Spis treści
- Anglosasi przychodzą z pomocą?
- Wsparcie nie tylko lotnicze, ale i morskie
- Jak USA to i Wielka Brytania?
- Pytanie nie powinno brzmieć czy, ale kiedy?
- Tylko GBU-57
- B-2 przybyły
Anglosasi przychodzą z pomocą?
Obecna sytuacja w regionie Bliskiego Wschodu zdaje się wyraźnie wskazywać, że mamy do czynienia z eskalacją napięcia, które nie tylko przybiera charakter regionalnej konfrontacji pomiędzy Izraelem a Iranem, lecz stopniowo przekształca się w coś, co można określić jako potencjalną konfigurację koalicyjną państw Zachodu, w tym przede wszystkim Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, gotową do wspólnego działania militarnego w razie otwartej konfrontacji z Teheranem.
Seria ostatnich ruchów wojskowych oraz decyzji polityczno-strategicznych nie pozostawia wątpliwości, że mówimy o znacznie szerszym procesie przygotowań, który, choć oficjalnie nie został ogłoszony jako koalicja, w rzeczywistości wykazuje pełną kompatybilność działań, gotowości operacyjnych i wspólnego celu, jakim jest powstrzymanie Iranu przed dalszą eskalacją i zapobieżenie możliwemu atakowi na sojusznicze instalacje wojskowe lub interesy państw zachodnich w regionie.
Przede wszystkim, warto zauważyć, że Stany Zjednoczone przeprowadziły w ostatnich dniach spektakularny logistyczny manewr polegający na rozmieszczeniu blisko szesnastu samolotów tankowania powietrznego, które po krótkich postojach w bazach zlokalizowanych na terenie Wielkiej Brytanii oraz Niemiec wyruszyły w kierunku Bliskiego Wschodu – wszystko to w momencie, gdy napięcie na linii Tel Awiw–Teheran osiąga poziom niespotykany od lat, a izraelskie Siły Obronne przygotowują się na możliwość otwartej wojny z Islamską Republiką.
Polecany artykuł:
Sam fakt przerzucenia tak dużej liczby powietrznych tankowców – w tym prawdopodobnie maszyn typu KC-135 Stratotanker oraz najnowszych KC-46 Pegasus – świadczy nie tylko o chęci zwiększenia zasięgu operacyjnego sił powietrznych USA, lecz także o bezpośrednim przygotowaniu do długotrwałych i intensywnych operacji lotniczych, w których istotne będzie utrzymywanie myśliwców, bombowców oraz maszyn rozpoznawczych przez wiele godzin w przestrzeni powietrznej rozciągającej się nad Irakiem, Syrią, Zatoką Perską czy nawet południowym Iranem.
Wsparcie nie tylko lotnicze, ale i morskie
Równolegle do tych działań, amerykańska marynarka wojenna skierowała w stronę wód Bliskiego Wschodu jedną z najbardziej prestiżowych i potężnych grup uderzeniowych – złożoną z lotniskowca USS Nimitz (CVN-68) oraz towarzyszących mu jednostek eskortowych, takich jak niszczyciele typu Arleigh Burke czy krążowniki typu Ticonderoga – co oznacza, że Pentagon chce zabezpieczyć elastyczną możliwość przeprowadzania operacji z morza, niezależnie od zgód krajów-gospodarzy baz lądowych.
Obecność USS Nimitz oznacza, że USA zyskują w regionie stałe, mobilne lotnisko umożliwiające prowadzenie operacji z użyciem myśliwców F/A-18E/F Super Hornet, maszyn wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, walki radioelektronicznej EA-18G Growler oraz licznych śmigłowców pokładowych – wszystkie te aktywa mogą być użyte zarówno do obrony własnej, jak i do przeprowadzenia ataków precyzyjnych, likwidowania celów naziemnych, zadań eskortowych czy kontroli przestrzeni powietrznej.
Trzeba również pamiętać, że lotniskowa grupa uderzeniowa składająca się z jak wyżej wspomniano m.in z niszczycieli Arleigh Bruke, ale również atomowych okrętów podwodnych typu Virginia mają przede wszystkim zdolności odpalania pocisków Tomahawk. Co prawda nie mają takich zdolności, aby zagrozić podziemnym instalacjom nuklearnym Iranu, ale mogą one zniszczyć sieci logistyczne, infrastruktury krytycznej czy systemów rakietowych i obrony powietrznej. Nasuwają się tutaj początki amerykańskiej inwazji na Irak, której początkiem była sentencja uderzeń z morza i powietrza, jednak nie należy w tym wypadku sondować podobnego scenariusza w postaci wejścia wojsk lądowych na terytorium Iranu.
Jak USA to i Wielka Brytania?
W tej samej przestrzeni strategicznej pojawia się Wielka Brytania, która – nie czekając na eskalację – podjęła decyzję o wysłaniu na Cypr eskadry myśliwców wielozadaniowych Eurofighter Typhoon oraz powietrznych tankowców Voyager z bazy RAF Brize Norton do bazy RAF Akrotiri, co stanowi jednoznaczny sygnał, że Londyn nie zamierza jedynie biernie monitorować rozwoju sytuacji, lecz aktywnie angażuje się w formowanie pasa ochronnego wokół wschodniego basenu Morza Śródziemnego oraz izraelskiego obszaru operacyjnego.
Eurofighter Typhoon, uzbrojony w najnowocześniejsze pociski powietrze–powietrze i powietrze–ziemia, z zaawansowanymi sensorami i interoperacyjnością z systemami USAF i IAF, jest zdolny zarówno do misji eskortowych, jak i do ofensywnych operacji przeciwko instalacjom lądowym, systemom przeciwlotniczym, czy bazom dronów i rakiet, a z pomocą tankowców Voyager może operować na dystansach przekraczających tysiąc kilometrów w jednym locie bojowym.
Polecany artykuł:
Tym samym Wielka Brytania, dysponując już wcześniej stałą obecnością w Akrotiri w postaci ekspedycyjnego skrzydła No. 903 EAW, wzmacnia swoje siły w sposób, który wykracza poza symboliczne gesty i staje się elementem rzeczywistej siły odstraszania.
Pytanie nie powinno brzmieć czy, ale kiedy?
Kiedy te wszystkie działania analizujemy razem amerykańskie tankowce i lotniskowiec, brytyjskie myśliwce i tankowce, izraelskie przygotowania do operacji głębokiego rażenia, rosnącą aktywność rozpoznawczą w przestrzeni syryjskiej i irackiej – rysuje się wyraźny obraz, nieformalnej, ale w pełni funkcjonalnej koalicji wojskowej, w której każde z państw pełni określoną rolę operacyjną, logistyczną, rozpoznawczą i odstraszającą.
Choć formalnie nie doszło do ogłoszenia żadnej wielostronnej operacji ani nie przyjęto wspólnej rezolucji, działania poszczególnych aktorów są zsynchronizowane, komplementarne i wpisane w tę samą logikę: powstrzymać Iran przed bezpośrednim uderzeniem na Izrael i sojuszników, osłabić jego potencjał ofensywny, zabezpieczyć kluczowe bazy i szlaki morskie oraz pozostawić otwartą furtkę do przeprowadzenia szybkiej, chirurgicznej operacji militarnej, jeśli zajdzie taka konieczność.
Jednocześnie warto podkreślić, że brak formalizacji tej koalicji – brak ogłoszenia nazw, sztabów czy planów – jest zabiegiem celowym, wpisującym się w strategię ambiguous deterrence, czyli odstraszania w warunkach strategicznej niejednoznaczności. Daje to państwom członkowskim większą elastyczność działania, możliwość wycofania się lub eskalacji bez utraty twarzy, a także utrzymanie inicjatywy dyplomatycznej w kontaktach z partnerami takimi jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Katar.
Taka konstrukcja „milczącej koalicji” jest szczególnie użyteczna w sytuacjach napięć, które mogą przejść w pełnoskalowy konflikt, ale nie muszą, a państwa chcą zachować kontrolę nad tempem eskalacji.
Tylko GBU-57
Jednym z najbardziej kluczowych aspektów ewentualnej operacji przeciwko Iranowi, szczególnie w kontekście realnego zagrożenia związanego z jego programem nuklearnym, jest kwestia zdolności do fizycznego zniszczenia głęboko ukrytych i ufortyfikowanych instalacji podziemnych, takich jak te w Fordo, Natanz czy potencjalnie nowych lokalizacjach, o których istnieniu wiedzą wyłącznie służby wywiadowcze kilku państw.
W tym kontekście praktycznie cała odpowiedzialność za przełamanie tych struktur spoczywa na jednym amerykańskim systemie uzbrojenia – bombie penetrującej GBU-57A/B Massive Ordnance Penetrator, która jako jedyna na świecie posiada rzeczywiste zdolności do niszczenia celów zlokalizowanych na głębokościach sięgających nawet 60 metrów pod powierzchnią ziemi i dodatkowo zabezpieczonych warstwami betonu oraz granitu.
GBU-57 to broń o masie ponad 13,6 tony i długości ponad sześciu metrów, która nie tylko przewyższa wszystkie inne konwencjonalne środki penetracyjne pod względem zdolności rażenia, lecz także została zaprojektowana z myślą o jednym konkretnym celu – neutralizacji podziemnych obiektów zagrażających globalnemu bezpieczeństwu, w tym właśnie bunkrów jądrowych i centrów dowodzenia chronionych na poziomie strategicznym. Ze względu na jej masę i konstrukcję, GBU-57 może być przenoszona jedynie przez jeden typ samolotu bombowiec strategiczny B-2A Spirit, należący do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, który jako jedyny na świecie łączy wymaganą ładowność z technologią stealth, umożliwiającą przeniknięcie przez złożone systemy obrony przeciwlotniczej, takie jak rosyjskie S-300 lub irańskie systemy Bavar-373.
Polecany artykuł:
B-2 przybyły
I tu nadchodzi kluczowy moment - w bazie Diego Garcia, położonej na Oceanie Indyjskim wylądowały dwa bombowce B-2. W związku z tym tylko USA posiadają realne zdolności do wykonania takiego uderzenia ani Wielka Brytania, ani Izrael nie dysponują samolotem mogącym przenieść GBU-57, ani też nie posiadają alternatywy w tej samej klasie wagowej i penetracyjnej. Izrael, który wielokrotnie deklarował gotowość do samodzielnej operacji przeciwko infrastrukturze jądrowej Iranu, używał w przeszłości bomb GBU-28 oraz GBU-31/BLU-109, które, choć zdolne do penetracji betonu i skał, nie są w stanie zniszczyć struktur znajdujących się na głębokościach porównywalnych z Fordo, które zostało wybudowane w skałach górskich i jest znacznie głębsze niż obiekty w Iraku czy Syrii, które były niszczone w przeszłości.
Z punktu widzenia strategii wojskowej, zastosowanie GBU-57 musiałoby być częścią bardzo precyzyjnie zaplanowanej operacji wielowarstwowej, obejmującej zarówno osłonę myśliwską (np. F-22 lub F-35 dla ochrony przestrzeni powietrznej i przełamania ewentualnych barier radarowych), jak i wsparcie radioelektroniczne (np. EA-18G Growler lub EC-130H Compass Call), a także wcześniejsze neutralizowanie systemów wczesnego ostrzegania, radarów i wyrzutni rakietowych mogących zagrozić bombowcom B-2.
W praktyce oznacza to, że operacja z wykorzystaniem tej broni nie może być aktem jednostkowym, ale musi zostać wkomponowana w większy plan uderzenia – z jednoczesnym zaangażowaniem sił powietrznych, kosmicznych, cybernetycznych i morskich, które będą wspólnie działały w ramach tzw. zintegrowanej kampanii uderzeniowej na poziomie strategicznym.
Polecany artykuł:
W zależności od potrzeb operacyjnych GBU-57 mogłaby zostać użyta w pierwszych godzinach operacji, jako narzędzie mające natychmiast zniszczyć najbardziej newralgiczne cele – takie jak ośrodek wzbogacania uranu w Fordo czy podziemne centra dowodzenia Pasdaranów, albo też jako element „drugiej fali”, już po uprzednim zneutralizowaniu warstw obronnych i systemów zakłócających.
Pozwoliłoby B-2 na skuteczne wykonanie misji bez ryzyka wykrycia. Operacja tego typu musiałaby być wspierana przez szeroką gamę ISR – satelity szpiegowskie, maszyny RC-135 Rivet Joint, RQ-170 Sentinel czy MQ-9 Reaper – które dostarczałyby w czasie rzeczywistym dane o stanie celu, skutkach pierwszych uderzeń oraz potrzebie ewentualnego powtórzenia nalotu.
Wszystkie te elementy – rozmieszczenie amerykańskich i brytyjskich sił powietrznych, koncentracja tankowców i jednostek floty, współpraca rozpoznawcza z Izraelem, polityczna narracja o „działaniach kontyngencyjnych”, a jednocześnie fizyczna obecność ofensywnych platform bojowych w newralgicznych punktach operacyjnych – wskazują, że scenariusz wspólnej operacji USA–UK–Izrael przeciwko Iranowi nie tylko jest możliwy, ale jest już faktycznie przygotowany w sensie infrastrukturalnym i operacyjnym, czekając jedynie na moment wyzwalający, którym może być np. bezpośredni atak Iranu na izraelskie cele cywilne lub wojskowe albo próba uderzenia na RAF Akrotiri czy amerykańskie bazy w rejonie Zatoki.
