• Każdy szczegół planu, nawet po poprawkach, oceniać będzie Kreml; Rosja ma faktyczne prawo weta i „ostatnie słowo”.
• Donald Trump deklaruje postępy i optymizm, ale jego wcześniejsze groźby wstrzymania wsparcia dla Ukrainy tworzą presję polityczną i militarną.
• Europejska kontrpropozycja zakłada minimalizowanie ustępstw wobec Rosji, co może wejść w konflikt z pierwotnymi ustaleniami Trumpa i Moskwy.
To od Rosji zależy, czy plan Trumpa – w tej czy innej formule – wejdzie w życie
Trump jak zwykle w swoim stylu, z optymizmem i teatralnością, napisał na Truth Social: „Czy to naprawdę możliwe, że w rozmowach pokojowych między Rosją a Ukrainą poczyniono duże postępy??? Nie wierzcie, dopóki nie zobaczycie, ale coś dobrego może się wydarzyć. BOŻE BŁOGOSŁAW AMERYKĘ!”.
To nic, że jeszcze dzień wcześniej krytykował Ukrainę za brak „wdzięczności wobec starań Ameryki”. Ważne jest to, co prezydent USA powiedział „ostatnio”. Dzielnie wspomaga, także w pochwałach, swojego szefa sekretarz stanu Marco Rubio. Ocenił, że niedziela była „najlepszym dniem od początku zaangażowania administracji Trumpa”, choć „jest kilka kwestii, nad którymi musimy nadal pracować” i „Rosja też ma głos”.
Ta ostatnia opinia jest nader ważna. To od Rosji, a nie od Ukrainy, zależy, czy plan Trumpa – w tej czy innej formule – wejdzie w życie.
Plan podlega korektom. Na razie jego poprawianiem zajmują się delegacje USA i Ukrainy. W świat idzie przekaz o „ulepszonym planie pokojowym”, który „odzwierciedla interesy narodowe Ukrainy i zapewnia wiarygodne oraz wykonalne mechanizmy ochrony bezpieczeństwa Ukrainy, zarówno w perspektywie krótkoterminowej, jak i długoterminowej”. Brzmi dobrze, ale w praktyce każdy szczegół będzie znaczący. I niepewny, dokąd swojego zdania nie wyrazi Kreml.
Negocjacje ukraińsko-amerykańskie nad kształtem dokumentu bacznie obserwuje Europa. Prezydent Finlandii Alexander Stubb ocenił wprost: „Rola prezydenta Donalda Trumpa w procesie pokojowym jest kluczowa; Rosja raczej nie zaakceptuje żadnego porozumienia, w które nie jest zaangażowany przywódca USA”. Zaznaczył, że w planie są elementy korzystne dla Moskwy – kompromis, którego szuka Trump.
Stubb przywołuje też „czerwone, zielone i żółte linie”, w tym potencjalne ograniczenie suwerenności Ukrainy i liczebności jej armii, oraz podkreśla: „Ważne jest, aby Ukraina miała prawo do decydowania w przystąpieniu do UE, NATO i uniknęła losu Finlandii po II wojnie światowej”. Jakby ktoś zapomniał, państwo to po II wojnie światowej nie stało się wasalem Związku Sowieckiego, ale było od niego politycznie, choć nie tak jak wszystkie tzw. demoludy, uzależnione.
Na marginesie szczytu G20 w Johannesburgu Stubb rozmawiał z Zełenskim: „To krok naprzód, ale wciąż pozostają ważne kwestie do rozwiązania”. W jego opinii uczestnictwo państw Europy i NATO w decyzjach o przyszłości Ukrainy „jest oczywiste”. Na razie Europie Trump powierzył rolę obserwatora.
Donald Tusk z Afryki wysyła jasny przekaz do Donalda Trumpa
Swoją opinię w rzeczonej materii wyraził polski premier. W Luandzie, po spotkaniu liderów UE i państw afrykańskich, jasno określił polski punkt widzenia na sprawę: „Żadne porozumienie, nieważne kto z kim będzie je zawierał, nie może osłabiać, czy podważać bezpieczeństwa Polski i całej Europy. Co do tego wszyscy się zgodzili”.
Zastrzegł, że „jest mało powodów do jakiegoś hurra-optymizmu. Wszyscy będziemy wspierać ten proces, w którym, daj Bóg, pojawia się szansa na zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej, a przynajmniej jej zawieszenie”.
A co tam powiadają na Kremlu?
Tam przyjęto postawę „no comments”. Wydaje się, że zacznie swoje racje prezentować, gdy już będzie wiadomo, jaką treść będzie zawierał plan Trumpa po dokonanych poprawkach.
Na razie wypowiada się rzecznik prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrij Pieskow. Oświadczył: „Nie otrzymaliśmy żadnego oficjalnego komunikatu po niedzielnych rozmowach w Genewie”. I poinformował, że Moskwa nie planuje w tym tygodniu spotkań z amerykańskimi negocjatorami i nie zamierza komentować medialnych doniesień.
Skrotowo: TDonalda Trumpa plan (przed zmianami) zakładał pozostawienie Rosji większej części zagarniętych ukraińskich ziem, w tym Krymu i Donbasu, ograniczenie armii Ukrainy do 600 tys. żołnierzy i rezygnację nawet z aspirowania do członkostwa w NATO. Europa uważa, że są to za daleko idące ustępstwa wobec Rosji i przygotowała własną kontrpropozycję – m.in. bez ograniczeń dla armii Ukrainy oraz z powrotem pod kontrolę Kijowa Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, Kachowskiej Elektrowni Wodnej i Mierzei Kinburnskiej...
Kilka zdań komentarza
Trudno coś oceniać, co dziś jest aktualne, a jutro czymś takim może już nie być. Trump chciałby, wedle wcześniejszych jego oświadczeń, wiedzieć do 27 listopada, czy Ukraina „kupuje” jego ofertę. Z pewnością będzie się różniła od pierwotnej wersji.
Kijów znalazł się „między młotem a kowadłem”, pomny tego, że jeśli Trump oceni negatywnie propozycje ukraińskie, jest gotów wstrzymać dla Ukrainy dostawy broni (i tak płatne, a nie darczyńcze) oraz pomoc wywiadowczą. O ile braki w zaopatrzeniu w broń w jakiejś mierze dałoby zrównoważyć pomocą europejską, to bardzo trudno będzie UE zastąpić rozpoznanie wywiadowcze USA i w tym miejscu nie trzeba tłumaczyć, dlaczego tak byłoby trudno uzyskać europejski ekwiwalent.
Prawdopodobnie Ukraina wszystkiego po swojej myśli nie wynegocjuje. Zasadniczym sprawdzianem trumpowskiej koncepcji będzie jej rosyjska ocena. Kreml z konsekwencją daje sobie prawo do tzw. ostatniego słowa. A wiedząc, jaką prowadzi politykę i jakie ma w niej priorytety, trudno podzielać optymizm Donalda Trumpa. Chyba że Rosja przestraszy się zapowiadanych przez Trumpa sankcji, gdyby unikała zakończenia wojny.
Tyle już było tych sankcji, które miały przymusić Putina do rozpoczęcia realnych, a nie pozorowanych, negocjacji z Ukrainą, że trudno uwierzyć, by tym razem car Federacji Rosyjskiej trząsł się ze strachu… A może jednak przestraszy się?