Spis treści
Sprawa możliwego eksportu czterdziestu myśliwców Eurofighter Typhoon do Turcji stała się w ostatnich tygodniach jednym z najbardziej znaczących i złożonych wydarzeń w obszarze europejskiej współpracy zbrojeniowej oraz polityki bezpieczeństwa NATO. Choć na pierwszy rzut oka może to wyglądać na klasyczną transakcję eksportową między państwem producentem a państwem kupującym, to rzeczywistość wygląda inaczej. Mamy tu do czynienia z wielopoziomowym procesem decyzyjnym, w którym nakładają się interesy przemysłu, polityki zagranicznej, strategii NATO oraz delikatnej dynamiki wewnętrznej w Niemczech, Wielkiej Brytanii i samej Turcji.
Eurofighter Typhoon to wspólne dzieło czterech państw Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch i Hiszpanii. To projekt będący jednym z fundamentów europejskiej współpracy zbrojeniowej, rozwijany od lat 80., który od samego początku zakładał nie tylko wspólne projektowanie i produkcję, ale też współdecydowanie w sprawach eksportu.
Każda próba sprzedaży myśliwców za granicę wymaga więc jednomyślnej zgody wszystkich członków konsorcjum. To sprawia, że transakcje tego typu nawet jeśli mają wymiar czysto handlowy, są de facto aktem politycznym, który może budzić kontrowersje i być narzędziem presji lub wyrazem zbliżenia.
Turcja jest w potrzebie
Zainteresowanie Turcji Eurofighterami nie jest przypadkowe ani nowe. Turcja przez lata opierała swoją przewagę w powietrzu na flocie amerykańskich F-16, ale od kilku lat znajduje się w trudnej sytuacji strategicznej. Po zakupie rosyjskich systemów S-400 przez Ankarę w 2019 roku, Stany Zjednoczone usunęły Turcję z programu F-35 i nałożyły ograniczenia na sprzedaż nowych F-16.
To spowodowało poważną lukę w planach modernizacyjnych tureckich sił powietrznych. Turcja próbowała rozwinąć własny myśliwiec nowej generacji – TF-X (Kaan), ale program ten wymaga jeszcze wielu lat prac badawczo-rozwojowych, testów i integracji z uzbrojeniem. W tym kontekście Ankara zaczęła szukać alternatywy w Europie, a najpoważniejszą propozycją okazały się właśnie Eurofightery, które łączą nowoczesność, interoperacyjność z systemami NATO i dostępność w stosunkowo krótkim czasie.
W marcu 2025 roku Wielka Brytania formalnie złożyła Turcji ofertę zakupu czterdziestu maszyn. To posunięcie miało wymiar strategiczny – dla Londynu, który po brexicie stara się aktywnie prowadzić politykę obronną i gospodarczą niezależnie od Brukseli, współpraca z Turcją wpisuje się w szerszy plan budowania relacji z ważnymi regionalnymi mocarstwami. Brytyjski przemysł obronny, zwłaszcza BAE Systems, miałby istotny udział w realizacji tego kontraktu, podobnie jak niemieckie MTU czy włoski Leonardo. Jednak mimo zaawansowania rozmów handlowych, kwestia ta została zablokowana przez Niemcy.
Partnerzy naciskają na Niemcy
W marcu 2025 roku Wielka Brytania formalnie złożyła Turcji ofertę zakupu czterdziestu maszyn. To posunięcie miało wymiar strategiczny – dla Londynu, który po brexicie stara się aktywnie prowadzić politykę obronną i gospodarczą niezależnie od Brukseli, współpraca z Turcją wpisuje się w szerszy plan budowania relacji z ważnymi regionalnymi mocarstwami. Brytyjski przemysł obronny, zwłaszcza BAE Systems, miałby istotny udział w realizacji tego kontraktu, podobnie jak niemieckie MTU czy włoski Leonardo. Jednak mimo zaawansowania rozmów handlowych, kwestia ta została zablokowana przez Niemcy.
Berlin, jako państwo posiadające istotną część praw własności do Eurofightera i zaangażowane w jego produkcję, miał prawo weta. Niemiecki rząd kierowany przez Olafa Scholza, w koalicji z Zielonymi i FDP, uznał, że sytuacja polityczna w Turcji zwłaszcza aresztowanie burmistrza Stambułu Ekrema İmamoğlu i rosnące represje wobec opozycji wyklucza możliwość zatwierdzenia sprzedaży broni o takim potencjale ofensywnym. Zieloni, którzy od lat są konsekwentni w swoich zasadach dotyczących praw człowieka i etycznej polityki eksportowej, byli szczególnie przeciwni. Doszło do oficjalnego wstrzymania procedury zatwierdzającej, mimo nacisków ze strony Wielkiej Brytanii i Włoch.
To wywołało frustrację wśród partnerów przemysłowych oraz napięcia wewnątrz samego NATO – w sytuacji, gdy Sojusz stara się utrzymać spójność wobec wyzwań na wschodniej flance, blokowanie współpracy z ważnym członkiem, jakim jest Turcja, rodziło poważne pytania o solidarność i skuteczność polityki sojuszniczej.
Jak komentuje Piotr Miedziński, redaktor i analityk Portalu Obronnego:
„Widać wyraźnie, że nowa koalicja z Friedrichem Merzem na czele w przeciwieństwie do swoich poprzedników, kwestię praw człowieka, które są łamane w Turcji przez obecny rząd, uważa za coś mniej istnego. Erdogan może, robić co chce, jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, zamykając opozycjonistów jak np. burmistrza Istambułu, których uważa za niewygodnych dla swojej władzy i nie spotykają jego za to zbyt duże sankcje. Niemcy mogli być „ostatnim sprawiedliwym” - jak było to już w przeszłości — powstrzymując sprzedaż i wymuszając tym samym na Turcji uwolnienie opozycjonistów czy inne prodemokratyczne działania. Nie zrobiono tego, zamiast tego wygrał biznes i chęć zarobku. Ta decyzja w przyszłości się odbije negatywnie i Niemcy za taką politykę będą odpowiadać. Erdogan jest w zasadzie wygranym, bo udało się jemu przekonać Niemcy do zmiany decyzji, z niczego nie ustępując. Pytaniem otwartym jest teraz czy oczaruje także Donalda Trumpa i przekonaj jego do sprzedaży F-35 nie rezygnując z rosyjskich systemów S-400. Na drodze jego planów może jednak stanąć Izrael, który będzie lobbował u Trumpa i jego jastrzębi antytureckich jak Marco Rubio by do tego nie doszło."
Przełom
Przełom nastąpił wiosną 2025 roku, kiedy to w Niemczech doszło do zmiany rządu. Wybory parlamentarne wygrała CDU, a nowym kanclerzem został Friedrich Merz. Nowy rząd, znacznie bardziej przychylny biznesowi, przemysłowi i współpracy z NATO, zaczął przeglądać wcześniejsze decyzje eksportowe. Merz, podobnie jak jego ministrowie gospodarki i obrony, otwarcie mówią o potrzebie „normalizacji” eksportu broni i dostosowania go do realiów geostrategicznych. Turcja, mimo swoich problemów wewnętrznych, jest państwem NATO, pełniącym kluczową rolę na południowo-wschodniej flance Sojuszu, graniczącym z Rosją, Syrią, Iranem i Kaukazem.
Równocześnie Ankara zaczęła demonstrować większą gotowość do współpracy z UE – wyraziła chęć uczestnictwa w projektach PESCO, zaprasza europejskie firmy do inwestycji, złagodziła retorykę wobec Grecji i pokazała bardziej konstruktywne podejście do kwestii migracyjnych. Wszystko to składa się na nowy klimat polityczny, w którym sprzedaż Eurofighterów do Turcji przestaje być postrzegana jako „zdrada wartości europejskich”, a zaczyna być traktowana jako element realpolitik, która równoważy etykę z interesem strategicznym i gospodarczym.
Dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego to potencjalnie największy kontrakt eksportowy ostatnich lat, który pozwoliłby nie tylko zachować ciągłość produkcji, ale też zbudować fundamenty pod kolejne inicjatywy, takie jak rozwój nowej generacji myśliwców (FCAS). Dla NATO to krok w stronę odzyskania Turcji dla wspólnych projektów obronnych. Dla samej Turcji – to poważna szansa na modernizację sił powietrznych w sposób kompatybilny z europejskim uzbrojeniem, co może wpłynąć pozytywnie także na politykę wewnętrzną kraju poprzez wzmocnienie pozycji bardziej pragmatycznych kręgów rządowych.

i
Ostateczna zgoda Niemiec wciąż nie została formalnie ogłoszona, ale z przecieków prasowych i źródeł politycznych wynika, że proces uzgadniania decyzji jest na finiszu. Jeśli dojdzie do zatwierdzenia, dostawy mogą rozpocząć się w ciągu kilkunastu miesięcy, a pierwsze maszyny trafiłyby do tureckich sił powietrznych już w 2026 roku. Istnieje też możliwość, że sprzedaż zostanie obwarowana warunkami – np. w postaci zakazu użycia maszyn w operacjach ofensywnych w Syrii czy Libii, albo konieczności raportowania ich wykorzystania w ramach NATO.
Należy jednak zauważyć, że sprawa eksportu Eurofighterów do Turcji to coś znacznie więcej niż kontrakt handlowy. To test dla europejskiej spójności, dla dojrzałości niemieckiej polityki eksportowej, dla kondycji przemysłu zbrojeniowego i dla przyszłości relacji z państwami „trudnymi, ale strategicznymi”. To także jeden z tych przypadków, w których zderzają się wartości z realiami, a decyzja, jaka zostanie podjęta, będzie miała dalekosiężne skutki dla całej architektury bezpieczeństwa w Europie i wokół niej.
