WIEŚCI DOCHODZĄCE Z LINII WALK NIE SĄ OPTYMISTYCZNE
Dla Ukrainy, a i jej sojuszników również. Nasz polityk, chyba niedoszły kandydat na sekretarza generalnego NATO, Radosław Sikorski usiłuje nieco zaczarować sytuację, stwierdzając: „Albo będziemy mieć do czynienia z pokonaną armią rosyjską wypchniętą za granice Ukrainy, albo ze zwycięską armią Rosji stojącą u granic Polski” (w rozmowie z „Bild am Sonntag”.
Czaruje, bo mało kto uważa, że osłabionym Siłom Zbrojnym Ukrainy (SZU) uda się wyprzeć agresora ze wszystkich zajętych przezeń terytoriów Ukrainy. Tak, by przywrócić władztwo Kijowa nad państwem sprzed 2014 r.
Rodzi się zasadnicze pytanie: kim i czym mieliby Ukraińcy dokonać takiego – bez dwóch zdań – zwycięstwa? SZU brakuje żołnierza. Poborowi zasadniczo – co nam, Polakom może wydawać się dziwne – do wojska – było nie było w obronie swojego państwa – jakoś nie spieszno. Dziwić może, że w ostatniej mobilizacji Kijów obniżył wiek poborowych z 27 do 25 lat, kiedy w takich sytuacjach do armii bierze się 18- i 19-latków, najczęściej wolnego stanu. Cóż, co kraj to obyczaj.
A TYMCZASEM ROSJANIE MAJĄ CO NAJMNIEJ PIĘCIOKROTNĄ PRZEWAGĘ
Nie tylko w ludziach. Cały ten arsenał od USA i europejskich sojuszników nagle nie pojawi się w ukraińskich magazynach. Dostawy będą – jak to mawia się – sukcesywne. I – należy założyć – będą sukcesywnie zużywane, a magazyny – prawdopodobnie – zapełnią się po uchwaleniu kolejnych zachodnich transzy pomocowych.
Z tego co napisano w materiale „WP” wynika, że Rosjanie nie mają takich problemów. „Rosja gromadzi zapasy broni na dwa lata. Czy to oznacza, że liczy się z długotrwałą wojną z Ukrainą?” – pyta Catherine Belton, autorka rzeczonego materiału. Na co liczy Moskwa, to wiedzą na Kremlu i może jeszcze w Pekinie.
Jeśli jest tak, jak domyśla się „WP”, to Rosja liczy się z długotrwałym prowadzeniem wojny. To w jakiejś tam mierze czyniłoby błędnymi spekulacje, że Moskwa chce ją zakończyć, rzecz jasna na swoich warunkach, jak tylko władzę w USA przejmie Donald Trump. Z kolei ten mówił swego czasu, że gdy tylko znów zostanie prezydentem, to wojnę rosyjsko-ukraińską zakończy w dobę. A takie zamiary jakoś nie idą w parze z chomikowaniem broni w rosyjskich magazynach.
By jednak coś w nich gromadzić, to trzeba na tyle wyprodukować, aby coś zostało po uzupełnieniu strat i zużycia sprzętu i amunicji. Z otwartych źródeł rosyjskich wynika, że produkcja i wydatki związane z SWO (specjalną operacją wojskową) wzrosły wielokrotnie. Informacje podawane przez Kreml należą do tzw. trudno weryfikowalnych – zastrzega „WP”, co wiadome jest i bez tego.
Nim przejdziemy do liczb, to trzeba podkreślić, o czym Amerykanie teraz mówią, a co znającym Rosję Polakom od dawna było wiadome, że Rosjanie nie stawiają na jakieś cuda techniki militarnej.
WYBIERAJĄ ROZWIĄZANIA MOŻE I PRZESTARZAŁE, ALE I SKUTECZNE
Tym bardziej, że przeciwnik, nawet w najlepszych czasach, nie dysponował potencjałem materiałowym potrzebnym do odniesienia zwycięstwa. Przypomnieć sobie należy, jak rok temu z okładem, po Zachodzie (Polsce) również przelewała się fala śmiechu na widok ruskich żołnierzy z bronią z II wojny światowej. Takie same ckmy, „maksimy” (rodowodowo i konstrukcyjnie to nawet z początku wieku a nie z II WŚ) były w użyciu w SZU.
Wojna prowadzona przez Rosję kosztuje ogromne pieniądze. Jakieś 115 mld USD – tyle ma wynosić wojenny budżet FR w 2024 r. To jedna trzecia całkowitego budżetu Federacji. A kosztowałaby znacznie więcej, gdyby Siły Zbrojne FR używały wyłącznie broni nowoczesnej i liczyły się z własnymi stratami na drodze do osiągnięcia celu. Cóż, jaki kraj, taki obyczaj. I to nie od roku czy dwóch.
Minister obrony FR Siergiej Szojgu raportował w ostatnich miesiącach, że udało się 4-krotnie zwiększyć produkcję pojazdów opancerzonych, 5-krotnie – dostawy czołgów oraz prawie 17 razy – produkcję dronów i pocisków artyleryjskich. Nawet jeśli te liczby są nieco napompowane, to fakt jest faktem: rosyjski przemysł obronny działa i sankcje nałożone na gospodarkę są średnio skuteczne.
Szojgu chwalił się, że w 2024 r. z taśm zeszło 1,5 tys. czołgów. Część ekspertów zachodnich uważa, że w tej liczbie sporo jest wozów odnowionych. Natomiast w ocenie IISS (Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych) Rosja może rocznie wyprodukować (a nie nie odnowić) 330 czołgów. To mniej więcej tyle, ile powstawało w Niemczech Leopardów 2 w najwyższych stanach produkcyjnych.
Można zapytać: czy Ukraina dostaje rocznie 330 nowych czołgów? Czy ma duże zapasy używanych wozów? A Rosja dzięki wykorzystaniu starych zasobów zdołała ponownie skompletować około 1140 czołgów, które według zachodnich szacunków utraciła w 2023 r. Kilkadziesiąt Abramsów czy Leopardów 2 może odnosić sukcesy do czasu, rozwalać rosyjskie czołgi. Do czasu. Historia pokazuje, że i Herkules d… kiedy siły kupa.
Rosyjski przemysł zbrojeniowy nie może za bardzo chwalić się „najnowocześniejszymi czołgami na świecie”, czyli T-14 Armatami, bo ich nie ma, choć istnieją. Bo są wyłącznie w wersji przedprodukcyjnej. A nawet gdyby było ich „skolka ugodna”, czyli „ile by się chciało”, to wątpliwe jest, by Szojgu zdecydował się wystawiać do boju, ryzykować utratą pieniędzy i tzw. prestiżu, skoro w tzw. rezerwie strategicznej ma jakoby 10 tys. radzieckich czołgów?
Gienierały w stawce (naczelnym dowództwie) zauważyli, że lepiej zainwestować kasę w drony, które niszczą czołgi, niż w czołgi, którym niełatwo jest zniszczyć drony.
Rosja zawarła umowę z Iranem na otwarcie fabryki dronów Shahed w Tatarstanie i zabiegała o zwiększenie produkcji rosyjskiego drona kamikaze Lancet. „Przekształcono stare centra handlowe w zakłady produkujące drony, gdzie zapewne udało się znacznie zwiększyć produkcję. Rosja nie musi stać się najbardziej innowacyjną armią na świecie. Jeśli uda im się stworzyć kilka dobrze działających systemów takich jak Lancet, a potem zwiększyć ich produkcję, to będzie to już wystarczająco niebezpieczne" – „WP” cytuje Fabiana Hinza, eksperta.
ROSJA WYKORZYSTUJE Z POWODZENIEM RADZIECKĄ WOJSKOWĄ TECHNIKĘ
Nieco ją modernizuje, np. montując naprowadzanie satelitarne w bombach lotniczych z lat 40. XX w. Tanio. Oczywiście wali w Ukrainę także rakietami po kilka milionów dolarów za sztukę, bo przecież musi pokazać, że dysponuje także najnowocześniejszą bronią.
Jednakże w specyfice wojny, którą toczy z Ukrainą jeszcze ważniejsze jest to (tu „WP” cytuje gen. Christophera G. Cavoli’ego, dowódcę Sił Zbrojnych USA w Europie), że „Moskwa ma obecnie więcej żołnierzy niż na początku inwazji i że jej siły zbrojne wykazały rosnącą zdolność uczenia się i dostosowywania do nowych warunków, wyzwań na polu bitwy…”.
W niedawnym raporcie Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej stwierdzono: „Rosja w dalszym ciągu jest w stanie pozyskać duże ilości środków produkcji potrzebnych jej do produkcji wojskowej”. By utrzymać przemysł zbrojeniowy na obrotach Rosja uzależniona jest od importu niektórych surowców/półproduktów. Politycy państw bałtyckich niedawno wezwali Unię Europejską do wprowadzenia zakazu sprzedaży rudy manganu, kluczowego składnika w produkcji stali i stopów, po tym, jak estońskie media poinformowały, że dostawy do Rosji wzrosły – często przez porty estońskie i łotewskie.
Rosji udało się także pozyskać dostawy nitrocelulozy, związku potrzebnego do produkcji materiałów wybuchowych, takich jak pociski artyleryjskie, jak wynika z raportu ukraińskiego Centrum Strategii Obronnych nie tylko z Chin, ale także z Tajwanu i… Niemiec. W końcu Moskawa gromadzi zapasy na co najmniej dwa lata wojny...