Niemcy chcą modernizować Bundeswehrę, ale brakuje na to pieniędzy
Jednak już w kolejnym roku, po tym jak środki z tego funduszu ulegną wyczerpaniu i w związku z zamrożeniem budżetu ministerstwa obrony poziom niemieckich wydatków na zbrojenia może spaść do wysokości 40 mld euro. A biorąc pod uwagę inflację w związku z wojną (wysoką zwłaszcza w sektorze przemysłu pracującym na rzecz armii), może oznaczać to znaczący regres. Ta niepewność co do wysokości środków przeznaczanych na modernizację Bundeswehry uniemożliwia również planowanie kontraktów, których realizacja ma charakter długoletni. Znacząco zmniejsza też skłonność przemysłu do inwestowania w nowe moce produkcyjne.
Rozwiązanie tego problemu w przypadku Niemiec, których gospodarka rozwija się najwolniej spośród wszystkich państw grupy G-7, nie będzie proste. Tym bardziej, że kraj zbliża się do konstytucyjnej granicy wielkości długu publicznego w relacji do PKB, która nie może przekroczyć 60 %. Jednak problem musi być rozwiązany, bo niepewność co do długoletniego finansowania programu rozbudowy armii znacząco wpływa na pracę przemysłu.
MGCS. Europejski czołg nowej generacji powstanie z dużym opóźnieniem
Dobrym przykładem są tutaj losy wspólnego, niemiecko-francuskiego programu budowy europejskiego czołgu nowej generacji, który w zamyśle miałby stać się główną platformą bojową państw kontynentalnej Europy. W czasie niedawnego spotkania ministrów obrony Francji i Niemiec zadeklarowano, że kontynuowany będzie program budowy wspólnego czołgu (MGCS), który to pojazd miałby zastąpić zarówno francuskie Leclerki, jak i niemieckie Leopardy. Realistycznie, jak powiedział minister sił zbrojnych Francji Sébastien Lecornu, stanie się to w roku 2040-2045, co oznacza, że mamy kolejne spóźnienie, bo pierwotnie zakładano, że nowe czołgi zaczną wchodzić do służby począwszy od roku 2035.
Brak konsekwencji w niemieckiej polityce zamówień zbrojeniowych
Sprawa jest bardzo ciekawa, o czym zresztą piszą rosyjscy eksperci, bardzo uważnie obserwujący to co dzieje się w Europie. Zwracają oni uwagę na brak konsekwencji w niemieckiej polityce zamówień zbrojeniowych. Pierwszym trendem jest powiększający się portfel zamówień na Leopardy. I tak przypominają, że w ostatnich miesiącach Norwegia zamówiła w konsorcjum KMW-Rheinmetall 54 czołgi Leopard 2A7, które mają być dostarczone do roku 2026, a Czechy 77 maszyn typu 2A8. Trwają rozmowy z Włochami, którzy chcą kupić 133 czołgów 2A8, a Bundeswehra oczekuje na dostawę zamówionych 18 czołgów, które mają być dostarczone w ciągu kolejnych 18 miesięcy.
Do tego portfela zamówień na Leopardy należy dodać węgierskie na 44 sztuki oraz zapowiedzi, mające na razie charakter głównie medialny, o remontowaniu i budowie czołgów tego typu dla Ukrainy. Ocenia się, że popyt na Leopardy wynosi obecnie w Europie około 300 sztuk.
Czas eksploatacji maszyn tego typu, zwłaszcza konstruowanych obecnie, wynosi - jak argumentują rosyjscy eksperci, powołując się na wypowiedzi Susanee Wiegand z firmy Renk - 40 lat, co oznacza, że pojawia się realny problem, kto będzie kupował czołgi budowane w ramach francusko-niemieckiego projektu MGCS?
MGCS ma zastąpić niemieckie Leopardy i francuskie Leclerki
Tym bardzie zasadne jest postawienie pytania o celowość ogłoszonego niedawno kolejnego porozumienia o budowie nowego czołgu, w którym prócz firm niemieckich, mają uczestniczyć Szwedzi z Saab i Włosi z Leonardo. Umowa, której sygnatariuszami są rządy Niemiec, Szwecji, Włoch i Hiszpanii, przewiduje wspólną konstrukcję czołgu, który miałby zastąpić Leopardy.
Ale to nie koniec planów. Otóż w 2022 roku Rheinmetall przedstawił prototyp czołgu Panther KF51 uzbrojonego w działo 130 mm. Papperger, prezes Rheinmetallu, zaproponował wówczas, aby to właśnie ten czołg był budowany w projektowanych zakładach na Ukrainie. Jak oceniają rosyjscy eksperci, ten ruch koncernu może być związany ze sporem prawnym między KMW a Rheinmetallem o to, kto dysponuje prawami autorskimi do konstrukcji Leoparda. Dyskusja na ten temat między tymi firmami zakończyła się w sądzie, zawarto ugodę, ale jej treść nie jest znana.
Mamy zatem do czynienia z paradoksalną sytuacją. Otóż zarówno Amerykanie, jak i europejscy eksperci ds. broni i uzbrojenia krytykują państwa NATO za to, że mają w służbie zbyt wielką liczbę platform bojowych, co ich eksploatację i logistykę czyni koszmarem. Największe państwa europejskie nawołują do ujednolicenia platform bojowych, czyli zmniejszenia ich liczby, ale realnie Niemcy równolegle pracują nad czterema nowymi modelami, co jest ruchem w odwrotnym kierunku. Nie ulega wątpliwości, że nie wszystkie wejdą do produkcji.
Leopardy są ciężkie, mało ruchliwe i łatwe do trafienia przez drony
Osobnym problemem są moce obecnych na rynku firm. Fabryka KMW w Monachium produkuje obecnie 3-4 czołgi Leopard miesięcznie, nawet jeśli uruchomiona zostanie druga linia, to rocznie Niemcy będą w stanie wypuścić na rynek maksymalnie ok. 100 maszyn w roku. Wówczas produkcja już zamówionych maszyn zajęłaby najbliższe 3 lata, a jeśli nic się nie zmieni, to obecny portfel zamówień na Leopardy będzie realizowany w ciągu najbliższych 6 lat.
Na ten obraz należy nałożyć wnioski, jakie Rosjanie, wyciągają z wojny. Ich zdaniem problemy Leopardów „związane z wrażliwością górnej projekcji zauważono jeszcze przed ich pojawieniem się na Ukrainie”. Chodzi o to, że mają one wzmocniony pancerz czołowy, podobnie boczny i w przedniej części działa, natomiast bezbronne są, jeśli chodzi o ataki dronów, które zrzucają ładunki wybuchowe z powietrza.
To oznacza, w opinii rosyjskich ekspertów, że w najbliższym czasie przedział silnikowy i wieża będą musiały zyskać dodatkowy pancerz. Tylko że już obecnie Leopard waży 70 ton, co oznacza, że możliwości wzmocnienia są ograniczone. Rosjanie wyciągają z opisu tej sytuacji paradoksalny wniosek. Otóż mniejsze i lżejsze czołgi „sowieckiej szkoły konstrukcyjne” w realiach współczesnej wojny, w której coraz większą role odgrywają drony, są konstrukcjami lepszymi. Można wzmocnić ich pancerze, bo są one lżejsze, są też bardziej ruchliwe i w związku z mniejszymi rozmiarami - trudniejsze do trafienia.
Rosja odbuduje przewagę w siłach lądowych podczas wojny w Ukrainie?
Teoretycznie, będąc konstrukcjami przestarzałymi, są bardziej przydatne na współczesnym polu walki również z tego względu, że łatwiej je budować, co w realiach wysokich strat w sprzęcie pancernym, a z tym mamy do czynienia w toku wojny na Ukrainie, ma kluczowe znaczenie. Platforma „Obiekt 172/184/188”, bo tym terminem w Rosji określa się program budowy czołgów T-72, T-72 B i T-90, może, w opinii tamtejszych ekspertów, przyczynić się do odbudowy rosyjskiej przewagi w siłach lądowych.
Przede wszystkim z tego powodu, że obejmuje ona lekkie, ok. 50 tonowe czołgi, które mogą przemieszczać się w terenie i drogami, które są niedostępne dla cięższych NATO-wskich maszyn. Po drugie, ich „ogon logistyczny” jest z tego powodu mniejszy. Po trzecie, trudniej niż konstrukcje zachodnie niszczyć je z dronów i po czwarte wreszcie, co jest chyba w tym kontekście najistotniejsze, Rosjanie mogą te maszyny produkować w znacznie większych ilościach, niż Zachód swoje zaawansowane konstrukcje.
To zaś oznacza, że tzw. współczynniki ścierania związane z prowadzeniem wojny na dużą skalę i o znacznej intensywności działają dziś na korzyść Moskwy. Warto te argumenty - w sytuacji kiedy dyskutujemy, czy Kreml może być wojskowym zagrożeniem dla NATO - wziąć poważnie pod uwagę i poddać analizie.