Spis treści
Deklaracja padła podczas uroczystej przysięgi żołnierzy i święta 11. Małopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej w Limanowej i była połączona z informacjami o tworzeniu Tarczy Wschód, o której minister wspomniał m. in, że „szczególnie będą skupione systemy antydronowe, systemy obserwacyjne, radiolokacyjne na wschodniej części naszego kraju”.
Wojska antydronowe przede wszystkim
Z pewnością jest to dobra koncepcja, gdyż na tym kierunku, również na samej granicy, incydenty związane ze słynnymi wlatującymi na nasze terytorium pociskami manewrującymi były bardzo głośne, ale nieliczne. Natomiast różnego typu drony, zarówno szpiegowskie jak i przemytnicze, stanowią stały problem i działają w sposób raczej niezakłócony. Obecnie nie ma po prostu możliwości zabezpieczenia kilkuset kilometrów granicy.
W skład Tarczy Wschód ma wejść obejmująca całą długość granicy z Rosją i Białorusią sieć „stacji bazowych”, czyli czegoś przypominającego wieże telefonii komórkowej. Maja one łączyć funkcję przekaźnika łączności, systemu czujników optycznych, radiowych i akustycznych właśnie z systemem antydronowym. Każda wieża ma być nie tylko wyposażona w systemy zakłócania i walki radioelektronicznej, ale też w jakiegoś rodzaju system antydronowy oraz bardzo skuteczne sensory do wykrywania i śledzenia bezzałogowców.
Równie ważna co ochrona granicy przed bezzałogowcami różnych typów, jest również ochrona własnych wojsk. Wojna na Ukrainie jasno pokazuje, jak groźne są bezzałogowce. Wbrew pozorom największe szkody wyrządzają niemałe maszyny uderzeniowe, ale bezzałogowce rozpoznawcze i obserwacyjne. Jak ktoś bardzo obrazowo zauważył, dron kamikaze ma głowicę o masie kilka-kilkudziesięciu kilogramów. Pod bezzałogowcem obserwacyjnym, takim jak np. polskiej produkcji Flyeye może być „podwieszona” artyleria lufowa i rakietowa z odległości dziesiątek a czasem setek kilometrów. To są dosłownie tony pocisków, które mogą spaść na głowę niczego niepodejrzewającego przeciwnika.
Dlatego bardzo ważna jest zdolność do ochrony przed dronami wszystkich własnych jednostek, ale zwłaszcza tych o szczególnym znaczeniu, takich jak magazyny, punkty dowodzenia czy systemy obrony przeciwlotniczej. Z tej perspektywy cieszy bardzo, że w Polsce już ktoś o tym myśli. Na przykład każda bateria systemu Patriot wyposażona jest we własny system do wykrywania i eliminacji bezzałogowców. Ale skoncentrowałem się na zagrożeniu, jakie one stanowią, odchodząc od samego pomysłu „wojsk dronowych”.
Wojska dronowe. Razem czy osobno?
Oczywiście samo hasło „wojska dronowe” jest bardzo medialne, brzmi dobrze, i pewnie dlatego pojawia się chętnie na ustach polityków. Nie tylko w Polsce. Podobne pomysły pojawiły się, i zostały zrealizowane, na przykład na Ukrainie. Choć tam chodziło przede wszystkim o efekt propagandowy i zwrócenie uwagi na potrzeby wojska.
Polecany artykuł:
Znacznie ciekawsza jest dla nas dyskusja na ten temat w Ameryce. W proponowanym uzupełnieniu projektu ustawy o polityce obrony narodowej USA na rok budżetowy 2025 kongresman Rob Wittman (z Wirginii) zaproponował utworzenie oficjalnego korpusu dronów i centrum szkoleniowego. Miałyby one podobną strukturę, jaka obowiązuje w przypadku większości specjalności US Army, takich jak artyleria, wywiad czy lotnictwo.
Nowy korpus miałby służyć jako główna organizacja armii zajmująca się programami i projektami dotyczącymi małych i średnich bezzałogowych statków powietrznych oraz systemów przeciwlotniczych. Projekt ustawy wzywa również do utworzenia wojskowego centrum doskonałości ds. walki elektronicznej, które zajmowałoby się polityką, szkoleniami i doktryną.
Brzmi to bardzo fajnie na papierze i pewnie w Polsce są tacy, którzy chętnie skopiują ten pomysł, ale warto ostudzić ich zapał. Robi to w USA szef sztabu armii, gen. Randy A. George, który podczas posiedzenia Senackiej Podkomisji ds. Obrony stwierdził, wprost - „Nie sądzę, że pomocne byłoby posiadanie oddzielnego korpusu zajmującej się dronami [….] Postrzegamy je jako zintegrowane z naszą formacją, a nie jako osobnego elementu”. Podkreślił, że bezzałogowce różnych klas znajdują się w zasadzie na każdym szczeblu i w każdej formacji US Army. Podobnie jest ze zdolnościami antydronowymi, które inkorporowane są jako element wielopoziomowej obrony przeciwlotniczej.
Dron a sprawa polska
W tym wypadku przykład płynący z USA warto wziąć pod uwagę i potraktować hasło „wojska dronowe” jako pewne hasło, językowy wytrych, a nie dosłowny pomysł tworzenia osobnego rodzaju wojsk. Oczywiście ktoś może się powołać na to, że stworzyliśmy niedawno Wojska Obrony Cyberprzestrzeni, ale nie jest to dobry przykład. Powadzą one bowiem działania w całkiem odrębnej domenie, czyli przestrzeni. Dokładnie – w cyberprzestrzeni. Tymczasem bezzałogowce zawsze operują w przestrzeni, która ma już swojego wojskowego „opiekuna”. W przestrzeni powietrznej, wodnej (i podwodnej) lub lądowej. Tam też powinny pozostać, a raczej tam powinna zwiększyć się ich ilość, gdyż dziś nasycenie Wojska Polskiego systemami bezzałogowymi jest homeopatyczne, poza wybranymi obszarami, takimi jak artyleria czy Wojska Obrony Terytorialnej, gdzie i tak okopują one tylko wyższe pietra organizacyjne jednostek.
Tymczasem bezzałogowce powinny być powszechnie stosowane w różnych rodzajach sił zbrojnych, ale też w różnych „rozmiarach” i na wszystkich poziomach taktycznych oraz strategicznych. Od dużych maszyn klasy MALE, krążących z potężnymi radarami na pokładzie wysoko nad polem walki, po małe wielowirnikowce czy roboty rozpoznawcze, towarzyszące plutonom i drużynom wojska. Szczególnie w sytuacjach i formacjach najbardziej zagrożonych, takich jak zwiadowcy, saperzy czy nurkowie.
Uważam, że jest to warunek niezbędny na współczesnym polu walki. Nie wojska dronowe, ale drony dla całego wojska. Dlatego za dobrą monetę biorę deklarację ministra Kosiniaka-Kamysza, który po deklaracji utworzenia wojsk dronowych powiedział - „Statki bezzałogowe, powietrzne, naziemne, nawodne i podwodne w każdej jednostce, w każdym rodzaju sił zbrojnych będą obecne.” Czego sobie i państwu życzę.