Ponad 380 tys. sztuk broni jest w posiadaniu polskich myśliwych. Mają na nie bezterminowe pozwolenia – słusznie?

2024-09-18 15:30

Nie ma już bezterminowych praw jazdy, podobnie powinno być z prawem do posiadania broni myśliwskiej. Co jakiś czas trzeba powtórzyć badania psychologiczne, co potwierdzają doświadczenia w innych krajach. Zarówno dla bezpieczeństwa innych ludzi, jak i naszego bezpieczeństwa – twierdzi prof. Wojciech Kulesza (psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS w Warszawie) w rozmowie ze Zbigniewem Wojtasińskim (PAP).

Wojciech Kulesza

i

Autor: SWPS/Andrzej Bęben

PAP: – Według Komendy Głównej Policji do końca 2023 pozwolenie na broń palną myśliwską do celów łowieckich otrzymało 137 404 osób, a ich liczba co roku się zwiększa o kilka tysięcy. Z kolei liczba egzemplarzy tej broni, zarejestrowanej przez posiadaczy pozwolenia na nią, sięgnęła w minionym roku 388 450. Oznacza to, że na jedną osobę przypadają prawie trzy sztuki broni myśliwskiej, dokładnie 2,8. Czy myśliwi posiadający broń palną powinni być poddawani okresowym badania psychologicznym, na przykład co pięć lat, podobnie jak inni posiadacze broni palnej?

Wojciech Kulesza: – Takie badania okresowe są absolutnie konieczne. Niemal wszystkie uprawnienia są przecież jedynie czasowe. Nie ma już bezterminowych praw jazdy (te wydane przed 18 stycznia 2013 r. mają być wymieniane najpóźniej w latach 2028-2033 - PAP). I jest to jak najbardziej uzasadnione, bo z wiekiem może zmienić się nasz wzrok, czas reakcji albo pojawią się takie choroby jak cukrzyca, zwiększająca ryzyko zaśnięcia za kierownicą. Podobnie jest z badaniami psychologicznymi i psychiatrycznymi. To, że ktoś kiedyś po takich badaniach został orzeczony jako osoba uprawniona do posiadania broni palnej, nie znaczy, że powinno to być orzeczenie dożywotnie.

– Dlaczego?

– Choćby z tego względu, że broni palnej można użyć przeciwko sobie. Rzadko się o tym mówi, ale w USA najczęstszą przyczyną śmierci z powodu użycia posiadanej broni palnej jest samobójstwo, a nie zabicie innej osoby. W niektórych stanach USA można zgłosić (tzw. red flags) odpowiednim służbom, że jakaś osoba posiadająca broń ma ciężką depresję lub można u niej podejrzewać duże ryzyko popełnienia samobójstwa. Wtedy takiej osobie można odebrać broń.

– Podobnie może być w przypadku osób posiadających broń myśliwską?

– Tak. Nie ma powodów i dowodów naukowych by zakładać, że byłoby inaczej.

Garda: Dr Tomasz Smura z Fundacji Puławskiego o NATO

– Czy badanie psychologiczne nie powinno mieć wręcz kluczowego znaczenia w procesie przyznawania pozwolenia na broń myśliwską, jak i każdą inną?

– Jak najbardziej, i to zarówno badanie psychologiczne, jak i psychiatryczne, bo stan człowieka w ciągu jego życia się zmienia. To nie jest tak jak z grupą krwi, która przez całe życie jest taka sama. Choroba psychiczna może się pojawić w dowolnym okresie naszego życia. I ma to znaczenie w obie strony. Także wtedy gdy ktoś chorował na depresję, ale się wyleczył. Dlaczego taka osoba, badana tylko raz, już do końca życia nie miałaby mieć możliwości uzyskania pozwolenie na posiadanie broni?

– To bardzo ważne odwrócenie myślenia, bo zwykle z okresowym pozwoleniem kojarzymy to, że nam się coś zabiera, ale przecież po pewnym czasie, po spełnieniu określonych warunków, może być ono również przywrócone.

– Musimy pamiętać, że nie ma badań dożywotnich, zarówno dotyczących naszego stanu zdrowia fizycznego, jak i psychicznego. Co jakiś czas trzeba je powtórzyć, co potwierdzają doświadczenia w innych krajach. Zarówno dla bezpieczeństwa innych ludzi, jak i naszego bezpieczeństwa.

Z tego powodu należy regularnie sprawdzać stan techniczny pojazdów. W tym przypadku również chodzi o nasze bezpieczeństwo, jak i bezpieczeństwo innych użytkowników dróg. Zatem celem przeglądów rejestracyjnych nie jest penalizacja, a prewencja. Podobnie jest w przypadku pozwolenia na broń i badań okresowych z nim związanych.

– Samo posiadanie broni jest jednak w pewnym sensie niebezpieczne. Wskazują na to badania i wieloletnie obserwacje w USA. Może się zdarzyć, że zostanie użyta w konflikcie domowym lub w nieuzasadnionej obronie własnej.

– Jeśli w domu nie ma broni, to ryzyko, że dojdzie do jej użycia, jest bardzo małe. W Stanach Zjednoczonych jest więcej broni niż obywateli. Do jej użycia dochodzi czasem w zupełnie nieoczekiwany sposób. Był taki przypadek, że dziecko siedząc w wózku wyjęło z torebki matki mały pistolet dwunabojowy, dwulufowy, mieszczący się nawet w dłoni małego dziecka. Uważam, że broń palna powinna być w ścisłej kontroli.

– A jak jest w Polsce, w pana ocenie?

– Niestety, dostęp do broni palnej w naszym kraju jest prosty i szybki, co jest ogromnym błędem. Chyba taniej i szybciej jest uzyskać pozwolenie na broń, niż uzyskać uprawnienia do prowadzenia motocykla.

– Część osób domaga się u nas jeszcze większych ułatwień w dostępie do broni palnej. Skąd w ogóle pragnienie posiadania broni palnej? Komu na tym zależy?

– Sprzedawcom. Broń najlepiej się sprzedaje kiedy jest jakieś zagrożenie. Tak było na przykład w pandemii, a potem, gdy wybuchła wojna w Ukrainie. I nie chodzi o posiadanie broni myśliwskiej, lecz w ogóle o broń palną. Ale jest to błędne.

– Dlaczego?

– W 2023 r. w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych w ramach edukacji dla bezpieczeństwa od roku szkolnego 2024/25 wprowadzono naukę strzelania. Chodziło o przygotowanie polskiego społeczeństwa do kontaktu z bronią i by ludzie lepiej potrafili walczyć, gdyby nasz kraj został zaatakowany z zewnątrz.

– Pan się z tym nie zgadza?

– To takie romantyczne myślenie, że jak u naszego sąsiada jest wojna, to warto sobie kupić pistolet i schować go do szafy na wypadek wojny, trochę tak jak w Powstaniu Warszawskim. Tylko że tak już nikt nie walczy. Uzbrojony w broń palną człowiek nie będzie wiedział, do kogo strzela - do wroga czy własnego obywatela. Bo w walce niezbędna jest odpowiednia współpraca w grupie, komunikacja, kwestia poruszania się drużyny. Dlatego bycie żołnierzem wymaga wysokich umiejętności właśnie posługiwania się bronią w trakcie wojny. A tego wszystkiego uczy się w wojsku, a nie na kursach strzelania lub zawodach „pif paf” do tarczy.

– Kupienie sobie broni palnej nie jest lekiem na lęk przed zewnętrznym zagrożeniem?

– Nie, nie jest. Dużo bardziej sensowne jest uczenie się ratownictwa na polu walki, zaopatrzenie siebie i innych w pożywienie, leki i powerbanki, szkolenie ewakuacji. W ten sposób dużo bardziej można się przysłużyć społeczeństwu, co też pokazuje wojna w Ukrainie. Jest ona sprofesjonalizowana i raczej takie wojny będą w przyszłości. Czasy kosynierów odeszły do lamusa, a prywatna broń jest i będzie kompletnie nieprzydatna, nie mówiąc o zagrożeniu jej niewłaściwego użycia.

– Skłonność do posiadania będzie coraz większa?

– Sprzedaż broni rośnie i będzie rosnąć.

– Z czego to wynika?

– Choćby z tego, że silne jest lobby zainteresowane handlem bronią. A w naszym kraju mamy wciąż niskie nasycenie bronią palną. W Polsce w prywatnym posiadaniu jest kilkaset tysięcy sztuk broni palnej. Jak wspomniałem, w USA jest jej więcej, niż obywateli. Porównując te dwa kraje łatwo odkryć, że rynek może być jeszcze silniej nasycony. To ogromny biznes. Posiadanie broni wiąże się jeszcze z kulturą honoru, bycia męskim, i kowbojskim romantyzmem. Posiadanie broni palnej i strzelanie do zwierząt jest łatwiejsze niż ratowanie ludzkiego życia podczas wypadków...

PS. Skróty rozmowy - redakcyjne.

Sonda
Czy uczniowie powinni się uczyć obsługiwania broni palnej?