Dzięki „krzywej lufie” (po niemiecku: Krummlauf) niemiecki żołnierz mógł razić z ukrycia wrogów III Rzeszy. Tak zmodernizowany StG 44 miał umożliwiać strzelanie pod kątem 30, 45, 60 lub 90 stopni bez narażania strzelca na ogień przeciwnika.
Teoria słuszna, ale nie za bardzo sprawdziła się w praktycznym zastosowaniu
Ostatecznie zrezygnowano „ze zmiennego kąta”, pozostając przy 30-stopniowej krzywiźnie. Co ciekawe: w pierwotnych założeniach w tę broń mieli być wyposażeni hitlerowscy pancerniacy, przede wszystkim obsługujący ciężkie samobieżne działa Ferdinand/Elefant. One nie były uzbrojone w kaemy. Ich załogi zgłaszały zapotrzebowanie na taką broń, która umożliwiałaby obronę przed atakiem piechoty, często ukrywającej się w tzw. martwych strefach – na przykład za przeszkodami, za burtą czołgu.
Standardowa broń nie pozwalała skutecznie ostrzeliwać przeciwnika z wnętrza wozu, stąd pomysł, by zamontować na StG 44 nakładkę z zakrzywioną lufą, umożliwiającą strzelanie z luków obserwacyjnych. Z czasem postanowiono opracować wariant dla piechoty i to z piechociarzami dziś utożsamiany jest Krummlauf.
Zamówienie na opracowanie i produkcję – przyznacie – tak dziwacznie wyglądającej broni trafiło pod koniec 1943 r. do firmy Rheinmetall-Borsig.
Na początku sierpnia 1944 r. tzw. czynniki (bez wchodzenia w szczegóły) zdecydowały, że należy wyprodukować, jak najszybciej, 10 tys. nasadek. Pod koniec sierpnia producent i służby logistyczne wojsk lądowych (Heereswaffenamt – HWA) zdecydowali, że produkowane będą nasadki o zakrzywieniu 30–45 stopni, o ciężarze 2 kg i żywotności do 5000 strzałów (niektóre źródła podają, że do 6000).
Jak się z tego miało celować? A z pomocą lustrzanego celownika peryskopowego (bardzo zawodnego) albo (bardziej zaawansowanego) pryzmatycznego, optycznego celownika.

Z dużej chmury mały deszcz, czyli produkcja była wręcz śladowa
Pod koniec października 1944 r. „krzywe lufy” zaprezentowano wojsku. Po szybkich, dwumiesięcznych testach zdecydowano, że produkowane będą nasadki w dwóch wersjach, dla:
• wojsk pancernych – Krummlauf Vorsatz P (zakrzywienie lufy – 90 stopni),
• piechoty – Krummlauf Vorsatz J (krzywizna 30-stopniowa).
Rheinmetall-Borsig nie zrealizował zamówienia na 10 tys. sztuk. W 1945 r. wojenna machina III Rzeszy toczyła się coraz wolniej i to już zasadniczo siłą rozpędu. Ostatecznie, do końca wojny zdołano wyprodukować:
• do 150 nasadek Vorsatz J,• i do 550 wersji Vorsatz P.
Stwierdzić, że to była produkcja śladowa, to znaczy stwierdzić za mało. Nawet gdyby przemysł III Rzeszy był w stanie wyprodukować 10 tys. „krzywych luf”, to na niewiele by się one przydały w wojnie, bo Krummlaufy miały mnóstwo wad, a niewiele walorów.
Niemieckie raporty techniczne wykazały następujące problemy:
• bardzo krótką żywotność – znacznie krótsza od deklarowanej, nasadka wytrzymywała 300 strzałów;rozpad pocisków – pociski rozpadały się na fragmenty, tworząc efekt śrutowy, co ograniczało zasięg skutecznego ognia;
• wysoką temperaturę nasadki przy strzelaniu – pociski nagrzewały się do bardzo wysokich temperatur z powodu tarcia;
• problemy z ciśnieniem gazów – konieczność zastosowania otworów odprowadzających gazy; nie poprawiło to znacząco trwałości ani skuteczności;
• niewielką celność – wynikająca z wyżej podanych wad nasadki.
Wspomnieć należy jeszcze o jednej wadzie – nie tyle nasadki, co całego zestawu. Był bardzo ciężki – prawie 8 kilogramów!
Wojskowi krytycznie ocenili Krummlaufy, a kolekcjonerzy wysoko je cenią
Na ilustrującym zdjęciu widzimy amerykańskiego żołnierza pozującego do okolicznościowej fotografii. Amerykanie mieli zwyczaj testowania prawie każdej broni niemieckiej produkcji. Sprawdzali więc, jak sprawdza się Krummlauf. I wyszło im, że się nie sprawdza. Według amerykańskich testów broń z taką nasadką była niecelna. Skupienie na 100 m wynosiło 35 × 35 cm, a skuteczność porównywano do pistoletu maszynowego kal. 9 mm.
Amerykańskie raporty określały Krummlauf jako „impractical and gimmicky” (niepraktyczny i gadżeciarski). Niemiecki wynalazek w opinii amerykańskich testerów to przykład „desperate innovation” i „waste of resources” – desperackiej innowacji i marnowania zasobów przez Niemców w końcowej fazie wojny.
Ile kosztowały opracowanie i produkcja „krzywej lufy”? Nie znalazłem w dostępnych źródłach takich danych. Z pewnością niemało, a zważywszy na to, że wynalazek (acz w szerokim wymiarze – innowacyjny) był mało przydatny, to z pewnością te koszty były za duże. I bardzo dobrze, bo Niemcy tracili cenne zasoby na produkcję czegoś bezużytecznego, a nie – na przykład – broni, która sprawdza się w walce, a nie na pokazach.
A że do dziś przetrwało niewiele egzemplarzy tego dziwoląga, to na rynku kolekcjonerskim w zestawie ze StG 44 osiągają wysokie ceny. W USA na aukcjach wystawiane są po cenach w przedziale od 65 tys. do 95 tys. USD.
Na koniec: eksperymenty z „krzywolufową” bronią strzelecką prowadzone były nie tylko w USA, ale i w Związku Sowieckim. W obu przypadkach stwierdzono, że jest to tzw. ślepa uliczka jej rozwoju. A po dziesiątkach lat okazało się, że w Izraelu skonstruowano coś, co zaprzecza tej krytycznej opinii. O tym już w innym odcinku „Kuriozów”.