Siedemdziesiąt dziewięć lat temu… Naloty, które zmieniły oblicze świata. Tak bardzo, że nie da się tego porównać z niczym w dziejach przeszłych. Od czasu do czasu, w tych ośmiu dekadach, wydawało się, że czwarty jeździec jest tak blisko, jak blisko zawsze jest śmierć przy człowieku. Tylko rzecz w tym, że te dwie – wedle dzisiejszej kategoryzacji bomby taktycznego znaczenia – wypęczkowały w tysiące strategicznych ładunków nuklearnych, z których tylko jeden (a w głowicy międzykontynentalnej rakiety jest ich i kilkanaście) zrównały z ziemią ówczesną Hiroszimę czy Nagasaki. I niewielki procent populacji przetrwałby tę masakrę. A po jakimś czasie i tak, prędzej czy później, umarłby wskutek choroby popromiennej.
6 sierpnia w większości mediów będzie o tym, czym był pierwszy atak atomowy, czym była bomba A itd. Będzie o tym, czy trzeba było zrzucać Tłuściocha i Chłopczyka, bo taka była konieczność militarna, czy też może polityczna. O tym też napiszemy, ale dopiero 9 sierpnia. Teraz w Portalu Obronnym nieco skutkach eksplozji Chłopczyka i Tłuściocha od innej strony. Od medycznej. Dlaczego? Bo wystarczy przemnożyć je sobie co najmniej kilkunastokrotnie, by uświadomić sobie, czym dziś, współcześnie, byłaby taka powtórka z historii, czym byłoby zdarzenie, którego nie da się w 100-procentach wykluczyć...
CI CO PRZEŻYLI, ZAZDROŚCILI TYM, KTÓRZY OD RAZU ZGINĘLI
To może zabrzmieć okrutnie, wręcz cynicznie, ale taka jest prawda. Nie moja, ale tych, którzy doświadczyli na sobie 6 i 9 sierpnia skutków atomowych nalotów. Jest mnóstwo wspomnień ukazujących, że natychmiastowa śmierć była błogosławieństwem dla tych dziesiątków tysięcy ludzi. Przeżycie dla pozostałych było niewyobrażalnym cierpieniem. Bo takie przynosi choroba popromienna.
Nie wiem, czy określenie „choroba” jest właściwe. Chorobę – jako (z grubsza określając) dysfunkcję organizmu wywołują rozmaite patogeny. Człowiek zarażony wirusem SARS-CoV-2 (daleko nie szukając) choruje. Czy człowiek, który spadł z drabiny i złamał nogi cierpi po tym na „chorobę”?. Dysfunkcji nabył sam z siebie. Zatem w przypadku przyjęcia ponadnormatywnej dawki promieniowania gamma mamy raczej do czynienia z „dysfunkcyjnością popromieną” niż z chorobą.
Medycyna to nie filozofia i w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych to co spotkało Japończyków w sierpniu 1944 r. widnieje pod symbolem „T66. Nieokreślone skutki promieniowania. Choroba popromienna”.
Definicyjnie: „Choroba popromienna jest zespołem objawów chorobowych, pojawiających się wskutek promieniowania jonizującego oddziałującego na organizm ludzki. Występujące symptomy zależą od tego, jaka ilość promieniowania jonizującego została wchłonięta przez organizm oraz od wieku osoby napromieniowanej”. Czy da się wyleczyć chorobę popromienną? Nie, to jest niemożliwe. Można jedynie łagodzić jej skutki. W przypadku przewlekłych postaci T66 śmierć następuje najczęściej z powodu chorób krwi czy też nowotworów. Nie każda dawka promieniowania prowadzi do śmierci, ale każda prowadzi do mniejszej lub większej utraty zdrowia...
PROMIENIOWANIE CIEPLNE, FALA UDERZENIOWA, PROMIENIOWANIE RADIOAKTYWNE
Powszechnie wybuch bomby atomowej (mowa w tym materiale wyłącznie o skutkach eksplozji Chłopczyka i Tłuściocha) kojarzy się z kulą ognia, falą uderzeniową zmiatającą z powierzchni ziemi wszystko co na niej stoi w zasięgu kinetycznego rażenia eksplozji. I zabójczą radioaktywnością.
W promieniu ok. 1,5 km od tzw. strefy zero (bomby wybuchły kilkaset metrów nad miastami, co tylko zwiększyło ich niszczycielski zasięg) ponad 90 proc. infrastruktury przestało istnieć. Kto był w tej strefie, nie miał prawa przeżyć. Ci, którzy byli najbliżej eksplozji wyparowali. Śladem po nich są cienie na schodach i murach, tzw. cienie Hiroszimy. Im dalej od strefy zero (upraszczam, by nie wchodzić w wyjaśnienia z zakresu fizyki), tym dobrodziejstwo natychmiastowej śmierci malało, a wzrastało konanie na raty z powodu T66.
Polecam lekturze, tym o tzw. mocnych nerwach „Zbiór wspomnień po wybuchu bomby atomowej”. Wspomina Tsunematsu Tanaka:
„Wciąż miałem w plecach kawałki szkła. Codziennie chodziłem nad rzekę, gdzie żona myła mi plecy. Krew była przyschnięta i stwardniała jak smoła, więc żona musiała ją podważać za pomocą igły. Razem z krwią wychodziły odłamki szkła. To wszystko ciągnęło się jeszcze przez tydzień czy dziesięć dni. Myśleliśmy, że pozbyliśmy się wszystkich odłamków, ale gdzieś w okolicach 1955 r. to, co zostało zaczęło się jątrzyć i dopiero w szpitalu w Sakaimachi operacyjnie je pousuwano (…). Jeżeli o mnie chodzi, to w 1956 r. coś w rodzaju guza przekształciło się w guz gruźliczy, liczba moich białych krwinek wynosiła 2000, a czasami spadała do 1000. Wcześniej ważyłem 65 kilogramów, ale schudłem jakieś osiem kilogramów. Od lipca 1956 do września 1957 r., czyli przez rok i trzy miesiące, przebywałem w szpitalu Hara w Hatsukaichichō (obecnie aglomeracja Hatsukaichi). Z tego powodu miałem dwuletnią przerwę od pracy…”
Takiego szczęścia w nieszczęściu, jakie było dane panu Tanace, nie miało dziesiątki tysięcy tych, którzy przeżyli eksplozję bomb A. Szacuje się, że w Hiroszimie do końca 1945 r. życie straciło (łącznie z zabitymi natychmiast) ok. 140 tys. osób. W Nagasaki – do 80 tys. Ilu straciło zdrowie? Tego nie da się wykazać.
LEKCJE Z HISTORII Z 6 I 9 WRZEŚNIA 1945 R. PRZYDAŁABY SIĘ CO PONIEKTÓRYM...
Dawka śmiertelna promieniowania dla człowieka jest mierzona w siwertach (Sv). Śmiertelna, zależy od wielu czynników, takich jak szybkość, z jaką dana osoba jest narażona na promieniowanie oraz ogólny stan zdrowia danej osoby.
Ludzki organizm nie jest maszyną trybików, w której da się jednoznacznie wyliczyć, kiedy i co ją zniszczy. W medycynie nuklearnej istnieje pojęcie LD50/30. To skrót od „Lethal Dose for 50% of the population within 30 days”. Określa się zakładaną dawkę promieniowania, która powoduje śmierć 50 proc. osób narażonych na nią w ciągu 30 dni. W zależności od poziomu napromieniowania wywołuje ono określone skutki w kondycji zdrowotnej ludzkiego organizmu. I tak:
• 0,1 Sv (100 mSv) – może zwiększyć ryzyko zachorowania na nowotwory, ale nie powoduje natychmiastowych objawów. Napromieniowanie na poziomie…
• 1 Sv (1000 mSv) – powoduje lekką chorobę popromienną, z objawami takimi jak nudności i zmęczenie;
• 2-3 Sv – prowadzi do ciężkiej choroby popromiennej, z możliwością śmierci w ciągu kilku tygodni bez opieki medycznej;
• 4-6 Sv – z reguły powoduje śmierć u większości narażonych osób, nawet przy leczeniu, ze względu na uszkodzenie szpiku kostnego i układu odpornościowego;
• 6-10 Sv – skutkuje niemal pewną śmiercią w ciągu kilku dni do tygodni, nawet przy intensywnym leczeniu;
• powyżej 10 Sv – śmierć następuje w ciągu kilku godzin lub dni z powodu uszkodzeń układu nerwowego i innych organów.
Można zapytać tych, którzy grożą użyciem broni jądrowej dla realizacji celów politycznych: wiecie o tym? Dziś broń jądrowa jest narzędziem do uprawiania geopolityki. Kiedy 12,5 tys. głowic jądrowych jest w posiadaniu dziewięciu państw, z których niektóre grożą ich użyciem, to lekcja z historii z 6 i 9 września 1945 r. przydałaby się co poniektórym...
Listen on Spreaker.