Trudno w Polsce wyobrazić sobie, że jest się członkiem szczęśliwego, socjalistycznego społeczeństwa Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej prowadzonej pod światłym przywództwem Szanownego Towarzysza Kima Dzonga Una...
Rok nie wyrok, dwa lata – jak dla brata, a dziesięć lat w kamaszach?
Wyobraź sobie więc, że taki 17-letni Jin-soo (to najpopularniejsze męskie imię w Korei), skończył szkołę średnią i czas mu iść w kamasze. A taką Seo-yeon (najpopularniejsze imię żeńskie), mającą już 17 lat też wezwie ludowa ojczyzna, może rok później, ale maks do 23 r. życia też będzie musiała pomykać przez lata w mundurze.
Jak w poborze do każdej armii, taki i w KAL są zasady i wyjątki od nich. Chodzi m.in. o odroczenia z tytułu studiów. To dotyczy przede wszystkim towarzyszek, bo towarzysze wpierw idą do woja, a po zaliczeniu obowiązkowej służby mogą zająć się studiowaniem. Trochę to bez sensu, by opóźniać proces tworzenia wykształconych kadr, ale to nie nasze zamartwienie…
Z całą pewnością, a przynajmniej oficjalnie, poborowi nie martwią się tym, że idą do wojska średnio na 10 lat. To i tak o rok krócej niż w latach 90. XX w. Dekada w kamaszach, to taka umowna cezura. W zależności od przydziału w KAL towarzysz Jin-soo spędzić może od 7 do 10 lat, a w niektórych przypadkach (strategiczne wojska rakietowe) nawet i lat 13. Towarzyszka Seo-yeon musi przesłużyć od 5 do 7 lat. Górne limity służby dotyczą przydziałów w jednostkach bojowych, a jak jest tak potrzeba i takie są rozkazy, to i dekadę w wojsku Seo-yeon może zaliczyć.
Dlaczego służba wojskowa w KAL tak długo trwa? Jakby był nie XXI, ale wiek XIX? Cholera wie, który wiek jest w KRLD, bo obecnie mają tam rok 113 r. ery Dżucze. U nas nową erę liczy się od umownej daty narodzin Jezusa, a w Korei Północnej od (równie umownej) daty narodzin twórcy tego państwa – Wiecznego Prezydenta, którym był Kim Il Sung (Kim Ir Sen). Dlaczego 10 lat, a nie dwa? Cierpliwości. Za moment będzie wyjaśnione.
Kto służy w armii, ten przynależy do elity ludowego państwa
Upraszczając: zakładam, że obywatel KRLD będzie powołany do KAL na 10 lat, bo będzie służył w jednostce bojowej, a nie kuchni na ten przykład. Choć tak po prawdzie można być kucharzem w jednostce bojowej. Tylko Europejczyk jest zdziwiony tak długą służbą. Zapomniał (albo nie wie), że w carskiej Rosji po 1874 r. skrócono obowiązkową służbę do 6 lat. Z 25 lat (maksymalnie). Ludowy Koreańczyk wie dlaczego, musi długo służyć. Jakby nawet nie wiedział, to nikogo o to nie będzie pytał, bo taka ciekawość może prowadzić do pogorszenia się stanu zdrowia.
Bo Jin-soo wie, że na Południu imperialiści tylko patrzą, jak to najechać na KRLD, więc trzeba ludowej ojczyźnie dobrze wyszkolonego żołnierza. Służba to nie drużba, ale patriotyczny obowiązek wobec państwa i partii (albo odwrotnie). Długotrwała służba pomaga w umacnianiu lojalności wobec Szanownego Towarzysza Kima Dzonga Una i ideologii Dżucze (samowystarczalności). A poza tym: jeśli u największego wroga KRLD, a takim od kilku miesięcy jest Republika Korei, w wojsku służy się od 18 do 24 miesięcy, to który żołnierz jest lepiej wyszkolony? Każdy Jin-soo, zna jedyną, słuszną odpowiedź na tak postawione pytanie.
Zatem z grubsza ujmując: Jin-soo będąc wojsku, potwierdza, że jest komunistą. Jako że będzie bronił KRLD przed najazdem imperialistycznym, to należą mu się z tego tytułu przywileje. Skoro ludowym państwem targają przejściowe trudności, wskutek sankcji nałożonych przez USA i ich pachołków, to wszystko więcej ponadto, co przysługuje zwykłemu obywatelowi KRLD, jest już cennym przywilejem.
Będąc żołnierzem, Jin-soo nie powinien chodzić głodny, chociaż… W ramach szkolenia z przetrwania w warunkach bojowych nieraz będzie głodzony i nie będzie wiedział, czy aby na pewno takie ćwiczenia z survivalu to element szkolenia. A i tak będzie miał więcej na talerzu od niejedno cywila. Oficjalnie wartość kaloryczna wyżywienia (ryż, warzywa, kim-czi, trochę mięsa) powinna wynosić 3000 kalorii dziennie. Z uwagi na szkolenie sprawdzające wytrzymałość żołnierza na niedożywienie to te wartości są niższe.
Teraz jednak, dzięki współpracy z Federacją Rosyjską, Jin-soo może poprawić sobie codzienną egzystencję, dodatkowo poznać kawałek świata i przejść przez zaawansowane szkolenie bojowe w obwodzie kurskim, a później… Kto wie, może nawet będzie mógł zobaczyć Ukrainę; z okopów!
Trudno sobie wyobrazić na jakich zasadach organizowany jest nabór na zasilenie Sił Zbrojnych FR żołnierzem KAL. W KRLD takie rzeczy są tajne. Można tylko spekulować, mniej lub bardziej trafnie.
Zatem – można założyć – że tacy ludowi żołnierze wypożyczeni Moskwie nie są rekrutami z unitarki, bo takich wojaków Putin nie potrzebuje.
Można założyć, że nie są/nie będą wygami, mającymi prawie 10 lat służby na pagonach, bo z kolei takich nie wypuści do Rosji Szanowny Towarzysz. Dla niego i dla KRLD są to zbyt cenni żołnierze, by mogli sobie ginąć w obcych krajach. No, może wypożyczył Putinowi kilkuset specjalsów z 11. Korpusu...
Prawdopodobnie ci północnokoreańscy wojacy, udający Buriatów albo innych Jakutów, mają/mieć będą za sobą kilka lat służby. Na tyle wystarczająco, by nie dać się od razu zabić i na tyle, by ludowa ojczyzna nie poniosła wysokiej straty na śmierci takiego żołnierza.
Bo jak wiadomo każdy taki transferowany żołnierz otrzymuje sowity żołd (z punktu widzenia obywatela KRLD). Jin-soo dostanie od Rosji 2 tys. USD za miesiąc wojaczki. Znaczy się: tyle zielonych będzie widział, co świnia gwiazdy. Ne będzie mu wadzić, że 90 proc. z tej sumy przejmie rząd. A i tak mu resztę wypłaci w wonach. W końcu społeczeństwo i partia finansowały jego szkolenie wojskowe, więc Jin-soo nie będzie narzekał. Nie tylko dlatego, że nie było rozkazu.
Może nawet dostanie jakiś rosyjski medal, pośmiertnie?
Jin-soo ucieszy się, że będzie mógł wyjechać za granicę. Bez sojuszu z Rosją byłoby to, gdy się jest żołnierzem, niemożliwe. Teraz kilkanaście tysięcy żołnierzy KAL dołączy do półmilionowej armii gastarbeiterów z KRLD, którym Szanowny Towarzysz daje możliwość poznania świata i pracy na rzecz wzmocnienia budżetu państwa.
Tak na marginesie: robotnicy z Korei Północnej pracowali w Polsce do 2017 r., kiedy to zaczęto wprowadzać ograniczenia związane z ich zatrudnieniem w odpowiedzi na sankcje nałożone przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Rosja ma w poważaniu takie sankcje (choć za ich wprowadzeniem głosowała) i chętnie wylizinguje od Szanownego Towarzysza jeszcze więcej niż 11 tys. żołnierzy. W końcu trzeba będzie uzupełniać straty w „buriackich” jednostkach. W końcu śmierć jest wpisana w żołnierskie ryzyko. Może nawet jakiś radziecki, sorry, rosyjski medal taki jeden z drugim Jin-soo dostanie? Pośmiertnie. Możliwe, że wkrótce dostaną ordery, bo Ukraińcy meldują, że mieli starcie z przebierańcami z KRLD...
Polecany artykuł: