Północ prowokuje Południe, a Seul wskazuje cele tej prowokacji
Po raz enty Ministerstwo Zjednoczenia Republiki Korei wyraziło swoją nie-akceptację po tym, jak Szanowny Towarzysz ogłosił, że KRLD będzie miało jeszcze więcej broni A, a w tamtejszych mediach po raz pierwszy poinformowano o istnieniu lokalnych zakładów wzbogacania uranu. Jeszcze tydzień temu była to informacja tajna łamana przez jeszcze tajniejsze. Republika Korei zareagowała na tę okoliczność, tak jak zawsze reaguje na tego rodzaju zdarzenia, określane mianem „północnokoreańskich prowokacji”:
– Chociaż nie będziemy spekulować na temat prawdopodobieństwa przeprowadzenia próby nuklearnej, (...) każda groźba nuklearna lub prowokacja ze strony Korei Północnej spotka się z przytłaczającą i silną odpowiedzią naszego rządu i wojska, opartą na solidnym, rozszerzonym odstraszaniu sojuszu Korei Południowej i USA – zapowiedział (nie po raz pierwszy) rzecznik ministerstwa Ku Bjong Sam.
Rzecznik oświadczył (13 września) również, że Pjongjang „musi również jednoznacznie uznać, że w żadnych okolicznościach my i społeczność międzynarodowa nie będziemy tolerować posiadania przez Koreę Północną broni nuklearnej”.
Komuniści z Północy nie są tak głupi, jak to się niektórym wydaje. Ujawnienie informacji o zakładach wzbogacania uranu (a bez takiego nie ma broni jądrowej) nie było przypadkowe. W propagandzie państw totalitarnych nie ma nic przypadkowego. I trafnie zauważyła to południowokoreańska agencja Yonhap, że jest to „pokaz siły na 50 dni przed wyborami prezydenckimi w USA i próba podniesienia stawki w kolejnej rundzie negocjacji z Waszyngtonem”.
KRLD od 2017 r. nie przeprowadza już testów jądrowych. Choć co jakiś czas w świat idą wiadomości z tzw. dobrze poinformowanego źródła, że przymierza się do testowych podziemnych eksplozji.
Za to od kilku lat systematycznie, i w dużej mierze na pokaz, testuje środki jej przenoszenia. Od rakiet po okręt podwodny, zdolny strzelać rakietami balistycznymi z znaurzenia.
Testy północnokoreańskich rakiet balistycznych nie są już rzadkością
Pod koniec sierpnia Koreańska Armia Ludowa przeprowadziła test nowej wyrzutni rakiet MLRS kalibru 240 mm z nowym systemem naprowadzania. Tradycyjnie takie ćwiczenia nadzorował sam Szanowny Towarzysz.
Południe uważa, że ta broń umożliwia atak z zaskoczenia na Seul (oddalony od granicy o kilkadziesiąt kilometrów). Nie powinno być zaskoczeniem, gdy Północ zakomunikuje, że z takiej wyrzutni może strzelać rakietami z taktycznymi ładunkami jądrowymi.
W przemówieniu (9 września) z okazji 76. rocznicy powstania KRLD jej wódz zapowiedział znaczne zwiększenie arsenału nuklearnego. W czwartek Północ odpaliła kilka rakiet balistycznych, które przeleciały co najmniej 350 km, zanim spadły do Morza Japońskiego. W tym roku KRLD przeprowadziła 10 prób z użyciem rakiet zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych. Ostatni test przeprowadzono 1 lipca, kiedy to Północ wystrzeliła dwie rakiety balistyczne.
KRLD ma rakiety międzykontynentalne. Hawasong-14 ma mieć zasięg ok. 10 tys. km. O numer wyższy – 13 tys., a Hwasomng-17, najbardziej zaawansowany ICBM, ma zasięg przekraczający 15 tys. km, a ponadto jest zdolny do przenoszenia kilku głowic.
Pisałem swego czasu, że odkąd KRLD dysponuje bronią A (oficjalnie od 9 października 2006 r., kiedy za panowania Drogiego Przywódcy Kima Dzonga Ila przeprowadzono pierwszy, oficjalny test jądrowy), komunistyczna dyktatura zyskała gwarant– tak to określmy – dla swego istnienia. Nikt teraz bowiem nie odważy się wprowadzać zbrojnie demokracji na północ od 38. równoleżnika, czyli tzw. linii demarkacyjnej.
Cała władza Szanownego Towarzysza opiera się de facto na jądrowym arsenale. Duży on nie jest, ale jest wystarczający, by spełniał rolę gwaranta istnienia KRLD i odstraszania tzw. imperialistów z Południa oraz wspierających ich tzw. imperialistów z USA. I jest nieważne, czy Pjongjang ma 30, 50 czy 100 głowic.
Ważne, z punktu widzenia Szanownego Towarzysza, że jego państwo jest w elitarnym klubie posiadaczy broni A. I dyktator w poważaniu ma oświadczenia Południa o tym, że nigdy nie zaakceptuje posiadania broni A przez Północ. Logicznie biorąc, to Seul przez to, że nie mógł nic uczynić, by KRLD stała się państwem z jądrowym potencjałem militarnym, zaakceptował ten fakt.
Szanowny Towarzysz pewnie śmieje się z pogróżek Południa. Zgodnie z komunistycznym zwyczajem przedstawia się, jako obrońca pokoju, który nie zawaha się użyć broni A, gdy ktoś chciałby zmienić rzeczywistość w KRLD.
Dodatkowo rozbudowując arsenał jądrowy (zapewne w komitywie z Rosją), gromadzi jakieś atuty do negocjacji z USA w kwestii ograniczenia/zniesienia sankcji nałożonych przez Zachód. Problem tkwi w tym, że Zachód nie ma pewności, czy atomowe groźby rzucane przez Szanownego Towarzysza, to element gry politycznej czy też…