Zgodnie z sowiecką tradycją wola ludu jest święta. A lud Mariupola chce, by miasto ruin stało się miastem-kurortem. Szczytną idę, której nie powstydziliby się budowniczowie sztandarowych inwestycji komunizmu, ułatwi to, że kombinat metalurgiczny Azowstal jest jedną wielką ruiną. Puszilin już wcześniej mówił, że to co z niego zostało, trzeba wyburzyć. W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że była to potężna huta. Według Rady Miasta Mariupol produkował rocznie 7 tys. ton stali, 6 mln t żelaza i 4,5 mln t walcówki. Zatrudniała ok. 10 tys. pracowników. Nawet, gdyby huta istniała i działała, to nie byłoby, zgodnie z sowieckim podejściem do tzw. tematu, by woli ludu stało się zadość. W Rosji jest miasto Lipieck, z potężnym kombinatem metalurgicznym, które już za czasów Związku Radzieckiego miało status… kurortu! Wyobrażacie sobie Dąbrową Górniczą z jej kombinatem metalurgicznym jako uzdrowisko? Wróćmy jednak do planów współczesnych kontynuatorów sowieckiego straitielstwa (budownictwa). Puszilin przyznał, że 60 proc. infrastruktury Mariupola jest tak zniszczona, że nie nadaje się do odbudowy. Zapowiedział jednak, że zniszczone zakłady przemysłowe będą odbudowane. A zatem będzie drugi Lipieck!
Te fantazje przejrzyście komentuje amerykański think tank Instytut Studiów Wojennych (Institute for the Study of War). Wskazuje, jak Rosja usiłuje przerobić pyrrusowe zwycięstwo na historyczny sukces. I komentuje tak: „Ogłoszony plan przekształcenia Mariupola w centrum turystyki i wypoczynku po całkowitym zniszczeniu głównego ośrodka działalności gospodarczej w Mariupolu, wskazuje na szkody, jakie wyrządziły sobie wojska rosyjskie poprzez zniszczenie Mariupola. Rosja nie potrzebuje kolejnego kurortu nad Morzem Czarnym. Potrzebuje twardej waluty, którą wytworzyła fabryka taka jak Azowstal…”. A kombinat, jak twierdzi Denis Puszilin, a raczej to, co z niego zostało, ma być zrównany z ziemią. I nie ma się co dziwić, bo Rosji jego obrona stała w gardle niczym ość!