedł też zasiadający w komisji spraw zagranicznych Izby Demokrata Brad Sherman z Kalifornii.

"Z całym szacunkiem, myślę, że to jest większy temat w Polsce, niż tutaj" - odparł, pytany przez PAP niedługo po głośnym zabójstwie prawicowego komentatora i działacza Charliego Kirka. Sherman stwierdził, że choć opowiada się za kolejnymi sankcjami, wątpi, by projekt sankcji Lindseya Grahama miał szanse powodzenia w obecnej formie.

"Sankcje, które mogłyby odnieść poważny skutek na Rosję, to sankcje wtórne, czyli te na Chiny czy Indie. To jednak jest bardzo skomplikowane i potencjalnie kosztowne i Europa też jest tego świadoma" - ocenił.

"Moją radą dla polskiego rządu byłoby przekonanie niektórych europejskich rządów w UE do poparcia konfiskaty zamrożonych rosyjskich aktywów" - dodał.

W bardziej zdecydowany sposób wypowiedziała się natomiast znana z kontrowersyjnych wypowiedzi wschodząca gwiazda Demokratów Jasmine Crockett.

"Do czegoś takiego nigdy by nie doszło, gdybyśmy mieli prezydenta, który wspierałby Ukrainę i naszych sojuszników, który znałby wartość naszych sojuszy i który wiedziałby, że nigdy nie należało rozwijać czerwonego dywanu przed Putinem" - powiedziała kongresmenka.

"Swoją postawą Trump naraził na ryzyko naszych sojuszników i od dawna mówiłam, że jeśli nie pozostaniemy przy Ukrainie, Polska może być następnym celem Putina" - dodała.

Brak konkretów po rozmowie Nawrockiego z Trumpem

Z kolei komunikat na stronie Kancelarii Prezydenta RP po rozmowie prezydenta Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem jest dość lakoniczny: 

„Przed chwilą rozmawiałem telefonicznie z Prezydentem USA Donaldem Trumpem na temat wielokrotnego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony, do którego doszło dziś w nocy. Rozmowa wpisuje się w szereg konsultacji prowadzonych przeze mnie z naszymi sojusznikami. Dzisiejsze rozmowy potwierdziły jedność sojuszniczą” – napisał Karol Nawrocki w mediach społecznościowych.

Trochę więcej ujawnił Marcin Przydacz, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta RP w programie "Tłit", gdzie powiedział, że rozmowa była dobra, stosunkowo długa a jej celem było przedstawienie faktów, co się wydarzyło w Polsce. Przydacz powiedział, że "Donald Trump komplementował decyzje po stronie polskiej armii, w sensie po stronie sojuszniczych sił. Jasnym jest, jak mówi prezydent Trump, że jeśli coś wlatuje na terytorium Polski i jest to obiekt wrogi, należy to zestrzelić".

Dopytywany, czy padły z ust Trumpa słowa potępiające Putina, Przydacz powiedział, że całość tej rozmowy była prowadzona w sposób niejawny, więc w szczegółach nie może jej przekazywać. "Jedna i druga strona wskazywała na perspektywę Władimira Putina jako na agresywną" - dodał. Szef Biura Polityki Międzynarodowej powiedział jednak, że Donald Trump mówił o możliwości zwiększania obecności wojsk USA w Polsce. Jest to dziwne, że te to nie padło w oficjalnym komunikacie strony polskiej, na pewno by nieco uspokoiło nasz kraj, bo byśmy wiedział, że możemy liczyć na naszego najważniejszego sojusznika. 

Mimo wszystko ta ostrożność strony amerykańskiej budzi wątpliwości. USA, jako największy militarnie członek NATO, powinny najbardziej zareagować na całe to zdarzenie – zamiast tego ograniczają się do minimum, co może być odczytane jako słabość. W kontekście wysiłków Trumpa na rzecz negocjacji pokojowych z Rosją, taka postawa sugeruje priorytet dla deeskalacji kosztem odstraszania.

Wywiad Vance'a: Współpraca z Rosją ponad bezpieczeństwem sojuszników?

Szczególnie niepokojący jest wywiad wiceprezydenta J.D. Vance'a dla One America News Network, wyemitowany 10 września 2025 r. Vance, komentując wojnę na Ukrainie, stwierdził:

"Bądźmy szczerzy. Bez względu na to, czy lubisz Rosję czy nie, czy zgadzasz się z jej argumentami w konflikcie, prosty fakt jest taki, że mają dużo ropy, dużo gazu, dużo minerałów".

Podkreślił, że po osiągnięciu porozumienia pokojowego Waszyngton "mógłby mieć bardzo produktywne relacje ekonomiczne" zarówno z Kijowem, jak i Moskwą. Vance dodał, że Trump nie widzi sensu w izolacji ekonomicznej Rosji i jest otwarty na "pełen zakres produktywnych porozumień gospodarczych" po zakończeniu wojny. Te słowa padły w dniu incydentu z dronami, co brzmi jak zachęta dla Kremla do dalszych prowokacji. Vance nie wspomniał o Polsce ani NATO, skupiając się na korzyściach z handlu z Rosją krajem, który właśnie naruszył przestrzeń powietrzną sojusznika USA. To nie tylko brak empatii, ale sygnał, że interesy ekonomiczne mogą przeważyć nad artykułami 4 i 5 Traktatu. 

Na brak stanowczej reakcji zwrócił uwagę także  były ambasador w Stanach Zjedzonych Marek Magierowski w artykule dla WP, w którym opisał, że gdy rosyjskie drony naruszyły polską przestrzeń powietrzną, prezydent USA Donald Trump spędzał czas na kolacji w ekskluzywnej restauracji Joe’s Seafood, Prime Steak & Stone Crab, położonej niedaleko Białego Domu. W spotkaniu uczestniczyli kluczowi członkowie jego administracji, w tym wiceprezydent J.D. Vance, sekretarz stanu Marco Rubio, sekretarz obrony Pete Hegseth oraz doradczyni Susie Wiles. Magierowski zauważył:

"Skoro przy jednym stole, w tej właśnie chwili, siedzieli przywódca najpotężniejszego państwa na świecie, jego zastępca, sekretarz stanu, sekretarz wojny oraz szefowa prezydenckiego gabinetu, można było oczekiwać, że ich reakcja na domniemany atak skierowany przeciwko jednemu z członków NATO będzie skoordynowana i natychmiastowa. Tymczasem reakcji nie było żadnej. Goście opuścili restaurację ok. dwóch godzin po pojawieniu się pierwszych informacji o naruszeniu naszych granic. Nie przyszło im do głowy, że może właśnie zaczyna się III wojna światowa. Że może jednak warto zrezygnować z deseru i udać się jak najprędzej do Situation Room w Białym Domu, notabene w tym samym gronie, zacząć śledzić rozwój wypadków, może nawet zadzwonić do swoich partnerów z Polski. I to nie w momencie, gdy część dronów została już zestrzelona, a sytuacja w miarę opanowana".

Jak napisał dalej Magierowski:

"Chciałoby się rzec: cisza, która wręcz drażni nasze uszy. Kolacja w Joe’s Seafood i PR-owska pokazówka na wewnętrzne potrzeby okazały się ważniejsze niż rosyjska ingerencja w jednym z państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Obecna republikańska administracja reaguje na każdą eskalację ze strony Moskwy w dwójnasób. Albo ostentacyjnie milczy, albo grozi palcem, powtarzając do znudzenia, że "to już ostateczne ostrzeżenie" i że "daje Putinowi dwutygodniowe ultimatum". Problem w tym, że milczenie jedynie ośmiela Putina. A puste groźby, które stają się powoli groteskowe, i których nikt już nie traktuje poważnie, ośmielają go jeszcze bardziej".

Brak mocnego potępienia i konkretnych działań ze strony USA stawia pod znakiem zapytania ich rolę w NATO. Europa pokazała jedność i determinację, oferując Polsce realne wsparcie, podczas gdy Ameryka ogranicza się do enigmatycznych postów i wizji współpracy z agresorem. Wywiad Vance'a pogłębia te wątpliwości – jeśli Waszyngton priorytetyzuje interesy z Rosją nad obroną sojuszników, to jak Polska może czuć się bezpieczna? Ten incydent to test dla Trumpa: czy USA pozostaną liderem, czy staną się słabym ogniwem? Bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO wymaga nie słów, lecz czynów i tu Ameryka zawiodła.

Portal Obronny SE Google News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki