Powodem rozpoczęcia strajku była odmowa zaakceptowania nowej czteroletniej umowy zbiorowej zaproponowanej przez kierownictwo Boeinga. Związek zawodowy IAM (International Association of Machinists and Aerospace Workers), który reprezentuje pracowników, odrzucił ofertę mimo proponowanych 20-procentowych podwyżek i deklaracji, że średni wzrost zarobków w ciągu kontraktu mógłby sięgnąć nawet 40 procent.
Według związkowców propozycja ta nie spełniała ich oczekiwań w zakresie stabilności finansowej, godziwego wynagrodzenia za wysoko specjalistyczną pracę oraz zabezpieczenia emerytalnego. Pracownicy, z których wielu ma za sobą lata doświadczenia i trudnych warunków produkcji, uznali, że firma nie traktuje ich z należnym szacunkiem. Główne emocje wzbudziły również próby Boeinga dotyczące zmiany harmonogramów pracy, co potencjalnie pogarszałoby jakość życia i czasu wolnego załogi.
Decyzja o rozpoczęciu strajku zapadła demokratycznie poprzez głosowanie członków związku i została zorganizowana niemal natychmiastowo. Sygnały płynące z protestu nie są jedynie ekonomiczne, ale także symboliczne, to forma sprzeciwu wobec stylu zarządzania Boeinga w ostatnich latach, w którym według wielu pracowników, coraz bardziej liczy się wyłącznie zysk, a nie jakość pracy czy bezpieczeństwo ludzi.
Polecany artykuł:
Władze firmy próbowały łagodzić skutki strajku, wdrażając tzw. „plany awaryjne” polegające na utrzymaniu minimalnej produkcji przy pomocy kadry zarządzającej i pracowników nieobjętych związkiem. Niemniej jednak, w przypadku zaawansowanej produkcji wojskowej, nawet chwilowe przestoje mogą wywołać poważne konsekwencje – opóźnienia w dostawach kontraktowych dla Pentagonu, zaburzenia w harmonogramach testów i dostaw nowego sprzętu oraz spadek zaufania decydentów rządowych.
W tle całej sytuacji warto dostrzec szerszy kontekst, Boeing od kilku lat znajduje się w głębokim kryzysie reputacyjnym, technologicznym i organizacyjnym. Firma zmaga się z następstwami katastrof samolotów 737 Max, problemami jakościowymi w produkcji maszyn pasażerskich oraz wieloma śledztwami federalnymi. Strajk w zakładach obronnych, to kolejny sygnał, że problem nie dotyczy wyłącznie segmentu cywilnego, ale również sektora, który powinien uchodzić za bastion stabilności, produkcji wojskowej i bezpieczeństwa narodowego.
W 2024 roku Boeing miał już do czynienia z olbrzymim protestem 33 tysięcy pracowników, który trwał aż 53 dni i zakończył się przyznaniem istotnych podwyżek. Obecny strajk, choć mniej liczny, uderza w szczególnie czułą część działalności koncernu – systemy, które stanowią podstawę amerykańskiej przewagi militarnej.
Tym bardziej że w ostatnich miesiącach firma zdobyła także kontrakt na opracowanie myśliwca szóstej generacji F-47, a każde zakłócenie w łańcuchu produkcji może negatywnie wpłynąć na realizację strategicznych celów rządu USA. W oczach wielu obserwatorów obecna sytuacja pokazuje, że Boeing musi pilnie zreformować nie tylko swoje procesy techniczne, ale także podejście do pracowników i relacji społecznych.
Związkowcy podkreślają, że ich celem nie jest wstrzymanie produkcji broni, ale wyegzekwowanie elementarnych standardów – godnych zarobków, przewidywalności zatrudnienia i uczciwego traktowania. W miarę jak strajk się rozwija, oczy amerykańskich mediów, Pentagonu i inwestorów są skierowane w stronę zakładów w Missouri i Illinois.
