Czas wywiera presję na Ukrainę a nie na Rosję
Przypomnieć należy, że od kilku miesięcy obie strony konfliktu wyrażają wolę zakończenia wojny. Każda z nich jednak na swój sposób i wedle swojego punktu widzenia.
Ukraina zgadza się negocjować nawet z samym Putinem, co przez ponad dwa lata Wołodymyr Zełenski kategorycznie odrzucał. Nie stoi już na stanowisku, że nie ma rozmów bez powrotu do granic sprzed 2014 r. Kijów gotów jest pogodzić się z utratą prawie 20 proc. terytorium. Zresztą znacząca część ukraińskiego społeczeństwa (ok. 41 proc. – według badań Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Spraw Międzynarodowych) gotowa jest pogodzić się z taką rzeczywistością, byleby doprowadziło to do zakończenia wojny.
Z kolei Władimir Putin też nieco spuścił z tonu, acz nie aż tak, jak Zełenski. Prezydent Federacji Rosyjskiej gotów jest „od zaraz” negocjować zakończenie wojny (dla Rosji – SWO – specjalnej operacji wojskowej) pod warunkiem, że w tych rozmowach Zełenski nie będzie grał głównej roli, gdyż dla Putina obecnie głową państwa ukraińskiego jest przewodniczący Rady Najwyższej a nie Zełenski, który prezydentem był do marca 2024 r.
Już wspomniałem o sondażach ukraińskich, których wyniki (zapewne) mają wpływ na politykę Kijowa. Władza, nawet w czasie wojny – czy chce, czy nie chce – musi w swoich działaniach uwzględnia vox populi. Na głos ludu, na wolę ludu, w negocjacjach strona rosyjska może i prawdopodobnie będzie się powoływać. Kreml ma/będzie miał dobrą pozycję (a przynajmniej lepszą niż Kijów) negocjacyjną.
Rosjanie chcą pokoju, ale chcą być zwycięzcami
O tych atutach napisał Aleksiej Lewison, dyrektor niezależnego ośrodka analiz społecznych – Centrum Lewady. Ów ośrodek przynajmniej raz w miesiącu przeprowadza sondaże dotyczące – pośrednio lub bezpośrednio – SWO.
Zapytano respondentów (sondaże przeprowadzone są zgodnie z powszechnie przyjętymi w świecie): „Czy uważacie, że aby zakończyć operację wojskową i podpisać porozumienie pokojowe między Rosją a Ukrainą, Rosja powinna pójść na pewne ustępstwa wobec Ukrainy?”. 77 proc. respondowanych odpowiedziało: „nie”.
Lewison postawę społeczną względem wojny z Ukrainą i perspektywy jej zakończenia skwitował w tytule analizy: „Chcemy pokoju, ale chcemy być zwycięzcami”.
Zatem niech nikogo (na Zachodzie) nie dziwi, że 76 proc. respondentów wyraziło aprobatę „dla działań rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainie”. Zapytano lud: „Gdyby prezydent Putin podjął w tym tygodniu decyzję o zakończeniu konfliktu zbrojnego z Ukrainą, czy poparlibyście tę decyzję, czy nie?”.
Tu trzeba przypomnieć, że poparcie dla Putina w narodzie jest bardzo, ale to bardzo duże. Odpowiedzi „popieram” udzieliło 65 proc. mężczyzn i 79 proc. kobiet (odpowiednio 27 proc. i 13 proc. nie popiera). Można stwierdzić: naród chce pokoju, jeśli Władimir Władimirowicz Putin zdecydowałby się zakończyć konflikt z Ukrainą.
Respondentom postawiono drugie pytanie. Niby chodzi w nim o to samo, o pokój, ale już – nazwijmy to – warunkowany. „Gdyby prezydent Putin podjął w tym tygodniu decyzję o zakończeniu konfliktu zbrojnego z Ukrainą i zwróceniu anektowanych terytoriów Ukrainie, czy poparlibyście tę decyzję, czy nie?”. I tu już takiego entuzjazmu nie było, wśród przepytywanych. W takiej konfiguracji poparcie wyraziłoby 24 proc. respondowanych, 68 proc. byłoby na „nie”.
Tak sformułowane pytanie postawiono wyłącznie dlatego, by wysondować, jaki jest stosunek Rosjan do zdobyczy terytorialnych osiągniętych w 2014, 2022 roku i później. Oddawanie czegokolwiek Ukrainie, co było jej, nie wchodzi w rachubę, bo od października 2022 r. zajęte cztery regiony Ukrainy są częścią Federacji Rosyjskiej i nie po to Putin wpisał ten fakt do konstytucji, by teraz miał cokolwiek oddawać w imię zakończenia wojny.
Polityczna „kwadratura koła”, czyli Trump i Zełenski mają problem
Co to oznacza? Albo: oznaczać może? A to, że Putin może głosić światu, Trumpowi i Zełenskiemu, że będąc reprezentantem obywateli Federacji jest zobowiązany do respektowania „woli narodu”.
A określając to wprost, nieco znając rosyjską mentalność, może dyktować warunki zakończenia wojny. Nie wiem, bo pewnie w Waszyngtonie też nie mają takiej wiedzy, jak można byłoby nakłonić Kreml do wyrażenia zgody na to, by – w bliższej albo dalszej perspektywie (raczej to drugie) skłonić Rosję na wyrażenie zgody na przystąpienie Ukrainy do NATO. W końcu – i między innymi – po to ogłosił swoją SWO, by Pakt nie poszerzył się o Ukrainę.
Kijów nadal twardo stoi na stanowisku, że tylko takie członkostwo daje Ukrainie rzeczywiste gwarancje jej istnienia, co w samo w sobie jest nie do przyjęcia przez Rosję i jednocześnie jest przeszkodą dla rozpoczęcia rozmów o zakończeniu wojny.
Jednym zdaniem: problem ma charakter tzw. kwadratury koła. I nie mnie maluczkiemu, zgadywać jak z tego ambarasu zamierza wyjść Donald Trump. Poczekamy, zobaczymy…