Codziennie każda ze stron wojny rosyjsko-ukraińskiej wystrzeliwuje od kilku do kilkudziesięciu tysięcy pocisków artyleryjskich.
Artyleria znów jest królową wojny
Wojna techniczna, czyli taka, jaką ludzkość zna od drugiej połowy XIX wieku, zużywa ogromne ilości materiałów w krótkim czasie. Dotyczy to żywności, paliwa, ale przede wszystkim amunicji. Wbrew pozorom kluczowa nie jest tu amunicja strzelecka, lecz pociski do artylerii lufowej i rakietowej. W I WŚ siedem głównych państw wyprodukowało 1,051 mld pocisków artyleryjskich.
Mimo upływu czasu artyleria pełni kluczową rolę na wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Na początku 2024 r. amerykański dziennik „Wall Street Journal” szacował, że Ukraińcy wystrzeliwali wówczas w kierunku rosyjskich pozycji po dwa tysiące pocisków dziennie, podczas gdy Rosjanie zasypywali Ukraińców około dziesięcioma tysiącami pocisków każdego dnia.
Był to czas, gdy w Kongresie USA przeciągało się pakietu pomocy militarnej dla Kijowa. Ukraińcy oszczędzali więc amunicję. Gdy wreszcie w kwietniu udało się przełamać polityczny impas w Waszyngtonie, na Ukrainę popłynęły nowe pociski i proporcje zużycia amunicji miały się zmienić na bardziej korzystne dla obrońców.
Jeszcze latem 2023 roku, w okresie – jak się potem okazało nieudanej – kontrofensywy Ukraińców na południu kraju, mieli oni przewagę w artylerii. Według szacunków „WSJ” każdego dnia wystrzeliwali około siedmiu tysięcy pocisków, podczas gdy Rosjanie – około pięciu tysięcy.
– Od lutego 2022 r. Rosjanie w szczytowych momentach wystrzeliwali dziennie około 60 tysięcy pocisków artyleryjskich. Z kolei Ukraińcy – około 10 tysięcy – oszacował w rozmowie z PAP emerytowany generał brygady Jarosław Kraszewski.
Dwie różne szkoły wykorzystania artylerii
Wojskowy wyjaśnia, że Ukraińcy strzelają bardziej punktowo, korzystając z nowoczesnych systemów kierowania ogniem. Tymczasem Rosjanie walczą raczej według starej szkoły, stosując nawały ogniowe. Tak wyglądają obecnie walki w Donbasie, gdzie Rosjanie powoli posuwają się do przodu, dzięki temu, że dosłownie mielą ukraińskie pozycje ogniem artylerii. Tak było, gdy zdobywali Bachmut w 2023 r. oraz Siewierodonieck i Lisiczańsk w 2022 r.
– Świat myśli, że siły zbrojne Rosji są siłami typowo pancernymi. To nieprawda. Rosjanie są zakochani w artylerii. Ich armia jest armią artyleryjsko-rakietową. Oni kochają ogień, kochają zużywać mnóstwo amunicji. Bez zmasowanego ognia artylerii nie ma u nich działań.
Generał wyjaśnia, że… Przeciętna rosyjska brygada zmechanizowana ma dwa-trzy dywizjony artylerii, w tym jeden z wyrzutniami rakiet. W Polsce w składzie brygady zmechanizowanej jest jeden dywizjon artylerii. Również siły zbrojne USA i armie innych państw NATO walczą tak, by przy pomocy artylerii i lotnictwa (w tym bezzałogowego) obezwładnić przeciwnika na ziemi. Wszystko po to, by własna piechota mogła zajmować teren przy jak najmniejszym ryzyku strat w ludziach.
Rosjanie zużywają rocznie 10 mln pocisków
60 tysięcy pocisków dziennie, czyli szacowana przez gen. Kraszewskiego maksymalna ilość amunicji wystrzeliwana przez Rosjan w Ukrainie, to 1,8 mln miesięcznie i 21,6 mln rocznie. Przywoływane wyżej szacunki „WSJ” wskazują jednak, że artyleria agresora nie prowadzi ognia z taką intensywnością przez cały konflikt.
– Zużycie amunicji artyleryjskiej zależy od tego, z kim się walczy, jak się prowadzi ogień, na jakim etapie wojny się jest i co się planuje. Rosjanie na Ukrainie zużywają około dziesięciu milionów pocisków rocznie.
Rosjanie mieli zapasy z czasów zimnej wojny, a i tak muszą się ratować dostawami z zagranicy. Cała lub prawie cała obecna rosyjska produkcja idzie na potrzeby frontu i nie wiadomo, czy Rosjanie odtwarzają zapasy w magazynach. Kupują pociski w Korei Północnej, sięgają po irańskie drony kamikaze, czyli: amunicję krążącą.
Ukraińcy mają dostawy z Zachodu. W marcu 2023 r. Unia Europejska obiecała Kijowowi milion pocisków do artylerii w ciągu roku. To się nie udało, chociaż honor Europy ratują Czechy, których rząd pośredniczy w pozyskaniu z całego świata kilkuset tysięcy pocisków różnych kalibrów.
Dostawy amunicji, w rytmie zatwierdzania kolejnych pakietów pomocy, płyną też z USA, ale również nie bez problemów. O tym, że armia ukraińska oszczędzała amunicję w oczekiwaniu na tegoroczny pakiet, już wspominaliśmy. Wcześniej Amerykanie przysłali Kijowowi pociski zmagazynowane w Izraelu i de facto przeznaczone do obrony tego państwa. Innym razem wobec kurczenia się zapasów klasycznych pocisków odłamkowo-burzących Waszyngton wysłał na Ukrainę amunicję kasetową.
To amunicja budząca kontrowersje. Stanowi potem śmiertelne zagrożenie, również wiele lat po zakończeniu konfliktu. Amunicja kasetowa jest zakazana przez konwencję, której stronami jest ponad sto państw. Wśród nich nie ma jednak Rosji, Ukrainy ani USA.
Potentatem w produkcji trotylu jest bydgoski Nitro-Chem
Gen. Kraszewski powiedział, że najtańsza i najłatwiejsza w produkcji jest amunicja odłamkowo-burząca.
– Z jednej linii produkcyjnej można wyciągnąć około 160-180 tys. pocisków rocznie. Światowym potentatem w produkcji trotylu jest Nitro-Chem z Bydgoszczy. Prochy i ładunki miotające robi Gamrat z Jasła w województwie podkarpackim, a same pociski sprzedaje wojsku Dezamet z Nowej Dęby, również na Podkarpaciu. Wszystkie trzy zakłady są częścią państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Przy czym Dezamet dopiero zaczyna przygodę z produkcją, bo do tej pory składał amunicję z komponentów importowanych ze Słowacji.
Pamiętać należy, że oba podkarpackie zakłady powstały pod koniec II RP, w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego. Wówczas to był środek Polski. Teraz te zakłady znajdują się na wschodzie kraju, zbyt blisko potencjalnego przeciwnika.
– Produkcja pocisków powinna być rozproszona w kilku, jak nie w kilkunastu miejscach, żeby wyeliminowanie jednego nie spowodowało zakłócenia funkcjonowania pozostałych. W Polsce jest przestrzeń dla minimum trzech fabryk produkujących po sto tysięcy pocisków rocznie, co w ciągu kilku lat pozwoli zapełnić magazyny.
Gen. Kraszewski uważa, że budowa linii do produkcji amunicji artyleryjskiej kosztowałaby 650-700 mln zł. Z kolei 4000-4500 dolarów to koszt jednego pocisku do haubicy kalibru 155 milimetrów, wspólnego dla NATO. Do polskich Krabów, niemieckich Panzerhaubitze 2000, francuskich CAESARów, amerykańskich Paladinów, południowokoreańskich K9...