Ostatni przywódca III Rzeszy liczył, że w Reims stanie się cud
Ten akt miał zakończyć proces tzw. częściowych kapitulacji różnych grup armijnych na różnych frontach. 29 kwietnia Grupa Armii C poddała się na froncie zachodnim. 2 maja skapitulował garnizon Berlina. 4 maja siły niemieckie operujące w Holandii, Danii, Szlezwiku-Holsztynie i północno-zachodnich Niemczech poddały się armiom feldmarszałka Montgomery’ego. 5 maja przestała w tzw. twierdzy alpejskiej (Bawaria, zachodnia Austria) walczyć Grupa Armii G…
Karl Dönitz chciał zakończyć ten proceder, licząc w swej naiwności, że gdy będzie kapitulował przed aliantami, to coś na tym ugra. Poza tym w jego pojęciu honoru nie mieściło się, by prezydent Rzeszy miał kapitulować w sowieckim obszarze działań wojennych. Całkiem możliwe, że wielki admirał, twórca podwodnej floty III Rzeszy, chciał na koniec swej władzy zirytować Stalina, kapitulując we Francji. Trzeba przyznać, że to mu się udało…
Plan admirała był naiwny, wręcz durny. Otóż liczył on, albo sam w siebie wmawiał takie przekonanie, że uda mu się skapitulować przed aliantami i ci pozwolą mu na prowadzenie wojny z Sowietami. Pełen wiary w to, że uda mu się przekonać do niemieckiej oferty Naczelnego Dowódcę Sił Sojuszniczych, a był nim Dwight D. Eisenhower, wysłał do Reims delegację. Amerykanie musieli mieć niezły ubaw z tej niemieckiej wiary w to, że porozumienia z Teheranu czy Jałty mogą iść do kosza, bo wielki admirał dalej chce walczyć z Armią Czerwoną. Delegację przyjęto.
5 maja w Reims doszło do spotkania szefa sztabu sił alianckich w Europie, gen. Waltera Bedella Smitha z admirałem Hansem-Georgiem Fiedeburgiem, głównodowodzącym Kriegsmarine. Pewnie strona niemiecka nie była zaskoczona odrzuceniem oferty, bo trudno uwierzyć w to, by Dönitz nie wiedział o układach amerykańsko-brytyjsko-sowieckich. Skoro więc cud się nie wydarzył, to – uznał wielki admirał – lepiej zakończyć wojnę aktem bezwarunkowej kapitulacji podpisanym w siedzibie dowództwa alianckiego, a nie sowieckiego.
6 maja do Reims przybył gen. płk Alfred Jodl, szef sztabu operacyjnego Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu. Rozmawiał o kapitulacji z gen. Walterem Bedellem Smithem. Ustalono treść aktu. Aliantów zachodnich reprezentował gen. Smith – szef sztabu Dwighta D. Eisenhowera. Stronę niemiecką – Jodl. Chodziło teraz o to, by podpis pod aktem złożył reprezentant Związku Sowieckiego. Padło na gen. mjr. artylerii Iwana Susłoparowa. Nieprzypadkowo. Otóż był przedstawicielem ZSRR przy Naczelnym Dowództwie Sił Ekspedycyjnych Aliantów Zachodnich (ang. Supreme Headquarters Allied Expeditionary Force, w skrócie SHAEF). Od 1945 Dowództwo miało kwaterę w Reims.

Między młotem a kowadłem – decyzja podjęta bez przyzwolenia Stalina
Można sobie wyobrazić, co czuł Susłoparow, gdy późnym wieczorem 6 maja dowiedział się, co go czeka dnia następnego. Jak reagować, kiedy konsekwencją złej reakcji może być postawienie przed plutonem egzekucyjnym, a w najlepszym przypadku – skierowanie do któregoś z obozów Gułagu?
Susłoparow usiłował nawiązać kontakt z samym Stalinem. On nie był Żukowem czy Rokossowskim – ci mieli (prawie) bezpośredni kontakt ze Stalinem. Jakiś tam drugorzędny generał musiał przejść przez procedurę, ta była na tyle długa, że Susłoparowowi nie udało się skomunikować ze Stalinem. A czas gonił, Amerykanie naciskali. Chcieli, by wojna zakończyła się 8 maja o 23:01…
Ppowtórzę: można sobie wyobrazić, jak czuł się Susłoparow, gdy nie miał pojęcia, czy Kreml wyrazi zgodę, czy też nie. Generał, komunista z legitymacją partyjną w kieszeni od roku 1919 – można rzec: bolszewicki wiarus – musiał sam podjąć decyzję. I w głowie kłębiły mu się różne scenariusze rozwoju sytuacji…
Jeśli podpisze przygotowany akt kapitulacji, a okaże się, że nie taka była wola Stalina, to… konsekwencje będą co najmniej „bolesne”. Jeśli odmówi uczestnictwa w akcie bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy, to dojdzie do sytuacji, w której ZSRR zostałby pominięty w formalnym zakończeniu wojny. W tym przypadku konsekwencje dla Susłoparowa byłyby także co najmniej „bolesne”.
Sowiecki generał znalazł jednak sposób na to, by zminimalizować gniew Stalina i zaproponował coś, na co – o dziwo – alianci zgodzili się. Otóż na wniosek Susłoparowa wprowadzono do tekstu aktu kapitulacji zapis, który umożliwiał podpisanie nowego aktu kapitulacji Niemiec, jeśli jedno ze zwycięskich państw zażyczyłoby sobie takiej powtórki. Tym sposobem 7 maja 1945 r. o godzinie 2:41 czasu środkowoeuropejskiego podpisano pierwszy akt kapitulacji Niemiec. Postanowiono, że „wszystkie siły pod niemieckim dowództwem mają zaprzestać działań bojowych o godzinie 23:01 czasu środkowoeuropejskiego w dniu 8 maja 1945 r.”
W kilka godzin później Susłoparow otrzymał telegram z Moskwy
Od samego Józefa Stalina. Z kategorycznym zakazem podpisywania dokumentu! I co się działo z nieszczęsnym Susłoparowem, poza tym, że gdy przeczytał ów telegram, to pewnie od razu wypił szklankę wódki dla uspokojenia się? 8 maja był dla niego dniem, w którym nie wiedział, czy czasem nie będzie jego ostatnim.
Stalin był mocno zirytowany, ale dzięki rewolucyjnej czujności swojego przedstawiciela przy zachodnich aliantach mógł zażądać powtórzenia podpisania aktu bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, w Berlinie. Stalin nie miał żadnych zastrzeżeń do działań Iwana Aleksiejewicza Susłoparowa. Do szpiku kości był poirytowany postawą Zachodu, który – tak uważał – przyjmując kapitulację Niemiec „u siebie”, odsunął w tym epokowym wydarzeniu na plan dalszy sowiecki wkład w zwycięstwo nad Niemcami. A w opinii Stalina i wszystkich ludzi radzieckich to Armia Czerwona najbardziej przyczyniła się do rozgromienia III Rzeszy.
Rosjanie nie zauważali, że stało się to także za sprawą amerykańskiej pomocy materiałowej. A była ona niemała. Amerykanie dostarczyli m.in. 58 proc. wysokooktanowego paliwa lotniczego używanego przez ZSRR, 93 proc. sprzętu kolejowego (lokomotywy, wagony), a w 1945 r. 2/3 ciężarówek używanych przez Armię Czerwoną było amerykańskiej produkcji...
Sowieci mieli jednak za złe, że alianci długo zwlekali z otwarciem drugiego frontu. Również i dziś podkreślają, że radziecki wysiłek militarny w II wojnie światowej w Europie był największy, bo… ZSRR walczył z Niemcami przez 1418 dni, a państwa alianckie pomagały przez nieco ponad 300 dni. Bo Związek Sowiecki stracił w wojnie ponad 20 mln ludzi, strona amerykańska – ponad 400 tys. ludzi, a brytyjska – ponad 300 tys. ludzi. Bo Związek Radziecki zniszczył ponad 90 proc. potencjału bojowego wroga, podczas gdy Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i inni sojusznicy mieli na koncie tylko 10 proc. takich zasług.
8 maja w Berlinie III Rzesza skapitulowała bezwarunkowo po raz drugi
Skoro Stalin uznał, że „traktatu podpisanego przez aliantów w Reims nie można anulować, ale nie można go też uznać”, to stwierdził, że ceremonię trzeba powtórzyć, bo nie może być tak, aby tak przełomowe wydarzenie w historii ludzkości firmowali szefowie sztabów. To powinny uczynić naczelne dowództwa stron i ma to wydarzyć się w Berlinie! Życzenie Stalina zostało spełnione.
III Rzesza skapitulowała po raz drugi 8 maja o godzinie 22:43 czasu środkowoeuropejskiego w Karlshorst, przedmieściu Berlina. Dokument podpisali:
● marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Żukow,
● marszałek Wielkiej Brytanii Arthur Tedder,
● feldmarszałek Wilhelm Keitel oraz
● gen. płk Hans-Jürgen Stumpf i
● admirał Hans-Georg von Friedeburg.
Świadkami byli przedstawiciele USA (gen. Carl Spaatz) i Francji (gen. Jean Joseph Marie Gabriel de Lattre de Tassigny). Podpisany dokument w zasadzie powtórzył treść aktu z Reims. Nowym był zapis o tym, że dokument został sporządzony w językach: rosyjskim, angielskim i niemieckim. Przy czym za oryginalny uznaje się ten w dwóch pierwszych. W akcie kapitulacji z Reims mowa była tylko o obowiązującym tekście w języku angielskim. Jakby nie patrzeć, Stalin nie dał się ograć zachodnim sojusznikom, w czym swój udział miał gen. mjr Iwan Aleksiejewicz Susłoparow...