Po trzech latach bohaterskiego oporu – poświęcenie pójdzie na marne?
Choć RUSI i „Russia” mogą się kojarzyć, to związek taki jest całkowicie przypadkowy. Ten brytyjski think tank znany jest z tego, że nie ulega tzw. politycznej poprawności i przedstawia opinie oraz analizy nie zawsze przypadające wszystkim do gustu. Takie opinie przedstawił w komentarzu dr Richard Connolly.
„Rosja odzyskała impet na polu bitwy na Ukrainie w zeszłym roku. Chociaż postęp Rosji pozostaje powolny i kosztowny, perspektywy na nadchodzący rok są ponure. System energetyczny Ukrainy został poważnie uszkodzony przez rosyjskie naloty, a jej siły nadal tracą grunt pod nogami w południowym Doniecku, gdzie toczą się najcięższe walki.
Być może najważniejsze jest to, że zmiany polityczne w niektórych kluczowych sojusznikach Kijowa – zwłaszcza w USA – mogą doprowadzić do znacznego ograniczenia kluczowej pomocy finansowej i wojskowej w nadchodzącym roku. Razem te trendy podnoszą perspektywę, że Ukraina będzie zmuszona zaakceptować druzgocącą porażkę po trzech latach bohaterskiego oporu…”.
Wołodymyr Zełenski chce ją zminimalizować i gotów jest zasiąść do negocjacji z samym Putinem, co przez dwa lata z okładem kategorycznie uznawał za niewykonywalne…
Czym miała by być „druzgocąca porażka Ukrainy”?
Przede wszystkim: nie musi do niej dojść, jeśli Rosja będzie nie tyle chciała, co będzie zmuszona do zakończenia swojej SWO (specjalnej operacji wojskowej). Mądrzejsi od publicysty wskazują, że na horyzoncie, mimo zachodnich sankcji, nie widać, by Rosja miała pójść z torbami przez wojnę z Ukrainą.
Analitycy wskazują, że rosyjska gospodarka boryka się z kilkoma trudnościami (m.in. niedoborem kadr przy rekordowo – 2,3-proc. – niskim bezrobociu, wysokiej inflacji – 8,9 proc. przy zakładanej 4 proc. itd.). Jednak nie są one aż tak gigantyczne, że miałby skutkować w Rosji mega-kryzysem, ze wszelkiego tego konsekwencjami.
RUSI podkreśla: „Choć Rosja niewątpliwie stoi w obliczu poważnych wyzwań, niewiele wskazuje na to, że będą one skutkować jakimikolwiek znaczącymi konsekwencjami politycznymi, które mogłyby skłonić Kreml do ograniczenia ambicji na Ukrainie”.
Reasumując: nie ma przesłanek wskazujących, że Rosja obecnie (i w bliższej perspektywie) jest/będzie zmuszona do zakończenia wojny. Kolejne sankcję, które mógłby nałożyć Trump na Rosję, raczej nie zmieniłyby rosyjskiej polityki, skoro wcześniejsze, które miałby ją położyć na łopatki, okazały się mało skuteczne. Eufemistycznie to ujmując.
Waszyngton z pewnością nie jest wszechmocny i asertywność Trumpa również
Inny, wielce szanowany i renomowany, ośrodek myśli analitycznej – amerykański International Crisis Group (ICG) też z bardzo umiarkowanym optymizmem, używając określeń z języka dyplomacji, ocenia możliwość szybkiego zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Konflikt ten umieścił na „Liście obserwacyjnej 2025”. To wykaz dziesięciu państw, które w 2025 r. staną w obliczu śmiertelnych konfliktów, sytuacji nadzwyczajnych w zakresie pomocy humanitarnej lub innych kryzysów”. Z europejskich państw na liście jest Mołdawia i Ukraina.
W komentarzu ICG napisano m.in. „Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu będzie miał globalne reperkusje, ale dla Europy wpływ może być głęboki. Waszyngton z pewnością nie jest wszechmocny; w rzeczywistości asertywność Trumpa może rozbić się o rzeczywistość bardziej wielobiegunowego świata”.
Jak na razie stanowczość Trumpa jest skuteczna. „Karnych” ceł wystraszyła się Kolumbia, spokorniały Meksyk i Kanada. Panama też pójdzie w jej slady, a Dania już nie. Czy tak polityka, z działaniem na korzyść dla Ukrainy, może być skuteczna wobec Rosji? Czy rozbije się „o rzeczywistość”?
Dalej czytamy: „Zarówno Trump, jak i prezydent Rosji Władimir Putin wydają się bardziej nastawieni na spotkanie ze sobą niż na włączenie Ukrainy i Europy do dyskusji, które ukształtują ich przyszłość. Stolice europejskie mogą się obawiać, że Trump porzuci Ukrainę, czy to na polu bitwy, czy przy stole negocjacyjnym, osłabi NATO, rzucając dalsze wątpliwości na wzajemne zobowiązania obronne Waszyngtonu, a nawet połączy dyskusje na temat Grenlandii, Ukrainy i bezpieczeństwa europejskiego, być może z naciskiem handlowym dodanym dla dobrej miary…”.
I jeszcze jeden, ważki cytat: „Na szczęście przynajmniej niektórzy urzędnicy amerykańscy zdają się dostrzegać, że nawet jeśli umowa zamrozi linie frontu na Ukrainie, Kijów potrzebuje odstraszania przed dalszą rosyjską agresją, a osłabienie NATO byłoby destabilizujące. (To, co dzieje się na Ukrainie, jest również kluczowe dla Mołdawii, która może być następna na linii ognia Kremla, jeśli uda mu się zastraszyć Kijów)”.
Waszyngton ma plan B, gdyby asertywność Trumpa była nieskuteczna?
Analitycy ICG nie stawiają pytań związanych z możliwością zakończenia wojny. Pozwolę sobie zadać trzy pytania. Pewnie odpowiedzi na nie nurtują wszystkich, którzy życzą sobie zakończenia tego konfliktu.
Pytanie pierwsze: jak Donald Trump zamierza skłonić Rosję, by zasiadając do rozmów nie stawiała nowych żądań?
Drugie: gdy takie żądania pojawią się, to jaka będzie reakcja Waszyngtonu?
I pytanie trzecie: a jaki jest plan B na wypadek, że Moskwa będzie nadal chciała kontynuować wojnę, wiedząc, że bardziej ona osłabia Ukrainę i Zachód niż Rosję?