Na Zachodzie dziwią się, że mało kto protestuje w Rosji przeciwko wojnie. Łatwo dziwić się, gdy u siebie można demonstrować i do więzienia za taki przejaw aktywności obywatelskiej nie będzie się skierowanym. Rosja, to nie USA i lata sześćdziesiąte, gdy tysiące ludzi miało prawo protestować przeciw wojnie w Wietnamie. W FR, w ramach ichniego definiowania demokracji, takiej możliwości nie ma. I dlatego w ciągu roku na ulicach pojawiali się najodważniejsi, w pełni świadomi podejmowanego ryzyka.
W ciągu roku wojny siły bezpieczeństwa zatrzymały w Rosji ok. 20 tys. osób, które odważyły się wygłaszać antywojenne wypowiedzi i protestować publicznie w w takiej czy innej formie. Wszczęto przeciwko nim około 450 spraw karnych. Jest widoczny postęp w demokratyzacji Rosji: za Stalina byłoby co najmniej 450 rozstrzelanych jako wrogów ludu. Zostawmy jednak sarkazm na boku. I przyjrzyjmy się, jak w FR cenzura walczy ze wszystkim, co nie jest zgodne z oficjalną linią rządu (chciałoby się dodać: i partii).
Ci, którzy nie godzą się z taką polityką, nie mogąc protestować na ulicy, zaczęli wyrażać swoje stanowisko w internecie. To też nie jest łatwe i bezpieczne, bo nad poprawnością polityczną w rosyjskiej (domena .ru) części netu czuwa Federalna Służba ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej, w skrócie: Roskomnadzor.
Według oficjalnych statystyk Roskomnadzoru w do rejestru zakazanych stron dodano ponad 247 492 adresy URL. Stwierdzono, że wiele nakazów blokowania dotyczących niezależnych mediów i organizacji praw człowieka miało na celu cenzurowanie artykułów medialnych lub materiałów opisujących wydarzenia na Ukrainie. Do końca 2022 r. średnio miesięcznie banowanych było 19,4 tys. witryn. W grudniu zablokowano rekordowe 34,2 tys. zasobów – podano w raporcie Open Observatory of Network Interference (globalna społeczność mierząca cenzurę internetu na całym świecie) i projektu „Roskomswoboda” („Wolność od Roskomnadzoru”). Zakaz publikowania wydano nie tylko za „dyskredytowanie armii” (10 tys. zablokowanych stron). Blokowane są: strony ukraińskich i innych zagranicznych mediów, dotyczące spraw antykorupcyjnych, usługi VPN, strony z wyciekiem danych osobowych Rosjan, serwisy tematyczne LGBTQ+, witryny z anime, muzyką i klipami, a także... gry, które wspominały o wojnie na Ukrainie. „W sumie zablokowano strony z 28 różnymi kategoriami treści, co jest wszechobecnością cenzury Internetu w Rosji” – piszą autorzy badania.
Przypominają, że cenzurowanie internetu nie zaczęło się 24 lutego 2022 r., znacznie wcześniej, jeszcze w 2012 r. Wówczas przyjęto pierwszą ustawę o czarnej liście witryn i wprowadzono rejestr zasobów zabronionych w Rosji. W 2013 r. wspomniany Roskomnadzor otrzymał prawo blokowania stron bez decyzji sądu; wystarczyła zgoda Prokuratury Generalnej FR.
W 2022 r. w życie wszedł pakiet ustaw o cenzurze wojskowej, który przewiduje odpowiedzialność karną i administracyjną za krytykę sił zbrojnych oraz działań władz za granicą. Na podstawie „wojskowych” rozkazów Prokuratury Generalnej i Roskomnadzoru dziesiątki niezależnych rosyjskich i zagranicznych mediów, platform blogowych, agregatorów wiadomości, stron internetowych organizacji praw człowieka i organizacji charytatywnych oraz portali społecznościowych, takich jak Facebook, Instagram i Twitter, zostało zablokowanych.
Właścicielom FB nic się nie stanie, gdy im w Rosji zablokują dostęp do ich serwisu. Takiego komfortu nie mają prowadzący strony netowe w Rosji, na których przedstawiają zastrzeżenia co do polityki zagranicznej państwa. Zablokowanie takiej strony to najmniejsza z odczuwalnych sankcji. Od marca 2022 r., po nowelizacji kodeksu karnego, w FR „za rozpowszechnianie fałszywych informacji o operacji wojskowej, nawoływanie do sankcji i dyskredytowanie rosyjskich sił zbrojnych grozi kara od 100 tys. rubli do 15 lat więzienia”. Za za rozpowszechnianie „nierzetelnych informacji o znaczeniu społecznym”, np. o deprecjacji rubla, załamaniu gospodarki lub niewypłacalności również władza może ukarać…
Polecany artykuł: