Spis treści
Donald Trump jeszcze jako prezydent elekt zaczął wysuwać żądania wobec Panamy w celu przejęcia kontroli nad Kanałem Panamskim, sugerował także przejęcie Grenlandii i co może wydawać się najbardziej zaskakujące podważać niepodległość Kanady, „żartując sobie’’, że kraj klonowego liścia może, a wręcz powinien zostać 51 stanem USA.
„Pozbywasz się sztucznie narysowanej linii. Byłoby to znacznie lepsze dla bezpieczeństwa narodowego. Nie zapominajmy, że w zasadzie chronimy Kanadę. Wydajemy setki miliardów rocznie na jej ochronę (Kanady). Dlaczego więc tracimy co najmniej 200 miliardów dolarów rocznie na ochronę Kanady?” - powiedział Donald Trump.
Tymi słowami amerykański prezydent chciał przedstawić dotychczasowe partnerstwo jako obciążające dla Stanów Zjednoczonych, starając się jednocześnie przedstawić Kanadę jako państwo co najmniej nieudolne. Jednak prowokację Donalda Trumpa w stronę północnego sąsiada, na którego w dodatku mają być nakładane wysokie cła, wcale nie musi pozostać bez odpowiedzi.
Kanada zrezygnuje z F-35?
W ostatnim czasie zaczęły pojawiać się informację jakoby Kanada, zastanawiała się nad rezygnacją zakupionych w 2022 roku 88 myśliwców F-35 za kwotę 14 miliardów dolarów. Informację na ten temat podsyca przede wszystkim lobbing zbrojeniowy. Mowa przede wszystkim o szwedach i francuzach, którzy z miejsca są w stanie zaoferować swoje maszyny. Sama rezygnacja nie spowodowałaby oczywiście załamania się programu F-35, jednak oznaczałoby to jednak potężne straty wizerunkowe z kilku powodów.
Po pierwsze Kanada jest członkiem programu JSF, dołączając jako partner poziomu 3, wpłacając 613 milionów dolarów. Ponadto Ottawa od zawsze była uważana za jednego z najbliższych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Rezygnacja z powodów politycznych, tak istotnego członka przy tak dużym zamówieniu mogłoby podważyć wiarygodność polityczną amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego.
W pewnym sensie mógłby nastąpić efekt domina, w sytuacji, kiedy państwa europejskie zaczynają powoli odbudowywać swoje struktury zbrojeniowe, nie raz łącząc przy tym siły, stanowiłoby to całkiem dobrą pozycję wyjściową dla firm europejskich do kontraktów na ich systemy. W obecnej zdestabilizowanej architekturze bezpieczeństwa państwa europejskie potrzebują sprawdzonego partnera. Szczególnie w przypadku kiedy przewaga technologiczna amerykańskiego uzbrojenia nad europejskim w perspektywie średnio i długoterminowej może nie być tak wyraźna, jak dotychczas, a Waszyngton przyjmuję coraz bardziej politykę izolacjonistyczną. Tym samym tracąc swoje atuty polityczne, jak i technologiczne.
Już w tej chwili swoje oferty „grzeją” dla Kanady europejskie firmy, które chętnie by zaoferowały swoje systemy jak np. Szwecja z myśliwcem JAS-39 Gripen, Francja z Dussault Rafale czy konsorcjum Eurofighter z maszyną Typhoon. W przypuszczalnym wyścigu o nowy kanadyjski kontrakt najmocniejszym faworytem wydawać by się mogła Francja. Paryż ma najbliższe związki polityczne i kulturalne z Kanadą, w której językiem urzędowym poza angielskim jest język francuski. Przechodząc jednak do kwestii ofertowych Francja, mogłaby zapewnić nie tylko porównywalny samolot względem osiągów do Eurofightera i lepszym od Gripena, ale ma możliwość również zaproponować lokalną produkcję i to, co wydaje się najistotniejsze, wejście do programu opracowania samolotu kolejnej generacji, potencjalnie przewyższającego F-35.
Polecany artykuł:
Kanada w FCAS?
Chodzi dokładnie o Future Combat Air System (FCAS), znany również jako Système de Combat Aérien du Futur (SCAF). Jest to europejski program mający na celu opracowanie zaawansowanego systemu bojowego nowej generacji, którego kluczowym elementem będzie Next-Generation Fighter (NGF) – nowy myśliwiec przewidywany jako następca Rafale we Francji oraz Eurofighter Typhoon w Niemczech i Hiszpanii.
Program prowadzony jest przez Francję (Dassault Aviation), Niemcy (Airbus Defence & Space) i Hiszpanię (Indra, Airbus Spain). Każdy kraj wnosi istotny wkład w rozwój poszczególnych elementów systemu. Ponadto w skład programu wchodzi rozwój zaawansowanego silnika przez firmy Safran (Francja) i MTU Aero Engines (Niemcy). Sam program przeszedł już fazy koncepcyjne i znajduje się w etapie prac rozwojowych. Oczekuje się, że pierwszy prototyp NGF oblatany zostanie w latach 2028-2030, a pełna operacyjność systemu FCAS nastąpi około 2040 roku.
Kanada może wiele wnieść do tego programu. Kraj ten posiada dobrze rozwinięty segment przemysłu lotniczego, którego firmy odgrywają ważną rolę w światowej produkcji awioniki, kompozytach i silnikach lotniczych. Jest również firma Bombardier, produkując popularne samoloty pasażerskie i biznesowe. W tym momencie warto przestawić jakim potencjałem dysponują kanadyjskie firmy, takie jak CAE, WESCAM i MDA. Ich specjalizacja koncentruje się przede wszystkim na systemach awionicznych, elektrooptycznych oraz radarowych.
Byłby to znaczący wkład do rozwoju sensorów wielozakresowych, które umożliwiają wykrywanie zagrożeń w różnych warunkach pogodowych i bojowych. Ponadto Ottawa może zaoferować możliwość integracji zaawansowanych systemów walki elektronicznej poprzez wsparcie i rozwój technologii zakłócania radarów przeciwnika. Ważnym elementem kanadyjskiego wkładu byłaby też CAE. Inc, która specjalizuje się w rozwoju kokpitów bazujących na sztucznej inteligencji i nowoczesnych interfejsach sterowania.
Coraz większa rola systemów bezzałogowych a przede wszystkim lojalnych skrzydłowych w kontekście współpracy z myśliwcami również daje Kanadzie pole do popisu, gdyż prowadzi ona badania nad autonomicznymi systemami powietrznymi. Prace i doświadczenie w tej dziedzinie mogłoby pomóc FCAS w kontekście projektowania lojalnych skrzydłowych, wspierających NGF w misjach bojowych, a także integracji sztucznej inteligencji poprawiającej koordynację z dronami.
Kanada zyskała możliwość opracowywania tego typu rozwiązań głównie dzięki długoletniej współpracy z amerykańskimi firmami. Perspektywa wykorzystania nabytego know-how dla projektów, które uderzałyby w USA na rynku zbrojeniowym, wydaje się nie tak do końca nierealna, a na pewno upokarzająca dla amerykanów. Byłby to z pewnością siarczysty policzek dla amerykańskich koncernów, które są jednym z narzędzi polityki zagranicznej Waszyngtonu. Osłabienie tej karty atutowej na pewno byłoby nad Potomakiem odczuwalne.
Trump stymuluje europejski przemysł obronny?
Europejski przemysł nie jest tak słaby, jak by się mogło wydawać. Głównym problemem europejskiego przemysłu nie jest brak kompetencji czy know-how. Przeciwnie, Europa posiada rozwiązania, które są na równi bądź nawet dystansują te amerykańskie. Takimi są bojowe wozy piechoty, artyleria samobieżna, systemy morskie czy systemy przeciwpancerne i przeciwrakietowe. Problemem europejskiego przemysłu jest jego duże rozdrobnienie i brak wspólnej wizji rozwoju, choć i to zaczyna się powoli zmieniać. Najlepszym przykładem jest wspólny projekt opracowania pocisku dalekiego zasięgu ELSA oraz projekty myśliwców 6 generacji FCAS i Tempest.
Europa przespała kilka istotnych momentów, jak samodzielne opracowanie myśliwca 5 generacji, przez co państwa europejskie były zmuszone wybrać F-35. De facto w dużej części sfinansowały jego rozwój, wspierając przede wszystkim przemysł amerykański. Działania Donalda Trumpa dają de facto Europie szansę rzucenia prawdziwego wyzwania amerykańskiemu przemysłowi zbrojeniowemu.
Jednak aby to się stało, jest potrzebna wspólna polityka obronna. Musi ona oznaczać zdecydowane zwiększenie środków na obronność oraz realna pomoc ze strony Unii Europejskiej, jak tworzenie dużych funduszy na rzecz opracowywania wspólnych europejskich projektów zbrojeniowych. Z postęp należy uznać utworzenie stanowiska Europejskiego Komisarza ds. obrony i przestrzeni kosmicznej, której komisarzem jest Litwin Andrius Kublius. Jest to z pewnością kamień milowy w rozwoju europejskiego bezpieczeństwa jednak do pełni szczęścia potrzeba jeszcze kilku, aby Europa była poważnym jednolitym graczem w kwestii bezpieczeństwa na świecie, do czego ma potencjał.