„Krowy” siały grozę w powstańczej Warszawie. Czym były Nebelwerfery?

2025-08-07 7:30

To prawda oczywista: Niemcy, obojętnie w jakim kształcie państwowości, konstruowali broń nowatorską jak na swoje czasy. Taką, która później była dla innych wzorem do modernizacji i rozwijania niemieckiego projektu. To nie tylko rakiety balistyczne V-2 czy karabiny szturmowe StG44. To także nieco zapomniane wieloprowadnicowe wyrzutnie pocisków rakietowych Nebelwerfer. Miały one znaczący udział w obracaniu powstańczej Warszawy w miasto ruin.

28-32 cm Nebelwerfer

i

Autor: Bundesarchiv/koloryzacja AI

• Nebelwerfery, czyli wieloprowadnicowe niemieckie wyrzutnie rakietowe, odegrały brutalną rolę w niszczeniu Warszawy podczas Powstania — ich pociski nazywano „krowami” z powodu przerażającego ryku w locie.

• Broń ta miała głównie działanie psychologiczne i niszczące cele powierzchniowe — nie była precyzyjna, ale budziła grozę już samym odgłosem wystrzału.

• Największe kalibry rakiet (do 30 i 32 cm) używano w stolicy do celowego niszczenia zabudowy i siania ognia — salwy łączyły pociski burzące i zapalające.

• Rakiety Wurfkörper 42 Spreng (kaliber 30 cm) były najnowocześniejsze w arsenale III Rzeszy – miały duży ładunek bojowy i zasięg nawet 6 km.

• W porównaniu do radzieckich katiuszy, niemieckie wyrzutnie były bardziej skomplikowane i mniej mobilne, a ich zalety techniczne nie zrównoważyły masowej przewagi sowieckiej produkcji.

Nebelwerfer po niemiecku to „miotacz mgły”

Niemcy z III Rzeszy gustowali w eufemizmach. Zapisek (po niemiecku rzecz jasna) przy personaliach więźnia kierowanego do kacetu: „specjalne traktowanie” oznaczał, że ma być zgładzony. O „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” i co to znaczyło, to wspomniał nie będę. Kto tego nie wie, ten się powinien ze wstydu zapaść pod ziemię.

Nebelwerfer po niemiecku to „miotacz mgły”. Też zgrabny eufemizm. W tym przypadku stworzony po to, by ominąć postanowienia Traktatu Wersalskiego zakazujące państwu niemieckiemu produkowania wszelkiego rodzaju pocisków rakietowych. A na początku były one projektowane jako broń… chemiczna.

Gdy Nebelwerfery weszły na uzbrojenie Wehrmachtu w 1941 r. na froncie wschodnim, to miotały nie mgłę, ale śmierć. I o ile regularne wojsko mogło sobie z nimi poradzić, bo łatwo było zlokalizować pozycje wyrzutni, o tyle powstańcy warszawscy mogli tylko modlić się, że „krowa” albo w nich nie trafi, albo pocisk się nie zdetonuje. W tym drugim przypadku powstańcy mieli szansę pozyskać z rakiety sporo materiału wybuchowego.

Dlaczego pociski wystrzeliwane z Nebelwerferów Polacy nazywali „krowami”? Bo zdążające do celu wydawały dźwięk podobny do ryku głodnej krowy. Amerykanie (bo Niemcy nimi traktowali zachodnich aliantów na froncie włoskim i zachodnim) nazywali te rakiety „wrzeszczącą Mimi” lub „jęczącą Minnie”.

To teraz nieco o „życiorysie” tych „jęczących” „krów”. Zaczęto pracować nad ich skonstruowaniem w koncernie Rheinmetall-Borsig już w latach 20. Na początku III dekady prace zakończyły się sukcesem i pierwszy „miotacz dymu/mgły” pojawił się w 1934 r. jako Nebelwerfer 35 kalibru 10 cm. To był jednak zwykły moździerz. W 1940 r. zaistniał 15 cm Nebelwerfer 41. A w latach 1942–43 do walki wprowadzono wyrzutnie strzelające rakietami o średnicy 210, 280, 300 oraz 320 mm.

W sumie Niemcy wykorzystywali 8 typów rakiet różnych kalibrów. Były wystrzeliwane z wyrzutni rurowych, z prowadnic koszowych, a nawet bezpośrednio z... opakowań transportowych.

Największymi rakietami Niemcy zamieniali Warszawę w miasto zrujnowane. Było to w zasadzie jedyne użycie tej broni zgodnie z jej bojowym przeznaczeniem. W innych przypadkach Nebelwerfery wspierały działania piechoty, były nawet używane (w Ardenach w 1944 r.) do niszczenia… czołgów.

Garda - Janusz Noga CRW Telesystem Mesko Sp. z o.o.
Portal Obronny SE Google News

Ta broń do bardzo celnych nie należała

Miała niszczyć cele powierzchniowe i oddziaływać psychologicznie na przeciwnika. Coś w rodzaju syren mocowanych przez jakiś czas do samolotów Stuka Junkers Ju 87. Sztukasy wyły, nurkując na cel. Rakiety, szczególnie te dużego kalibru, wystrzeliwane z Nebelwerferów wyły znacznie głośniej, wywołując u przeciwnika strach, nim jeszcze trafiły w cel. Promień śmiertelnego rażenia odłamkami 30-cm rakiety wynosił 40–50 metrów. Do 100 m od miejsca detonacji fala uderzeniowa siała destrukcję.

W walce z powstańcami w Warszawie siły niemieckie używały Nebelwerferów największych kalibrów. Pociski nie tylko niszczyły budynki siłą eksplozji, ale gdy strzelało się raz wybuchowymi, raz zapalającymi, to cel pokrywał się trudnym do ugaszenia ogniem.

Nebelwerfery na trwałe weszły do zbiorowej pamięci Powstania Warszawskiego jako broń reprezentująca niemiecką przewagę techniczną, okrucieństwo wobec ludności cywilnej i metodyczne niszczenie miasta. Wspomnienia o „krowach” stały się integralną częścią narracji o heroizmie powstańców, którzy przez 63 dni stawiali opór przeciwko przeważającemu technicznie wrogowi.

„Oczekiwaliśmy rzucenia także i nas na ten odcinek. Z relacji świadków i doniesień prasowych dużo wiedzieliśmy o koszmarnym działaniu „krów” - tj. niemieckich miotaczy min (Nebelwerfer). Niemcy używali na przemian min i pocisków zapalających. Ludzie znajdujący się w promieniu rażenia płonęli żywcem lub co najmniej odnosili ciężkie poparzenia. Przejmujący zgrzyt odpalanych pocisków był powszednim odgłosem walczącej Warszawy…” – napisał we wspomnieniach Janusz Hamerliński (żołnierz batalionu AK „Kiliński”).

Czy niemiecka artyleria rakietowa była lepsza od sowieckiej?

Teraz kilka podstawowych danych technicznych wyrzutni i rakiet z nich miotanych.

Zacznijmy od końca… Wyprodukowano ok. 5 mln pocisków 15 cm, 400 tys. – 21 cm, 600 tys. pocisków – 28/32 cm i ok. 200 tys. rakiet o średnicy 30 cm. Tak na marginesie: na uzbrojeniu Wehrmachtu były potężniejsze rakiety. Rakietami 38 cm strzelał 68-tonowy niszczyciel czołgów Jagdtiger, ale o tych najcięższych pojazdach pancernych II WŚ może przy innej okazji.

Za najbardziej nowoczesne „nebelwerferowe” uznaje się 30-cm rakiety Wurfkörper 42 Spreng. Pojawiły się na froncie wschodnim pod koniec 1942 r. W porównaniu do poprzednich rakiet kalibru 28 cm i 32 cm miały najwyższy stosunek masy wybuchowej do masy pędnej wśród wszystkich niemieckich rakiet artyleryjskich. Rakieta ważyła 130 kg, w tym głowica bojowa ok. 67 kg. Mogła być elaborowana materiałem wybuchowym lub zapalającym.

Nowe rakiety kalibru 30 cm miały znaczną przewagę w zasięgu nad wszystkimi istniejącymi typami. Teoretycznie mogły być odpalane do celów oddalonych nawet o 6000 m. W praktyce jednak ostrzeliwano cele na dystansie do 4550 m. Nadto zostawiały mniejszy ślad startowy. Nowa „krowa” też zostawiała za sobą dym, ale nie tak znaczny jak jej poprzedniczki (również napędzane paliwem stałym).

Z holowanych lub mobilnych Nebelwerferów odpalane były rakiety 30 cm Wurfkörper 42. Trzeba było je włożyć do stalowych stelaży koszowych (wyrzutni koszowych). Od 1944 r. mogły być odpalane z rurowych 15/30 cm Raketenwerfer 56. To dość innowacyjna konstrukcja, co widać już w jej nazwie.

Wyrzutnia bazowała na lawecie działa przeciwpancernego PaK 38, miała sześć prowadnic. Dzięki adapterom umożliwiała również odpalenie rakiet 15 cm Wurfgranate 41 bez zmiany podstawy. Obsługiwana była przez 6 żołnierzy…

Na koniec tej skrótowej prezentacji niemieckich rakiet aż prosi się o porównanie tej artylerii z radziecką, z bardziej znanymi „katiuszami”. Kto był górą? Sowieci! – i nie tylko dlatego, że pokonali Niemców. Oczywiście katiuszę należy porównywać z 15-cm rakietami do Nebelwerferów.

BM-13 górowała nad niemieckimi rozwiązaniami pod względem mobilności. Mogła odpalić rakiety i natychmiast wycofać się na bezpieczną pozycję, unikając tym samym ostrzału kontrbateryjnego. Rosyjska wyrzutnia strzelała salwą z 16 pocisków, 15-cm Nebelwerfer tylko sześcioma. Niemieckie rakiety były celniejsze (choć daleko im było do ideału) od radzieckich. Przede wszystkim Sowieci wyprodukowali 10 tys. wyrzutni, a Niemcy ok. 5,3 tys.

Rosyjska konstrukcja była tańsza w produkcji, a niemiecka – jak to często bywało – złożona i wymagająca większego nakładu pracy w procesie produkcyjnym. To mniej więcej tak, jakby porównać sowieckie T-34 z niemieckimi odpowiednikami. Cóż z tego, że konstrukcje z III Rzeszy były bardziej zaawansowane, skoro Sowieci mieli więcej sprzętu prostej konstrukcji? Podobnie rzecz miała się z Nebelwerferami...

Sonda
Interesujesz się historią oręża?