USA stale zwiększają produkcję amunicji kalibru 155 mm
Po kilku miesiącach ambicje wzrosły i Gabe Camarillo, podsekretarz stanu ds. armii w Pentagonie mówił o produkcji miesięcznej wynoszącej 24 tys. pocisków tego kalibru. Poziom ten miał być osiągnięty do końca tego roku, jednak jak się okazało, już w październiku udało się wyprodukować 28 tys. pocisków, co skłoniło szefostwo Pentagonu do podniesienia stawki. Doug Bush, odpowiadający w amerykańskim resorcie obrony za zaopatrzenie, zadeklarował niedawno, że do marca 2024 miesięczna produkcja ma wzrosnąć do 36 tys., do października ma osiągnąć poziom między 70 a 80 tys., a pod koniec 2025 roku ma ich być produkowanych już 100 tys. sztuk miesięcznie.
A zatem w ciągu roku w Stanach Zjednoczonych udało się nie tylko zrealizować zapowiedzi Christine Wormuth, ale również znaczenie zwiększyć pierwotne plany. Do tej pory amerykańska armia, która jest z formalnego punktu widzenia właścicielem fabryk produkujących amunicję kalibru 155 mm, wydała na zwiększenie ich zdolności produkcyjnych (w dwóch transzach) niemal 3 mld dolarów. W roku przyszłym - po to, aby zrealizować coraz ambitniejsze plany - planuje się zainwestować kolejne 3,1 mld dolarów. Oczywiście, o ile Kongres zatwierdzi te wydatki.
Amerykański portal Defence One, specjalizujący się w tematyce militarnej, porównał to, co w ciągu roku w tym jednym obszarze udało się zrobić w Stanach Zjednoczonych z osiągnięciami europejskimi. Europa miała lepszy punkt wyjścia, pozyskując rocznie w 2022 roku ok. 230 tys. sztuk amunicji tego kalibru, w przeszłości szybciej też udawało się jej zatwierdzać nowe fundusze przeznaczone na rozbudowę możliwości produkcyjnych. Jak zatem wyglądają, po roku, dokonania państw naszego kontynentu w tym zakresie?
Ile amunicji kalibru 155 mm produkują w skali roku kraje Europy?
W lutym 2023 roku przedstawiciele estońskiego resortu obrony mówili o tym, że roczne zdolności produkcyjne wzrosły do 300 tys. sztuk, w listopadzie Thierry Breton deklarował, że w ciągu półrocza zdolności państw Unii Europejskiej w zakresie produkcji amunicji, o której mowa, wzrosły o 20 do 30 %, co by oznaczało, że wynoszą one ok. 400 tys. sztuk rocznie. Hanno Pevkur, estoński minister obrony, optymistycznie oceniał jesienią, że w 2024 roku Europa osiągnie zdolność produkowania miliona sztuk amunicji kalibru 155 mm w skali roku. A zatem startując z poziomu niemal dwukrotnie lepszego niźli Stany Zjednoczone Europie uda się, jeśli wszystko pójdzie dobrze, osiągnąć w 2024 roku podobny co Ameryka poziom produkcji.
Już obecnie wiadomo, że Komisji Europejskiej, która w lutym ubiegłego roku zapowiedziała wydanie ponad 2 mld euro na zakup miliona sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm (po to, aby wysłać ją na Ukrainę), nie uda się zrealizować tych planów. Z ostatnich informacji, potwierdzonych zresztą przez niemieckiego ministra obrony Pistoriusa, wynika, że projekt jest zaawansowany w 30 % i raczej nie ma szans, aby w założonym czasie doprowadzić do jego realizacji.
Niemiecki Rheinmetall może produkować 450 tys. sztuk amunicji 155 mm rocznie
W debacie publicznej często padają pytania, jak to jest możliwe, że państwa Unii Europejskiej nie są w stanie zrealizować swych zapowiedzi, choćby w zakresie wysłania miliona sztuk amunicji tego kalibru, mając „swoje” firmy zbrojeniowe o potencjale produkcyjnym znacząco przekraczającym te wielkości. Sam niemiecki Rheinmetall może obecnie produkować 450 tys. sztuk amunicji tego kalibru rocznie i zapowiedział, po tym jak sfinalizowany zostanie zakup hiszpańskiego producenta Expal, zwiększenie tych zdolności do 600 tys. sztuk rocznie.
Trzeba jednak pamiętać, co podkreśla jeden z ostatnich raportów dla Parlamentu Europejskiego, że 40 % europejskiej produkcji jest eksportowane, czas realizacji wieloletnich kontraktów uległ wydłużeniu. Mówiąc o niepowodzeniu planów Komisji i państw europejskich w zakresie wysłania dodatkowego miliona sztuk pocisków, raczej należałoby podkreślać kwestię zdolności przemysłu do absorbcji i realizacji nowych zamówień, czyli problem relatywnie niewielkiej elastyczności na skokowy wzrost popytu, a nie zastanawiać się, jakie są całkowite zdolności produkcyjne tego sektora.
W USA amunicję produkują firmy państwowe, w Europie - prywatne
Różnica między Europą a Stanami Zjednoczonymi w tym akurat segmencie jest zasadnicza. W Ameryce produkcją amunicji zajmują się firmy państwowe, kontrolowane bezpośrednio przez armię, w Europie są to w większości podmioty prywatne, mające swoją politykę inwestycyjną oraz handlową, co powoduje, że rządy mają realny problem z „wymuszeniem” skokowego wzrostu produkcji. Mówiąc wprost nie są w stanie tego zrobić.
Zaobserwowano też inną, bardzo charakterystyczną różnicę między Stanami Zjednoczonymi a państwami europejskimi. Otóż jak powiedział w październiku br. admirał Rob Bauer, stojący na czele Komitetu Wojskowego NATO, cena jednego pocisku kalibru 155 mm, która przed wybuchem wojny na Ukrainie kształtowała się na poziomie 2 tys. dolarów za sztukę, teraz w związku ze wzrostem popytu, oscyluje wokół 8 tys. dolarów.
Kluczowe relacje między sektorem przemysłowym pracującym dla wojska a siłami zbrojnymi
Tylko że w Stanach Zjednoczonych, jak niedawno powiedział rzecznik prasowy sił lądowych, za taki sam pocisk armia płaci ok. 3 tys. dolarów. Ma to znaczenie nie tylko dla oceny tego, czy wzrost budżetów wojskowych prowadzi do zwiększenia możliwości sił zbrojnych, co wcale nie jest pewne w sytuacji, kiedy ceny na pozyskiwane przez armie państw europejskich środki rosną szybciej niż budżety którymi one dysponują.
Chodzi również o fundamentalną dla bezpieczeństwa każdego kraju relację między sektorem przemysłowym pracującym na rzecz wojska a siłami zbrojnymi. W Europie produkuje on nie tylko drogo, ale również bardzo powoli zwiększa swe zdolności produkcyjne, prowadząc ostrożną politykę inwestycyjną. Stało się to zresztą przedmiotem kontrowersji między światem przemysłu a polityki.
Niemiecki minister obrony, po spotkaniu szefów resortów w Rzymie w połowie listopada, powiedział, że niepowodzenie Europy w zakresie pozyskania i wysłania na Ukrainę w ciągu roku miliona pocisków artyleryjskich wynika z faktu, że sektor przemysłowy kontynentu „preferuje eksport” na rynki trzecie i nie chce podejmować działań niezbędnych w obecnych realiach bezpieczeństwa.
Te słowa powtórzone zostały również przez hiszpańskiego polityka Josepa Borrella, ale z podobnymi nutami mieliśmy do czynienia w wypowiedziach holenderskiej minister obrony Kajsy Ollongren, która powiedziała, że rządy zrobiły, „co do nich należało”, czyli wydzieliły dodatkowe środki i złożyły zamówienie, które przemysł „powinien zrealizować”.
Jej słowa spotkały się z ripostą producentów. Stowarzyszenie europejskich producentów broni w specjalnym oświadczeniu zwróciło uwagę na dramatyczny efekt, jaki przyniosła sektorowi produkcyjnemu wieloletnia polityka cięć wydatków na obronę. W ich wyniku zdolności produkcyjne, które nie były potrzebne (w związku z utrzymywaniem zamówień przez lata na bardzo niskim poziomie), zostały do tego stopnia uszczuplone, że teraz szybka ich odbudowa nie jest możliwa.
Stabilne, wieloletnie zamówienia dla sił zbrojnych w USA, czyli przewidywalna polityka obronna
To pierwsza, ale nie jedyna różnica między sytuacją w Stanach Zjednoczonych, gdzie budżet Pentagonu nawet wówczas, kiedy podlegał cięciom, nie podlegał tak głębokim redukcjom jak w Europie. Drugim elementem, na który producenci zwrócili uwagę, jest sprawa stabilnych, wieloletnich zamówień. W przeciwieństwie do Ameryki w Europie nie dokonał się jeszcze w tym zakresie przełom. Rządy nie składają zamówień, które miałyby być realizowane w czasie kilku, kilkunastu lat, co oznacza, że wiarygodność tej polityki - w oczach biznesu - nie jest wielka.
Trudno zatem planować inwestycje, które będą spłacać się przez dziesięciolecia, nie mając gwarancji wypełnienia portfela zamówień. To wyjaśnia też, dlaczego europejscy producenci utrzymują 40-proc. eksport. Nie będąc pewni zamówień własnych rządów, uważają rynki państw trzecich paradoksalnie za bezpieczniejsze.
Budżet Pentagonu też podlega cięciom i wahaniom, co wpływa na poziom zakupu amunicji artyleryjskiej
Wydaje się zatem, że to, czego brakuje europejskiej polityce wobec przemysłu obronnego, to wiarygodności, stabilności i obliczalności. Budżet Pentagonu też może podlegać cięciom i wahaniom, co ma bezpośredni wpływ na poziom zakupów, w tym tradycyjnej amunicji artyleryjskiej. W Ameryce problem wiarygodności rozwiązano w najprostszy z możliwych sposobów – czyniąc firmy kontrolowane przez siły zbrojne odpowiedzialnymi za zwiększanie produkcji w tym mało atrakcyjnym - ze względu na wysokość jednostkowej marży - segmencie. Ich kierownictwa kierują się w związku z tym nie tyle troską o efektywność powierzonych im przez akcjonariuszy kapitałów, co raczej kwestiami natury inżynierskiej – jak szybko, tanio i skutecznie zwiększyć produkcję.
W Europie w większości krajów tego modelu nie można implementować. Zarządy prywatnych, często notowanych na giełdach firm, muszą myśleć o wieloletniej opłacalności inwestycji, a to oznacza, że bez zmian w zakresie polityki zamówień amunicji i sprzętu wojskowego, nie ma co liczyć na skokowy wzrost zdolności produkcyjnych, których odtworzenie nie jest zresztą prostym procesem.
Z tego, co się dzieje w Europie, można wyciągnąć jeszcze jeden, niepokojący wniosek. Otóż biznes nie jest przekonany, czy zmiany w polityce wydatków na obronność mają w Europie charakter trwały. Gdyby tak było, to zakładano by, że rynek będzie coraz bardziej chłonny i warto w związku z tym zacząć inwestować, aby na tym w przyszłości zyskać.