Wojna na Ukrainie, która nadwyręża rosyjski przemysł i gospodarkę, ale także renomę broni — mimo tego, że władze rosyjskie próbują zakłamywać rzeczywistość o masowej produkcji uzbrojenia — sprawiła, że Rosja traci rynki, które wydawało się do tej pory, że będą ciągłym klientem Rosji. Jednak rzeczywistość okazała się bardziej brutalna i Federacja Rosyjska, zamiast się rozwijać, to jej przemysł zbrojeniowy się uwstecznia i skupia się na produkcji i remoncie prostej broni z czasów ZSRR na potrzeby wojenne. Albo wygrzebuje z magazynów stare czołgi jak np. T-54 i to w odmianie powstałej jeszcze za czasów Józefa Stalina, bo z 1951 roku. To pokazuje dobitnie, że przestaje być graczem na rynku broni, który nie może liczyć nawet na Afrykę, która przecież jest pełna broni z czasów ZSRR czy produkcji rosyjskiej. Na miejsce Rosji wchodzi większy gracz, który ma zbliżoną broń do rosyjskiej, a mianowicie Chiny.
Jeszcze przed dwoma laty w krajach Afryki subsaharyjskiej, przede wszystkim w Republice Środkowoafrykańskiej, Mali, Nigrze, Nigerii, Czadzie, jedna czwarta kupowanej broni pochodziła z Moskwy. Ale zachodnie sankcje sprawiły, że teraz do Afryki trafia jej coraz mniej. Obecnie co najmniej siedem na dziesięć afrykańskich armii posiada pojazdy opancerzone wyprodukowane w Chinach, wynika z raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI).
Rywalizacja o afrykański rynek zbrojeniowy jest w większym stopniu rywalizacją o wpływy niż o pieniądze. Afryka Subsaharyjska importuje niewiele broni w porównaniu z resztą świata i trafia tam głównie sprzęt o niskim poziomie zaawansowania technicznego, karabiny, granaty, lekkie wozy bojowe czy lekka artyleria.
Są oczywiście wyjątki, Pekin dostarczył niedawno okręty wojenne do Dżibuti i Mauretanii oraz zaawansowane drony do Nigerii i DRK. Sama Nigeria, której import broni w latach 2022–2023 wzrósł o 418 proc., z Chin sprowadziła jej w tym czasie za niemal 200 mln dolarów.
Dla Chin sprzedaż broni Afryce jest elementem długotrwałej strategii umożliwiającej dostęp do zasobów kontynentu. Dodatkowo handel nią z takimi krajami jak Kenia, Etiopia, Demokratyczna Republika Konga, Nigeria, RPA i Zimbabwe jest elementem rywalizacji z Zachodem. Najlepszym tego dowodem jest zawieranie tych kontraktów na bardzo wysokim poziomie politycznym, zwykle delegacjom chińskim przewodzi wówczas minister obrony.
Spośród 10 krajów zaangażowanych na wysokim poziomie współpracy wojskowej z Chinami sześć (między innymi Algieria, Angola, Sudan, Nigeria) to dostawcy ropy, gazu i innych kluczowych zasobów, w pozostałych (Kenia, Etiopia) znajdują się znaczące chińskie inwestycje, porty, lotniska, elektrownie.
Na przestrzeni lat dominującym eksporterem broni do krajów afrykańskich była Francja. Jednak w związku ze znacznym wzrostem cen i mniej korzystnymi warunkami, kraje afrykańskie zaczęły szukać nowych dostawców - zwraca uwagę The Economist.
„Pekin sprzedaje broń po obniżonych cenach. W połączeniu z elastycznymi warunkami finansowania, współpracą wojskową i szkoleniem oficerów stanowi to atrakcyjną propozycję dla armii o dużych i małych budżetach” – czytamy w publikacji.
Ale broń chińska trafia też do biednych krajów, których nie stać na kosztowne i wyrafinowane pojazdy, rakiety czy czołgi. Dlatego Chiny starają się, by ich broń była przystępna cenowo, co daje im przewagę nad rywalami.
Dodatkowo Pekin stosuje agresywny marketing, stale promując swój sprzęt wojskowy na corocznych wystawach broni organizowanych w różnych krajach na całym kontynencie.
Rosja, chcąc ratować swój udział w afrykańskim rynku broni, wysłała do Afryki szefa swojej dyplomacji Siergieja Ławrowa. W poniedziałek był w Gwinei, we wtorek w Kongo, a prawdopodobnie wizyta obejmie też Czad i Burkina Faso.
Można sądzić, że problemy Rosji będą tylko narastać w kwestii eksportu broni i wypychania jej przez innych graczy jak wspomniane Chiny, Francję czy Republikę Korei, która także ma ambicję podbicia wielu rynków jeśli chodzi o uzbrojenie. Coraz więcej krajów w Europie jeśli ma jeszcze jakiś sprzęt produkcji posowieckiej systematycznie ten sprzęt wymienia. Dobrze to widać w Europie po naszym regonie jeśli chodzi o wymianę samolotów np. MiG-29 czy czołgów z rodziny T-72. Na świecie także widzimy podobny trend, tutaj warto przywołać przykład Indii, które także powoli chcą odchodzić od uzbrojenia rosyjskiego, a przypomnijmy, Indie są dość mocno uzależnione od rosyjskiego uzbrojenia. Portal Politico napisał w kwietniu, że Indie zmniejszają w sposób drastyczny swoją zależność od Rosji, kupując sprzęt m.in. od Francji. Planowany jest także rozwój handlu z Izraelem i Republiką Korei. Jak zauważono, przeznaczenie 100 mld dolarów na przyszłe zamówienia stwarza obecnie potencjalną szansę dla zachodnich producentów broni. Indie starają się stawiać na program „Make in India”, mającego na celu pobudzenie rodzimego przemysłu, także zbrojeniowego, który może się pochwalić takimi produktami jak np.: własny lotniskowiec, samoloty Tejas czy śmigłowce szturmowe „Prachand”.
W ciągu ostatnich 20 lat Indie wydały 60 mld dolarów na zakup rosyjskiej broni. Według raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem import ten stale spada: z 76 proc. w latach 2009-2013 do 36 proc. w ostatnich pięciu latach.
Jaka więc czeka przyszłość eksportu rosyjskiego uzbrojenia?
Rosyjskie uzbrojenie będzie jeszcze przez długo na całym świecie obecne, znajdą się państwa, które ten sprzęt będą posiadać albo decydują się na jego zakup np. Białoruś czy Iran. Będą to jednak państwa albo ściśle współpracujące z Rosją i po części na nią skazane i państwa biedne.
Jednak liczba państw decydujących się na zakup rosyjskiego uzbrojenia będzie spadać ze względu na to, że inni będą mogli zapewnić szybsze dostawy, a nawet porównywalną cenę lub wygra myśl, że lepiej kupić nieco drożej, ale za to będzie to dobry sprzęt. Rosja zapewne utrzyma rolę lidera sprzedaży znanego wszystkim karabinku AK-47, który w Afryce, ale i w innych armiach świata jest bardzo popularną bronią, ale w innych segmentach jak samoloty bojowe czy czołgi spadek będzie widoczny.
Mimo wszystko nie możemy także zapominać o działalności w Rosji w Afryce tzw. Grupy Wagnera. W Afryce nazwa Wagnera została ostatnio przemianowana na Afrika Korps. Kreml generalnie potrzebuje sił paramilitarnych, aby nadal realizować cele polityki zagranicznej, by budować swoje wpływy. Rosja utrzymuje nadal swoje stałe bazy w Syrii, głównie w Tartusie i Chmeimim, ale w dalszym ciągu poszukuje dostępu do bazy morskiej w Libii. Doniesienia z końca 2023 roku sugerowały, że Rosja kontynuuje plany uzyskania praw do dokowania w bazie morskiej we wschodniej Libii, najprawdopodobniej w Tobruku. Media na początku czerwca informowały, że Rosja uzyskała zgodę rządzącej Sudanem Tymczasowej Rady Suwerennej generała Abd al-Fattaha al-Burhana na budowę centrum wsparcia logistycznego dla swoje marynarki wojennej na wybrzeżu Morza Czerwonego w Sudanie. W zamian Rosja dostarczy armii sudańskiej broń i amunicję. Dla Rosji utworzenie bazy morskiej w Sudanie otwiera szybki dostęp do leżących po sąsiedzku Republiki Środkowoafrykańskiej, Czadu i dalej do innych śródlądowych krajów Sahelu.
Należy także wziąć w tych prognozach pod uwagę sytuację niejasnego zakończenia wojny na Ukrainie i pytanie, czy Rosja z tego wyjdzie zwycięsko, czy może będzie to pyrrusowe zwycięstwo? Które osłabi Rosję na lata, przez co nie będzie w stanie odbudować swojego potencjału przed inwazji na Ukrainę. Musimy mieć świadomość, że Rosja przez najbliższe lata będzie skupiona na odbudowie swoich sił zbrojnych, co będzie trudną walką. Oprócz ciągłych strat sprzętu na polach bitew na Ukrainie, Rosja traci sprzęt zmagazynowany, czyszcząc tym samym swoje magazyny, które do tej pory zapewniały Moskwie przewagę w wielu rankingach, a także i wojnie na Ukrainie. Mimo wszystko jeśli sanację nie zostaną zniesione na Rosję, to będzie się ona zmagać z problemem braku zaawansowanych procesorów czy innych zaawansowanych technologi potrzebnych do nowoczesnego uzbrojenia. Obecnie Rosja radzi sobie przez zakup tych produktów z Chin.
Tak czy siak, przed Rosją ciężki czas, Moskwa rozpoczynając wojnę na Ukrainie w dłuższej perspektywie raczej straci niż zyska i może stać się skansenem starego sprzętu.
PO/PAP