O CZYM POJĘCIA NIE MA 14 PROCENT AMERYKANÓW...
Rok temu, za sprawą filmu „Oppenheimer”, o projekcie „Manhattan” usłyszeli nawet ci, którzy nie tylko nie wiedzieli, że taka była, ale i tacy, którzy mieli kłopoty z datowaniem tego bombardowania, które zmieniło oblicze świata.
W CBOS w 2017 r. przepytał sondażowo Polaków o daty zrzucenia bomb A na japońskie miasta. Te dokładne znało 20 proc. respondowanych. 28 proc. nie miało żadnego pojęcia o tym, kiedy doszło do tego bombardowania. Pozostali wiedzieli, że zdarzyło się to pod koniec II WŚ.
Wydawałoby się, że w USA to mają większą wiedzę na ten temat. No nie, mają mniejszą niż w Polsce. W 2015 r. Pew Research Center przeprowadził taki sondaż. Okazało się, że dokładną datę nalotu na Hiroszimę i Nagasaki podało 14 proc. pytanych. Circa 56 proc. było na tyle obeznanych w historii, że wiedziało, iż bomby zrzucono w 1945 r. Podobnych sondaży było wiele. Ich wyniki były do siebie zbliżone.
ATOMÓWKĄ DEMONSTRACYJNIE W BEZLUDNĄ WYSPĘ?
Odpowiedzialnym za atomowe bombardowanie był Harry Truman. Nie tylko dlatego, że był w tym czasie prezydentem USA. Również dlatego, że odrzucił koncepcję grupy naukowców, współtwórców „Chłopczyka” (Little Boy) i „Tłuściocha” (Fat Man), którzy proponowali, by dokonać eksplozji na bezludnej wyspie, by świadkami tego byli Japończycy. Zwolennikiem takiego rozwiązania był tzw. Komitet Franca kierowanego przez laureata Nagrody Nobla w fizyce, James’a Franck’a.
Ci naukowcy byli przekonani, że taka demonstracja potęgi nowej broni przekona Japonię do kapitulacji. Jeszcze bardziej przekonanym do tego, że tak się stanie, gdy jakaś wyspa wyparuje po atomowej eksplozji, był inny naukowiec zaangażowany w powstanie bomb A – Leó Szilárd . Zebrał grono kolegów po fachu podobnie uważających i wystosował list do prezydenta Harry'ego Trumana. Zaproponował w nim, to samo co Komitet Franck’a.
ZGINĘŁO 150 TYSIĘCY OSÓB, BY URATOWAĆ MILIONY?
Skoro wcześniej była mowa o sondażach, to były i takie, w których zadano proste pytanie. Czy trzeba było zrzucać bomby atomowe? Takie watpliwości, co widać po reakcjach niektórych naukowców, były stawiane jeszcze przed bombardowaniem. I już wtedy opiniujący podzieli się na dwa obozy. Doszło (i jest tak do dziś) do polaryzacji poglądów.
Pierwszy obóz: bomby uratowały miliony istnień, Japończyków i Amerykanów.
Jego przeciwnicy: to czysta propaganda i polityka, bo nie doszłoby do takiej hekatomby.
Świat do dziś tkwi w tym podziale do dziś. I za sto lat też tak będzie.
Bez atomowego bombardowania Japonia, by nie skapitulowała – twierdzą zwolennicy pierwszej tezy. Po doświadczeniach Amerykanów ze zdobywania Iwo Jimy i Okinawy dowództwo US Army i najwyższe czynniki polityczne przekonane były, że nie da się pokonać Japonii bez inwazji na nią. A gdy do niej dojdzie, do realizacji dwuetapowej operacji „Downfall” (Upadek), to zwycięstwo można byłoby ogłosić, jak zakładali planiści, na początku 1947 r.
1 listopada 1945 r. miał się rozpocząć I etap: operacja „Olimpic”. Ponad 760 tys. żołnierzy miało wylądować na plażach Kiusiu. Wsparcie miały im zapewniać m.in. 42 lotniskowce!
W drugim etapie „Upadku”, czyli w ramach operacji „Coronet” w okolicach Tokio desantowanych - na początku 1946 r. - miało być ok. miliona żołnierzy. Amerykanie zakładali, że walki będą zacięte, a straty łączne – atakujących i broniących się – mogą być – jak to określa się dziś w materiałach źródłowych – „milionowe”. W niektórych mowa jest nawet o 4 milionach zabitych.
Uważający, że użycie bomb A było bezzasadne, twierdzą (wskazując rozliczne argumenty), że Japonia nie dotrwałby w wojnie do 1 listopada. Skapitulowałaby przed inwazją, bo zniszczyłby ją konwencjonalne bombardowania...
TRUMAN CHCIAŁ ZASKOCZYĆ SOWIETÓW POKAZEM NOWEJ SIŁY?
Rzecz w tym, że cesarz nie był zwolennikiem walki do ostatniego żołnierza. Miał świadomość, że Japonia może prowadzić jedynie samobójczą walkę. Ten argument przedkładają przeciwnicy zasadność użycia bomba A. Po wojnie wyszło na jaw, że i bez Hiroszimy oraz Nagasaki, część elit wojskowych była gotowa do kapitulacji, jeśli tylko Amerykanie pozostawią Hirohito na tronie.
Tylko że Amerykanie bardzo poważnie zakładali postawienie cesarza przed sądem, za zbrodnie wojenne dokonane z jego przyzwolenia. Cesarz, przypomnijmy, miał w tamtej Japonii status boga. Hirohito nie był zdeklarowanym przeciwnikiem wojny z USA, ale też nie był jej stanowczym zwolennikiem. Można powiedzieć, że siedział okrakiem na barykadzie. Był jednak panem Japonii i ponosił przez to pełną odpowiedzialność, za to co Japonia wyczyniała.
Koncepcja „bombą A w bezludną wyspę” była nie do realizacji. Nie po to podatnik amerykański wydał ponad 23 mld dzisiejszych dolarów, by kasować bezludzia na ocenie. W Białym Domu wiedziano, że do wojny z Japonią włączy się CCCP, więc Truman chciał zaskoczyć Stalina. Nie wiedział jednak, że w Moskwie doskonale wiedzieli, że Amerykanie mają nową broń. Gdyby przystano na bezkrwawą prezentację, to można byłoby przeprowadzić ją z użyciem jednej tylko bomby? A co z drugą (była i trzecia, szykowana na Tokio)? Stworzono je przecież nie dla polityki odstraszania.
A MOŻE USA CHCIAŁY SPRAWDZIĆ POTENCJAŁ BOMB W PRAKTYCE?
Nie należy zapominać, że pierwsza bomba była zbudowana na bazie uranu. Druga – była plutonową. Nieprzypadkowo. Testy poligonowe testami, a sprawdzenie ich działania na „żywym” celu, to inna rzecz.
Weryfikacji trzeciej bomby nie przeprowadzono, bo w tydzień po zniszczeniu Hiroszimy, Nagasaki i śmierci dziesiątek tysięcy ludzi Japonia postanowiła skapitulować. Nim uczyniła, to w Hiroszimie skutki eksplozji bomby A oceniali… amerykańscy naukowcy.
Kilka dni później, 15 sierpnia, Japończycy w swojej masie po raz pierwszy usłyszeli głos boskiego cesarza. Hirohito w przemówieniu radiowym, znanym jako Gyokuon-hōsō (transmisja głosu klejnotu) ogłosił kapitulację Japonii. Po to, by ją uchronić przed całkowitym zniszczeniem. Ostatecznie i formalnie II WŚ zakończono 2 września...