Wojna, która 24 lutego wybuchła na Ukrainie, spowodowała wielki szok na świecie. Jednak nie dla wszystkich inwazja Rosji była zaskoczeniem. Jak czytamy w książce "Polska na wojnie", polskie władze o potencjalnym wybuchu wojny wiedziały kilkanaście godzin wcześniej, głównie za sprawą informacji wywiadowczych. Co ciekawe, kilkanaście dni po ataku Rosjan, Aleksandr Łukaszenka rozważał ucieczkę z Białorusi. - Na poważnie zastanawialiśmy się, jakie jest prawdopodobieństwo dołączenia Białorusi do inwazji. Gdyby tak się stało, rozpatrywaliśmy powołanie grup dywersyjnych złożonych z przedstawicieli diaspory białoruskiej, które działałyby na zapleczu armii Łukaszenki i utrudniały mu wojnę - czytamy w książce Zbigniewa Parafianowicza.
- Rozmawialiśmy o tym z Amerykanami. Nasze obawy o Białoruś okazały się przesadzone. Łukaszenka sam bał się o swoje życie. Na początku marca sondował ucieczkę z Mińska. Utrzymywał z nami kontakt i badał, czy pozwolimy mu przyjechać do Polski i stąd odlecieć w świat. On wiedział, że z Mińska samolotem nigdzie bez zgody Putina nie wyleci. Bo Putin ma go w zasięgu rosyjskiej obrony powietrznej - powiedziała osoba z otoczenia prezydenta Andrzeja Dudy.
Wszystko wskazuje na to, że 2024 rok będzie niezwykle trudny dla broniącego się kraju. Według ekspertów już wkrótce Ukraina będzie musiała się zmierzyć z ograniczoną pomocą ze Stanów Zjednoczonych oraz z Zachodu. Dodatkowo, Wołodymyr Zełenski jest w sporze z generałem Walerijem Załużnym, co źle wpływa na morale wśród ukraińskich obywateli.