Kilof zamiast karabinu. 12-godzinne szychty i trzy lata „zaszczytnej służby” w kopalniach

2024-12-04 9:00

Jeszcze tu i ówdzie słyszy się, że jak ktoś ma zostać za coś ukarany, to należałoby go posłać nie do więzienia, ale na kopalnię, na dół. Mamy coraz mniej kopalń w Polsce. W czasach, gdy było ich znacznie więcej, w latach 1945-1959, górnictwo węgla kamiennego i uranu (w Kowarach) były miejscem tzw. służby zastępczej dla 200 tys. żołnierzy-górników. Przypominamy o nich na okoliczność Barbórki, górniczego święta...

górnicy-żołnierze, PRL

i

Autor: Represjonowani Żołnierze Górnicy/Facebook

W rzeczywistości służba-zsyłka w górnictwie nie odbiegała dalece od tej w karnych kompaniach. Instytut Pamięci Narodowej uznał żołnierzy-górników za grupę dyskryminowaną i prześladowaną z powodów politycznych. Tylko na okolicznościowych zdjęciach, jak to u góry, byli zadowoleni z takiej „zastępczej służby wojskowej”.

Bataliony Pracy i Wojskowy Korpus Górniczy

Formalnie rzecz ujmując: pierwsze zaistniały już w 1945 r., a Korpus – w roku 1949 jako formacje wojskowej służby zastępczej. To była czysta fikcja. Wówczas poborowy nie mógł wybierać między zasadniczą służbą wojskową a zastępczą (jak to działo się w PRL pod koniec jej istnienia).

Rozkaz tworzenia Batalionów Pracy wydał (5 sierpnia 1945 r.) szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego Edward Ochab. Brakowało rąk do pracy. Do kopalń w pierwszym rzucie trafiło 4 tys. poborowych. Oficjalnie dla zapewnienia dostaw węgla na potrzeby wojska.

Wcieleni nie mieli nic do gadania. Poszli do wojska, ale zamiast broni dostali kilofy (już w październiku) i zaszczytną możliwość pracy dla Polski Ludowej. Potem Bataliony weszły w skład Korpusu. Pracowali w kilkudziesięciu kopalniach węgla i jednej uranu. Batalion składał się z: 1000–1200 osób, to jest: 10–15 oficerów, 30–40 podoficerów, 70 żołnierzy służby zasadniczej i ok. 1000 żołnierzy służby zastępczej.

Dzień pracy górnika-żołnierza był regulaminowo powtarzalny. Pracowali na drugiej i trzeciej zmianie.

Pierwszą obsługiwali wyłącznie zawodowi górnicy, w tym i ci wykonujący roboty wiertniczo-strzałowe. Żołnierze-górnicy nie mogli mieć styczności z materiałami wybuchowymi.

Na drugiej zmianie pełniący „zastępczą służbę wojskową” wybierali urobek.

Na trzeciej zmianie żołnierze-górnicy pracowali przy zabezpieczeniu chodników, ich budowie itp. Dni wolnych w roku było kilka świątecznych plus niektóre niedziele.

To tak z grubsza i oficjalnie wyglądał dzień pracy „odrabiającego” ZSW w kopalni. W rzeczywistości było inaczej. Cywil schodził z miejsca pracy po 8 godzinach, a żołnierze dopiero wtedy, gdy wykonali plan wydobycia, czyli średnio po 12 godzinach harówki (dzisiejsza praca górnika, w porównaniu z wykonywaną wówczas, jest lekka i przyjemna).

Bywało, że żołnierze pracowali po 16, a nawet 20 godzin na dobę. I to w najgorszych i najniebezpieczniejszych miejscach kopalni. Nic więc dziwnego, że tę służbę traktowano jak katorgę, która doprowadziła do tego, że dziesiątki tysięcy górników-żołnierzy straciło zdrowie, przedwcześnie zamarło, a kilkuset na powierzchnię wyjechało martwych.

Garda: Rafał Dudkiewicz - Platforma Bezpieczeństwa i Obronności

Jak zostawało się żołnierzem Wojskowego Korpusu Górniczego?

Generalnie: wystarczyło być w wieku poborowym i zostać przez tzw. czynniki uznanym za osobę nieprzyjazną ustrojowi i ludowemu państwu. Przez kilka lat panowała w tej materii dowolność. Zasady przymusowego poboru vel zastępczej służby wojskowej do pracy w górnictwie ustalił (1 lutego 1951 r. tajnym rozkazem) marszałek Polski Konstanty Rokossowski. Wskazał w nim, że należy... „Do służby zastępczej przeznaczać:

a) poborowych pochodzących ze środowiska bogaczy wiejskich, wywłaszczonych obszarników, kupców, właścicieli przedsiębiorstw przemysłowych zatrudniających siły najemne, właścicieli większych nieruchomości miejskich oraz synów b. funkcjonariuszy bezpośredniego aparatu ucisku reżimu przedwrześniowego;

b) poborowych, którzy według opinii organów bezpieczeństwa publicznego są wrogo ustosunkowani do obecnej rzeczywistości;

c) poborowych, których rodzice, rodzeństwo lub żona byli karani przez organa Polski Ludowej za przestępstwa polityczne;

d) poborowych, którzy utrzymują kontakt z członkami najbliższej rodziny, pozostającymi w krajach kapitalistycznych i zajmującymi wrogą postawę wobec Polski Ludowej”.

Dr Zenon Szmidtke z Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, znawca historii Wojskowego Korpusu Górniczego. Ustalił, że w szeregach batalionów Korpusu najwięcej było synów tzw. kułaków, rzemieślników i inteligencji (49 proc.), następnie krewnych osób, które osiadły na Zachodzie (24 proc.) i synów uczestników partyzancki londyńskiej (15 proc.). Reszta to ci, których po prostu uznano za wrogów Polski Ludowej.

Poborowych nie informowano, do jakiej formacji zostali przydzieleni. Dowiadywali się o tym, gdy dotarli do jednostki, czyli kopalni. Kwaterowano ich w pohitlerowskich barakach dla więźniów i robotników przymusowych. Poborowych żywiono lepiej niż „za Niemca”. Z głodu nikt nie umierał, ale wszyscy ciągle byli głodni, choć regulaminową dzienną normę wyżywienia ustalono na nie mniej niż 4300 kalorii. Na papierze.

Dziś żyje już niewielu żołnierzy-górników

Wiek robi swoje. Najmłodszym poborowym rocznikiem byli urodzeni w 1933 r. Instytut Pamięci Narodowej uznał żołnierzy-górników za grupę dyskryminowaną i prześladowaną z powodów politycznych. System represji, któremu podlegali żołnierze-górnicy, IPN uznał za zbrodnię komunistyczną. Pracę w kopalni uranu w Kowarach przeżyli tylko ci, których odpowiednio wcześniej przeniesiono do kopalń węglowych i ci, którzy zdezerterowali ze „służby”.

Warto polecić film „Kilof zamiast karabinu” to dokument w reżyserii Aleksandry Fudali-Barańskiej, dziennikarki TVP Katowice, poświęcony górnikom-żołnierzom. Autorka przypomina w nim, a właściwie informuje – bo historia skoszarowanych górników jest mało znana – o tym, że… Na przestrzeni lat 1949-1959 żołnierze przymusowo, niczym niewolnicy, pracowali: w 54 kopalniach węgla kamiennego, jednej uranu oraz batalionach budowlanych i kolejowych (na terenie całej Polski). To było 120 tys. ludzi (ok. 200 tys. licząc od 1945 r.). W kopalniach węglowych pracowało ok. 97 tys. poborowych, w kopalni uranu – 2755, w oddziałach budowlanych ok. 20 tys. żołnierzy.

Podobne systemy uzupełniania braków kadrowych i represjonowania tzw. wrogów ludu istniał w innych demoludach. Jednak daleko było im do przyjętego w Polsce. W Czechosłowacji objęto nim 30 tys. poborowych, na Węgrzech –10 tys. poborowych. O Związku Sowieckim nie wspominamy, bo tam wszystko było „naj…”.

Harówka vel „pełnienie służby wojskowej" trwała dwa lata, przedłużano ją w kopalniach nawet do 28, 36 i 39 miesięcy. Na podstawie dostępnych materiałów ocenia się, że od 1951 do 1958 r. doszło do ok. 10 tys. wypadków przy pracy, a śmierć poniosło 536 żołnierzy... 

Sonda
Czy jesteś "za" obowiązkową służbą wojskową?