„Financial Times” pisał ostatnio o rosnącej liczbie dezercji Ukraińców, w tym szkolonych za granicą. Również w Polsce. Minister obrony narodowej, przy okazji briefingu prasowego na temat inwestycji wojskowego szpitala w Krakowie, przedstawił swój punkt widzenia na problem Sił Zbrojnych Ukrainy. Jego zdaniem w Polsce...
– Skala dezercji jest niewielka, znikoma. Zjawisko obecne, ale w żaden sposób nie zagrażające procesowi szkolenia. Oczywiście ono będzie postępować im dłużej będzie trwał konflikt. To jest doświadczenie z innych konfliktów (...). Myślę, że dużo trudniejsza sytuacja jest w samej Ukrainie – ocenił minister Kosiniak-Kamysz.
W jego opinii zmęczenie wojną narasta nie tylko wśród Ukraińców. Odczuwają je również Polacy. Choć „polskie” jest mniejsze od „ukraińskiego”.
– Pamiętam pierwsze dni po wybuchu wojny. Otwarte serca, domy. Dzisiaj jest coraz więcej pytań w tym zakresie.
Niepokój (Kijowa) budzi to, że niewielka liczba młodych, mieszkających w Polsce i innych krajach europejskich, Ukraińców zgłasza się na szkolenia wojskowe, które w tych państwach jest prowadzone dla poborowych ukraińskich. Współpraca z zakresu szkoleń jest – jak mówił minister – jednym z punktów porozumienia z Ukrainą.
– Pamiętam naszą rozmowę z prezydentem Zełenskim w lipcu tego roku. Był bardzo optymistyczny, że będzie wiele osób się zgłaszać, że mają całą akcję przygotowaną. Tu się niewiele osób zgłosiło. To jest kilkadziesiąt osób, które się zgłosiły do takiego przeszkolenia.
Ocenił również, że widok młodych Ukraińców w drogich samochodach albo pięciogwiazdkowych hotelach wzbudza emocje i uzasadniony sprzeciw tych Ukraińców, którzy walczą za swoją ojczyznę, ale i Polaków, którzy wydają miliardy na pomoc dla Ukrainy. Przypomnijmy: dolny próg wieku poborowego do SZU wynosi 25 lat. Zełenski nie chce go obniżyć, bo obawia się, czy nie takiej zmiany nie odczułaby wielce ukraińska gospodarka.
Według „Financial Times”, od stycznia do października 2024 r. ukraińscy prokuratorzy wszczęli 60 tys. spraw przeciwko żołnierzom podejrzanym o dezercję, prawie dwa razy więcej, niż w latach 2022 i 2023 łącznie. Według Biura Prokuratora Generalnego Ukrainy od początku wojny obronnej o dezercję oskarżono ponad 100 tys. ukraińskich żołnierzy. Za dezercję grozi do 12 lat więzienia.
W mediach ukraińskich podających dane dotyczące problemu używa się dwóch pojęć: „dobrowolnej dezercji” i dezercji”, choć to pierwsze nie istnieje w kodeksie karnym. Art. 408 kodeksu definiuje dezercję jako samowolne opuszczenie jednostki wojskowej lub miejsca służby z zamiarem trwałego uchylania się od pełnienia obowiązków służbowych.
Kluczową cechą, która odróżnia dezercję od krótkotrwałego nieautoryzowanego opuszczenia służby (regulowanego artykułem 407 KK), jest zamiar trwałego unikania służby, a nie tymczasowe jej przerwanie. Dobrowolny powrót do służby po dezercji nie eliminuje odpowiedzialności karnej, ale może być traktowany jako okoliczność łagodząca przy wymierzaniu kary. OK. Nie będziemy rozwijać zawiłości prawa ukraińskiego. Bez względu o jaką dezercję chodzi, efekt jest taki, że w walce jest mniej żołnierzy niż być ich powinno.
Ukraińscy urzędnicy twierdzą, że dziesiątki tysięcy ukraińskich żołnierzy zmęczonych i wyczerpanych opuszcza swoje pozycje bojowe. Według dowódców wojskowych i żołnierzy całe jednostki porzucają swoje stanowiska, odsłaniając linie obronne i przyspieszając straty terytorialne.
EuroNews podał: „Prawie połowa z nich uciekła tylko w zeszłym roku, po rozpoczęciu przez Kijów agresywnej i kontrowersyjnej kampanii mobilizacyjnej, która według urzędników rządowych i dowódców wojskowych w dużej mierze zakończyła się niepowodzeniem. Według wszelkich standardów jest to zdumiewająco duża liczba, ponieważ przed rozpoczęciem mobilizacji w walkach brało udział około 300 000 ukraińskich żołnierzy. Ale rzeczywista liczba dezerterów może być znacznie wyższa. Jeden z prawodawców znających się na sprawach wojskowych szacuje, że może to być nawet 200 000 osób”...
W rozmowie z ukraiński radiem New Voice b. zastępca dowódcy Sił Operacji Specjalnych SZU gen. Siergiej Kriwonos tak wypowiedział się o problemie, który w równym stopniu doskwiera SZU, co niewystarczająca – w stosunku do potrzeb – ilość broni i amunicji:
„Każdy wojskowy rozumie, że nawet jeden dezerter na stu znajdujących się w jednostce wojskowej nie jest zbyt dobrym sygnałem (…). Z jakiegoś powodu władze nie używają słowa „dezerterzy”. Zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem są to już dezerterzy, jeśli przebywają (poza jednostką i bez pozwolenia – Portal Obronny) dłużej niż 10 dni. Władze starają się (komunikować) w ten sposób, rozumiejąc, że za dezercję ściganie karne i odpowiedzialność powinny być znacznie poważniejsze…
Tymczasem ustawodawca obniżył sankcje karne dla tych dezerterów, którzy z własnej woli wrócili do swoich jednostek. I na front.