Dziennik „The Washington Post” dotarł do dokumentów, z których wynika, że co najmniej 38 rosyjskich bomb szybujących spadło na terytorium Rosji, w ramach operacji przeciw ukraińskim celom na charkowszczyźnie. Jest to obszar w którym Rosjanie próbowali dokonać przełamania w ostatnich miesiącach.
Wiele bomb szybujących, w tym najcięższe FAB-3000 i FAB-1500 o masie, odpowiednio, 3 i 1,5 tony, spadło m.in. na samo miasto Charków. Skutkiem uderzenia tych najcięższych bomb jest potężna fala uderzeniowa i odłamki lecące na odległość kilkudziesięciu metrów, a efektem, potężne kratery i dewastacja na znacznym obszarze. Jest to element klasycznej rosyjskiej strategii terroryzowania ludności cywilnej.
Jak się jednak okazuje, rosyjskie systemy sterowania i lotu stosowane w bombach lotniczych, aby uniknąć wchodzenia w obszar działania ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, są bardzo zawodne. Najszarzej stosowany jest dołączany do zwykłej bomby grawitacyjnej moduł UMPK, który mimo dość siermiężnego wyglądu okazuje się kryć najnowsze rosyjskie moduły sterujące, dość odporne na zakłócenia. Jednak wiele z tych modułów ulega awarii podczas separacji od samolotu nosiciela lub w czasie lotu.
Zwykle rosyjskie bomby szybujące, jak wynika z dokumentów, które ujawnia „The Washington Post”, zostają odnalezione w lasach czy na polach przez przypadkowych cywilów, którzy zgłaszają niewybuchy odpowiednim służbom. Często dzieje się to po wielu dniach, a nawet tygodniach. Jak się wydaje, rosyjskie lotnictwo wojskowe w ogóle nie rejestruje tego typu zdarzeń i nie zbiera informacji o liczbie takich zdarzeń, lub też załogi nie zgłaszają zaistnienia takich problemów. Mogą być często ich nieświadome, gdyż bomby używają naprowadzania satelitarno-inercyjnego i załoga samolotu, który je zrzuca, nie posiada bieżących danych o przebiegu zdarzeń.
Co ciekawe, w wyniku jak się wydaje nieprzemyślanych do końca działań lub braku procedur bezpieczeństwa, co najmniej cztery bomby spadły na czterystutysięczne miasto Biełgorod, które leży kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Ukrainą. Kolejne siedem bomb spadło na przedmieścia i dalsze, mniej zaludnione rejony. Ostatnie takie zdarzenie, przynajmniej z tych upublicznionych, miało miejsce 4 maja bieżącego roku. Na Biełgorod spadła kolejna bomba, raniąc siedem osób i uszkadzając ponad 30 domów. Lokalna telewizja Astra, powołując się na służby ratownicze, podała, że była to bomba lotnicza FAB-500 o masie 500 kg.
Bomby o masie 500 i 250 kg z modułem UMPK to najczęściej stosowany przez Rosjan typ uzbrojenia lotniczego. Oczywiście informacje o bombardowaniu własnych obywateli to nie jest coś, co Kreml chciałby upubliczniać. Dlatego komunikaty zwykle mówią o wyadku lud zdarzeniu, nie podając szczegółów. Część z takich zdarzeń zostało oficjalnie uznanych za ukraińskie ataki rakietowe i tak określone przez oficjalne media rosyjskie. Natomiast badania szczątków pozostałych po takim incydencie wskazywało na eksplozję rosyjskiej bomby lotniczej.
Listen on Spreaker.