Kilof zamiast karabinu, 12-godzinne szychty i „zaszczytna służba” w kopalniach nawet przez 39 miesięcy!

2023-12-04 16:00

Jeszcze tu i ówdzie słyszy się, że jak ktoś ma zostać za coś ukarany, to należałoby go posłać nie do więzienia, ale na kopalnię, na dół. W Polsce, w latach 1945-1959, kopalnie węgla kamiennego i uranu (w Kowarach) były miejscem tzw. służby zastępczej dla 200 tys. żołnierzy-górników. Jeszcze z początkiem III RP w narodzie funkcjonowała opinia, że poborowi zostali górnikami, bo nie chciało im się iść do wojska i chcieli zarobić. To za przeproszeniem, jak mawiał ks. Tischner, g… prawda.

Wojskowy Korpus Górniczy, żołnierze-górnicy

i

Autor: IPN

W rzeczywistości służba-zsyłka w górnictwie nie odbiegała dalece od tej w karnych kompaniach. Instytut Pamięci Narodowej uznał żołnierzy-górników za grupę dyskryminowaną i prześladowaną z powodów politycznych. Tylko na okolicznościowych zdjęciach, jak to u góry, byli zadowoleni z takiej „zastępczej służby wojskowej”.

BATALIONY PRACY I WOJSKOWY KORPUS GÓRNICZY

Formalnie rzecz ujmując: pierwsze zaistniały już w 1945 r., a Korpus – w roku 1949 jako formacje wojskowej służby zastępczej. To była czysta fikcja. Wówczas poborowy nie mógł wybierać między zasadniczą służbą wojskową a zastępczą (jak to działo się w PRL pod jej istnienia).

Rozkaz tworzenia Batalionów Pracy wydał (5 sierpnia 1945 r.) szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego Edward Ochab. Brakowało rąk do pracy. Do kopalń w pierwszym rzucie trafiło 4 tys. poborowych. Oficjalnie dla zapewnienia dostaw węgla na potrzeby wojska. Wcieleni nie mieli nic do gadania. Poszli do wojska, ale zamiast broni dostali kilofy (już w październiku) i zaszczytną możliwość pracy dla Polski Ludowej. Potem Bataliony weszły w skład Korpusu. Pracowali w kilkudziesięciu kopalniach węgla i jednej uranu. Batalion składał się z: 1000–1200 osób, to jest: 10–15 oficerów, 30–40 podoficerów, 70 żołnierzy służby zasadniczej i ok. 1000 żołnierzy służby zastępczej.

Dzień pracy górnika-żołnierza był regulaminowo powtarzalny. Pracowali na drugiej i trzeciej zmianie. Pierwszą obsługiwali wyłącznie zawodowi górnicy, w tym i ci wykonujący roboty wiertniczo-strzałowe. Żołnierze-górnicy nie mogli mieć styczności z materiałami wybuchowymi. Na drugiej zmianie pełniący „zastępczą służbę wojskową” wybierali urobek. Na trzeciej zmianie żołnierze-górnicy pracowali przy zabezpieczeniu chodników, ich budowie itp. Dni wolnych w roku było kilka świątecznych plus niektóre niedziele.

To tak z grubsza i oficjalnie wyglądał dzień pracy „odrabiającego” ZSW w kopalni. W rzeczywistości było inaczej. Cywil schodził z miejsca pracy po 8 godzinacj, a żołnierze dopiero wtedy, gdy wykonali plan wydobycia, czyli średnio po 12 godzinach harówki (dzisiejsza praca górnika, w porównaniu z wykonywaną wówczas, jest lekka i przyjemna).

Bywało, że żołnierze pracowali po 16, a nawet 20 godzin na dobę i to w najgorszych i najniebezpieczniejszych miejscach kopalni. Nic więc dziwnego, że tę służbę traktowano jak katorgę, która doprowadziła do tego, że dziesiątki tysięcy górników-żołnierzy straciło zdrowie, przedwcześnie zamarło, a ponad tysiąc na powierzchnię wyjechało martwych.

JAK MOŻNA BYŁO ZOSTAĆ ŻOŁNIERZEM-GÓRNIKIEM?

Generalnie: wystarczyło być w wieku poborowym i zostać przez tzw. czynniki uznanym za osobę nieprzyjazną ustrojowi i ludowemu państwu. Przez kilka lat panowała w tej materii dowolność. Zasady przymusowego poboru vel zastępczej służby wojskowej do pracy w górnictwie ustalił (1 lutego 1951 r. tajnym rozkazem) marszałek Polski Konstanty Rokossowski. Wskazał w nim, że należy... „Do służby zastępczej przeznaczać:

a) poborowych pochodzących ze środowiska bogaczy wiejskich, wywłaszczonych obszarników, kupców, właścicieli przedsiębiorstw przemysłowych zatrudniających siły najemne, właścicieli większych nieruchomości miejskich oraz synów byłych funkcjonariuszy bezpośredniego aparatu ucisku reżimu przedwrześniowego

b) poborowych, którzy według opinii organów bezpieczeństwa publicznego są wrogo ustosunkowani do obecnej rzeczywistości;

c) poborowych, których rodzice, rodzeństwo lub żona byli karani przez organa Polski Ludowej za przestępstwa polityczne;

d) poborowych, którzy utrzymują kontakt z członkami najbliższej rodziny, pozostającymi w krajach kapitalistycznych i zajmującymi wrogą postawę wobec Polski Ludowej”.

Dr Zenon Szmidtke z Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu jest znawcą historii Wojskowego Korpusu Górniczego. Ustalił, że w szeregach batalionów Korpusu najwięcej było synów tzw. kułaków, rzemieślników i inteligencji (49 proc.), następnie krewnych osób, które osiadły na Zachodzie (24 proc.) i synów uczestników partyzancki londyńskiej (15 proc.). Reszta to ci, których po prostu uznano za wrogów Polski Ludowej.

Poborowych nie informowano, do jakiej formacji zostali przydzieleni. Dowiadywali się o tym, gdy dotarli do jednostki, czyli kopalni. Kwaterowano ich w pohitlerowskich barakach dla więźniów i robotników przymusowych. Poborowych żywiono lepiej niż „za Niemca”. Z głodu nikt nie umierał, ale wszyscy ciągle byli głodni, choć regulaminową dzienną normę wyżywienia ustalono na nie mniej niż 4300 kalorii. Na papierze.

DZIŚ ŻYJE JUŻ NIEWIELU Z ŻOŁNIERZY-GÓRNIKÓW

Wiek robi swoje. Najmłodszym poborowym rocznikiem byli urodzeni w 1933 r. Instytut Pamięci Narodowej uznał żołnierzy-górników za grupę dyskryminowaną i prześladowaną z powodów politycznych. System represji, któremu podlegali żołnierze-górnicy, IPN uznał za zbrodnię komunistyczną. Pracę w kopalni uranu w Kowarach przeżyli tylko ci, których odpowiednio wcześniej przeniesiono do kopalń węglowych i ci, którzy zdezerterowali ze „służby”.

„Kilof zamiast karabinu” to dokument w reżyserii Aleksandry Fudali-Barańskiej, dziennikarki TVP Katowice, poświęcony górnikom-żołnierzom. Autorka przypomina w nim, a właściwie informuje – bo historia skoszarowanych górników jest mało znana – o tym, że… Na przestrzeni lat 1949-1959 żołnierze niedobrowolnie pracowali: w 54 kopalniach węgla kamiennego, jednej uranu, oraz batalionach budowlanych oraz kolejowych (na terenie całej Polski). To było 120 tys. ludzi (ok. 200 tys. licząc od 1945 r.). W kopalniach węglowych pracowało ok. 97 tys. poborowych, w kopalni uranu – 2755, w oddziałach budowlanych ok. 20 tys. żołnierzy.

Podobne systemy uzupełniania braków kadrowych i represjonowania tzw. wrogów ludu istniał w innych demoludach. Jednak daleko było im do przyjętego w Polsce. W Czechosłowacji objęto nim 30 tys. poborowych, na Węgrzech –10 tys. poborowych. O Związku Sowieckim nie wspominamy, bo tam wszystko było „naj…”.

Harówka vel „pełnienie służby wojskowej" trwała dwa lata, przedłużano ją w kopalniach nawet do 28, 36 i 39 miesięcy. Na podstawie dostępnych materiałów ocenia się, że od 1951 do 1958 r. doszło do ok. 10 tys. wypadków przy pracy, a śmierć poniosło 536 żołnierzy... 

Sonda
Czy jesteś "za" obowiązkową służbą wojskową?