Śmigłowce wojskowe potrzebne nie tylko na wojnie. Ratownictwo, klęski żywiołowe, transport

2024-09-16 23:54

Klęski żywiołowe i inne kataklizmy naturalne, to krótkie momenty w których zwykli obywatele, i mam nadzieje również politycy podejmujący kluczowe decyzje, zaczynają dostrzegać potrzebę posiadania śmigłowców. Nie 96 szturmowych Apache, ale zwykłych, wielozadaniowych „koni roboczych”. Dziś już nikt rozsądny nie powie jak pewien wiceszef MON w 2017 roku, że „śmigłowce mają dla armii dziesięciorzędne znaczenie”. Ani dla armii, ani dla cywilów proszę państwa.

Spis treści

  1. Na ratunek powodzianom
  2. Problemy krótkiej kołdry i długich zapóźnień
  3. Dziesiąta kolejność polityczna, pierwsza w realnych działaniach?
  4. Nie ma już czasu na ewolucję. Czeka nas rewolucja?

Na ratunek powodzianom

Śmigłowcem, przynajmniej te, którymi dysponują obecnie siły zbrojne, a ich załogi są dostatecznie wyszkolone do realizacji takich działań, biorą aktywny udział w akcjach ratowniczych. Przede wszystkim transportując ludzi którym woda odcięła możliwość ucieczki z zalanych rejonów, lub którzy wymagają pilnej pomocy medycznej. Ale również wyszukują ludzi potrzebujących pomocy, wskazując ich lokalizację innym służbom ratowniczych, docierającym np. z wykorzystaniem łodzi czy amfibii. Mogą też służyć zaopatrzeniu w żywność czy wodę miejsc które zostały przez wodę odcięte, ale nie są zagrożone.

Te same zadania realizują dziś również śmigłowce Policji, które zadysponowano do pomocy i przebazowano z Warszawy. Mówię tu o najnowszych, średnich maszynach wielozadaniowych S-70i Black Hawk, ale też o zdecydowanie mniejszych Bell 407. Te ostatnie nie mają takich zdolności transportowych czy wyciągarek, ale w odróżnieniu od większości śmigłowców są wyposażone w reflektory typu szperacz i głowice optoelektroniczne. Co jeszcze istotniejsze, obraz z głowicy może być w zasadzie na żywo przekazywany na ziemię, do mobilnych terminali. Zwykle służy to np. zatrzymywaniu piratów drogowych, ale w tej sytuacji to możliwość natychmiastowej oceny sytuacji, obszaru zalewowego czy zagrożenia mieszkańców danego obszaru.

Problemy krótkiej kołdry i długich zapóźnień

Warto też przypomnieć, że flota śmigłowców, którymi dysponuje wojsko jest dość zróżnicowana, zarówno pod względem typów jak i możliwości. Najlepiej wyposażone i najnowocześniejsze, są niestety śmigłowców które nie osiągnęły jeszcze gotowości operacyjnej, takie jak AW149. Zamówiono ich 32 egzemplarze, ale dopiero w lipcu 2022 roku i z czasem dostawy do roku 2029. Pierwsze egzemplarze dostarczono w październiku ubiegłego roku.

O ile mi wiadomo, dotąd do Kawalerii Powietrznej dostarczono cztery takie śmigłowce. Trwa dopiero szkolenie ich pilotów. Podobna sytuacja dotyczy czterech maszyn AW101 dostarczonych Marynarce Wojennej. Ich załogi mają osiągnąć gotowość operacyjną pod koniec bieżącego roku lub na początku 2025.

Z tych powodów trzon zaangażowanych sił stanowi sprzęt mocno już wyeksploatowany, który zgodnie z planem modernizacji technicznej Sił Zbrojnych RP na lata 2009-2018 powinny zostać w większości wycofane ze służby najpóźniej do końca ubiegłej dekady. W większości w wyniku wyczerpania resursów, które obecnie są regularnie przedłużane co kilka lat, poza okres przewidziany przez producenta. Dotyczy to w szczególności śmigłowców Mi-8/17, które stanowią trzon floty maszyn transportowo-wielozadaniowych.

Część z tych maszyn wyposażonych jest w wyciągarki i inny sprzęt przydatny w działaniach poszukiwawczo-ratowniczych, podobnie jak lżejsze śmigłowce W-3WA Sokół, należące do  Grup Poszukiwawczo-Ratowniczych Sił Powietrznych, które jk sama nazwa wskazuje, przeznaczone są do tego typu zadań i odpowiednio do nich wyposażone.

Jak widać, Siły Zbrojne RP posiadają w zakresie śmigłowców pewne możliwości, ale nie są one „pierwszej świeżości” i szybko się starzeją. Natomiast następcy jeszcze nie są gotowi do akcji. Nie jest to sytuacja, jaką chcielibyśmy widzieć nie tylko w czasie powodzi, ale również w czasie jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego, a nawet kryzysu. Na przykład takiego, jak trwający kolejny rok kryzys na granicy z Białorusią. W tym kontekście warto odnotować, że jednym z powodów śmierci żołnierza pchniętego nożem na granicy, był zdaniem m.in. Jacka Siewiery, brak odpowiednich procedur dla śmigłowca ewakuacji medycznej tego zgrupowania.

Dziesiąta kolejność polityczna, pierwsza w realnych działaniach?

Nie bez kozery przypomniałem słowa wiceministra Bartosza Kownackiego, który w 2017 roku mówił, że „śmigłowce mają dla armii dziesięciorzędne znaczenie”. Mając na mysli właśnie śmigłowce wielozadaniowe, ewakuacji medycznej (MEDEVAC) i inne mało małownicze typy. Nieco później myśl tą rozwinął inny wiceszef MON, Tomasz Szatkowski, mówiąc - „Odwracamy proporcje zakupu śmigłowców. Uważamy, że ważniejsze będą śmigłowce szturmowe.”

Efektem decyzji lat 2015-2017 było to, że proporcje zakupów śmigłowców mamy absurdalnie zaburzone. Był to m.in. efekt prób sztucznego pompowania wielkości sił zbrojnych i tworzenia wielkiej floty śmigłowców Apache, które miały wspierać wojska zmechanizowane sformowane bezrefleksyjnie na obraz i podobieństwo US Army. Ale to temat na inną historię. Popatrzmy na efekty.

Polska w ramach modernizacji floty wiropłatów zamówiła w tym czasie 32 śmigłowce wielozadaniowe AW149 dla Kawalerii Powietrznej, osiem maszyn S-70i Black Hawk dla JW Grom oraz 96 śmigłowców uderzeniowych AH-64E Apache Guardian. Co istotne, decyzje w tym zakresie zapadły w ciągu ostatnich pięciu lat. Oznacza to, że MON przespał całą dekadę, zapomniał w tym czasie zupełnie np. o śmigłowcach szkolnych, których procedura zakupowa jest na bardzo wczesnym stadium… Przede wszystkim jednak postawiono cały system na głowie.

We wspomnianym PMT na lata 2009-2015 zakładano potrzebę pozyskanie ponad 150 śmigłowców różnych klas. W tej liczbie było 48 maszyn uderzeniowych i kilkunastu śmigłowców morskich. To był zakres potrzeb. Realnie minimum jeśli chodzi o śmigłowce uderzeniowe określono na 32, a maszyny wielozadaniow, C-SAR i morskie… Tu liczba politycznie-księgowo była zmieniana czterokrotnie i oscylowała pomiędzy 24 i 70 egzemplarzy. Ostatecznie zostało z tego w 2014 roku 50 sztuk.

Tak mówimy o słynnym, lub niesławnym kontrakcie na H225M Carcal. Było w nim 12 maszyn morskich ( w tym 8 ZOP i 6 poszukiwowczo-ratowniczych), 7 śmigłowców C-SAR, 8 maszyn wsparcia wojsk specjalnych, 5 medycznych (MEDEVAC) i 16 transportowo-wielozadaniowych. Tym którzy zaczną snuć tu teorię „pogrobowców po Caracalach” przypomnę, że zawsze krytykowałem koncepcje wspólnej platformy dla wszystkich 50 maszyn, znajdując raczej potrzebę rozdzielenia śmigłowców morskich i maszyn wielozadaniowych czy specjalnych.

Problemem nie było anulowanie kontraktu na Caracale, ale kolejne 4-5 lat obietnic i zwodzenia bez żadnej realnej decyzji. Wszystko to, pomimo znanego już w 2009 roku faktu, że do końca dekady większość posowieckich śmigłowców, w szczególności maszyny morskie i lekkie, należy wysłać na emeryturę. Ale jako pierwsze prowadzono nie zakupy systemowe, ale homeopatyczno-defiladowe. Miały być dziesiątki Black Hawków lub AW 149 z „polskich fabryk”. Były cztery niedoposażone śmigłowce dla JW Grom, cztery śmigłowce dla Marynarki Wojennej, potem jeszcze cztery dla Specjalsów… i oczywiście opowieśc o 96 Apache, które przez 3 lata były już, tuż, tuż.

Nie ma już czasu na ewolucję. Czeka nas rewolucja?

Tymczasem wojsko potrzebowało i potrzebuje śmigłowców systematycznie zastępujących maszyny które trzeba wycofać. Śmigłowców ewakuacji medycznej (MEDEVAC), które ratują życie żołnierzom, maszyn poszukiwawczo-ratownicznych SAR/C-SAR, śmigłowców szkolnych, morskich-pokładowych itp. A co jest w tym wszystkim najgorsze. Że przez ostatnie kilkanaście lat na poziomie spójności, planowości i systemowości decyzji nie zmieniło się nic. Mógłbym sięgnąć po swój tekst z roku 2013, czy 2017, i 70% nadal jest aktualna.

Trzon lotnictwa transportowego stanowią dziś nadal śmigłowce Mi-8 i Mi-17, które do służby w Wojsku Polskim weszły w 1967 roku. Te pierwsze już dawno „zajeżdzono”, ale średnia wieku pozostających w służbie maszyn oscyluje gdzieś w okolicy 45 lat. Z braku części zamiennych, produkowanych w Rosji i na Ukrainie, będą one coraz szybciej tracić zdatność do lotów. Najliczniejsze śmigłowce w Wojsku Polskim to krajowe PZL W-3 różnych wersji. Jest ich ponad 60, z czego może tuzin jest młodszy niż 20 lat. O mających już ponad 50 lat śmigłowcach Mi-2, na których nadal uczą się latać polscy piloci, już trochę wstyd wspominać.

Flotę śmigłowców wojskowych w Polsce czeka niezbędna zmiana generacyjna lub śmierć i utrata kluczowej zdolności. Nie dziesięciorzędnej, ale pierwszorzędnej, bo ratującej życie w czasie wojny i w czasie pokoju. Warto o tym pamiętać nie tylko wtedy, gdy wojskowy śmigłowiec ściąga nas z dachy domu, rozpadającego się pod naporem fal.

H145M ILA 24