Dla większości jest ona jak najbardziej zasłużona
W ukształtowaniu takiego poglądu w znacznej mierze – abstrahując od faktów i ich interpretacji – swój udział miała komunistyczna interpretacja dziejów. Dla niej operacja zaolziańska była, swego rodzaju, wytłumaczeniem zawarcia przez CCCP tajnego układu z III Rzeszą m.in. o podziale Polski i kreowania jej na podpalacza Europy.
Radzieccy historycy, a za nim cała reszta historyków z państw Moskwie podległych, wskazywali, że Polska jest (współ)winna upadkowi/rozbiorowi Czechosłowacji, gdyż nie chciała zgodzić się na przemarsz przez swoje terytorium Armii Czerwonej, gotowej iść na odsiecz Czechosłowakom (a ściślej: Czechom, Słowakom, Morawiakom i Polakom – by wymienić najliczniejsze narody (z pominięciem Niemców).
W 1938 r. Sowieci raczyli zapomnieć, że w 1919 r. Polska uznała zbrojną aneksję Zaolzia dokonaną przez Pragę w zamian za zgodę na tranzyt broni potrzebnej do walki z bolszewikami. Zresztą – Czechosłowacja nie była skora do przestrzegania tej umowy. Argumenty Warszawy o ochronie polskiej mniejszości były przez Moskwę wskazywane jako marne tłumaczenie się ze współpracy z Hitlerem.
Niespełna rok później Sowietom nie przeszkadzało sięgać po podobne argumenty (ochrona ludności ukraińskiej i białoruskiej przed… Niemcami!), gdy zajmowali wschodnią część Polski, wynegocjowaną z III Rzeszą w zamian za jej wsparcie materiałowe i polityczne w wojnie ze zgniłym Zachodem.
Anszlus w polskim wykonaniu nie był od razu powszechnie potępiany
„Gazeta Polska” (nr 271. 3 X 1938 r.) na czołówce pierwszej kolumny umieściła zdjęcie marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza i oblała fotkę treścią jego rozkazu „do wojsk stojących nad Olzą”.
Dzień wcześniej, o 13:50 (nad chwilę przed wkroczeniem Wojska Polskiego) Naczelny Wódz odczytał przez radio ów rozkaz…
„Żołnierze grupy generała Bortnowskiego. Za chwilę przekroczycie Olzę, skazaną w ciągu długich lat na upokarzającą służbę rzeki oznaczającej granicę na nie istniejącej ani w sercach tych, co oba jej brzegi zamieszkują, ani w sercach całego narodu polskiego.
Dzisiaj Olza staje się inną rzeką, chociaż jej fale tak samą szumią, chociaż nad tymi falami chylą się te same drzewa i bieg jej się nie zmienia (…). Wy żołnierze w tej chwili jesteście usposobieniem woli narodu. Z wami przekracza Olzę majestat Rzeczypospolitej…”.
A jak już wkroczyli, to w świat poszła wiadomość, że Polska zajęła fragment państwa (jeszcze wówczas) czechosłowackiego (choć od 30 września, czyli na mocy układu monachijskiego,zwanego też dyktatem, okrojonego z Sudetów), by ratować większość polską i Zaolzie przed przejęciem przez Niemcy.
W ówczesnej Europie ten anszlus w polskim wykonaniu odm razu nie był powszechnie potępiany. Czyniła to, co było do przewidzenia, Moskwa i jej agentury.
35 tys. żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej Śląsk
Armia jest narzędziem prowadzenia polityki, gdy nie da się realizować jej celów z zastosowaniem cywilnych środków. Rozkaz zajęcia części (862 km kw. z 1280 km kw.) Śląska Cieszyńskiego po czeskiej stronie otrzymała Samodzielna Grupa Operacyjna Śląsk dowodzona przez gen. Władysława Bortnowskiego. W sumie 35 tys. żołnierzy. Operacja była bezkrwawa. Wojsko powoli zajmowała miejscowości Zaolzia, wówczas zamieszkałego przez 220 tys. ludzi (90 proc. z nich to Polacy).
Zmianom terytorialnym towarzyszyła wzmożona propaganda, prowadzona głównie na potrzeby kampanii wyborczej do parlamentu. Efekty były odwrotne od zamierzonych. Dr Marek Piotr Deszczyński (Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego) wskazuje, że Polska znakomicie nadawała się na państwo, które można obciążyć winą za to, że nie doszło do sformowania koalicji w obronie Republiki Czechosłowackiej.
„Było to jednak nieprawdą, ponieważ – abstrahując od kwestii strategicznego zagrożenia naszego kraju przez Związek Sowiecki – to Francja faktycznie zdradziła swojego sojusznika, uznając się za nieprzygotowaną do wojny. Warto też przypomnieć, że regulacja sprawy Zaolzia nastąpiła jednak na podstawie dwustronnego układu między Polską a Czechosłowacją. Inkorporacja odbyła się w sposób wymuszony, ale nie był to sąd czterech czy pięciu nad państwem, które mogło tylko wysłuchać wyroku…”.
Los Czechosłowacji został przypieczętowany na konferencji w Monachium
Na zajęcie/odzyskanie Zaolzia należy patrzeć nie tylko z politycznej perspektywy. Należy uwzględnić czynnik ekonomiczny. Polska zyskała obszar z rozwiniętymi przemysłami: węglowym, hutniczym, maszynowym i oraz infrastrukturę kolejową ze strategicznymi połączeniami.
Można się spierać, czy potencjał przemysłowy Zaolzia zasadniczo zwiększył siłę polskiej gospodarki czy też nie. Pewne jest, że znacząco wzmocnił krajowe górnictwo węgla kamiennego i hutnictwo.
Czy zajęcie/odzyskanie części Śląska Cieszyńskiego zwanego Zaolziem było więc wielkim błędem sanacji, było kolaboracją z Hitlerem?
Jeśli miało być kolaboracją, to nie tylko z III Rzeszą, ale także z Włochami, Francją i Wielką Brytanią. To nie Polska, ale te państwa były inicjatorami rozbioru Czechosłowacji, a aktem inicjującym taki proces były rezultaty konferencji monachijskiej.
W tej parcelacji państwa czechosłowackiego zasadnicze znaczenie dla jego przyszłych losów miało przekazanie III Rzeszy tzw. Sudentenlandu, 28 tys. km. kw. terytorium z 3-milionową ludnością.
Finałem Monachium była likwidacja Czechosłowacji. 14 marca 1939 r. Słowacja ogłosiła niepodległość, a dzień później Niemcy zajęli Czechy ustanawiając Protektorat Czech i Moraw.
I na koniec spostrzeżenie, o którym warto pamietać: przez pięć i pół miesiąca ludność Zaolzia, w tym także Czesi, była wolna od niemieckiego panowania i jego skutków...
Polecany artykuł: