Spis treści
- Niemcy chory człowiek NATO?
- Coraz więcej osób stoi po stronie Pistoriusa
- Powrót do wojska także pod ostrzałem ministra finansów
- Tabelka w Excelu to nie wszystko
Od czasu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainie, spora część państw w Europie zrozumiała, że zagrożenie rosyjskie jest czymś realnym, a nie tylko wyolbrzymionym zagrożeniem, o którym mówiły najczęściej państwa wschodniej flanki NATO. Zaczęto od tego czasu ogłaszać zwiększenie wydatków na obronę do wymaganych 2% PKB, zaczęto również myśleć nad przywróceniem zasadniczej służby wojskowej w różnych modelach, bardziej atrakcyjnych niż to było jeszcze paręnaście lat temu. Rozpoczęto także dyskutować o potrzebie posiadania obrony cywilnej i schronów. Generalnie rozpoczęły się duże dyskusje i zaczęły być podejmowane pewne działania, by sytuację poprawić.
Prezydent Andrzej Duda zaczął nawet forsować pomysł, by państwa w ramach NATO zwiększyły wydatki do 3% PKB, miał rozmawiać nawet w tej sprawie z Donaldem Trumpem w czasie swojej wizyty w USA. Według The Times, powołującego się na źródło bliskie Trumpowi, Donald Trump zamierza zażądać od państw NATO zwiększenia wydatków na obronność do poziomu 3 proc. PKB, jako cenę dalszego zobowiązania USA na rzecz obrony Europy. Jak pisał wówczas brytyjski dziennik, Trump miał w ten sposób podchwycić inicjatywę prezydenta Andrzeja Dudy zwiększenia progu wydatków obronnych z 2 do 3 proc. PKB.
Jak więc widzimy, będzie istnieć zapewne presja ze strony USA, jak Trump wygra wybory, by państwa w Europie zaczęły wydawać znacznie znacznie więcej. Problem polega jednak na tym, że nadal wiele krajów nie spełniło progu 2% PKB, a zaczyna się rozmawiać o 3% PKB. Problemem jest jednak niekiedy ortodoksyjny budżet.
Niemcy chory człowiek NATO?
Jak już jesteśmy przy wydatkach na obronę. Niemcom w tym roku, dzięki specjalnemu funduszowi na Bundeswehre i kreatywnej księgowości udało się 2% PKB na obronność osiągnąć, np. jak napisał koloński Instytut Gospodarki Niemieckiej (IWD): „Niemcy muszą jednak stosować kilka sztuczek, aby osiągnąć cel 2%. Bez 7,5 miliarda euro na dostawy wojskowe na Ukrainę, wydatki wynosiłby 1,83 procent PKB. Oznacza to, że pieniądze nie zostaną wykorzystane na wzmocnienie niemieckich sił zbrojnych, nawet jeśli wydatki te służą bezpieczeństwu Niemiec”.
W Portalu Obronnym pisaliśmy o tym, że teraz zaczyna się szukanie sposobu co zrobić, jak się fundusz specjalny skończy i czy spełnić prośby ministra Pistoriusa, by zwiększyć budżet ministerstwa obrony. Niedawno dziennik "Sueddeutsche Zeitung" pisał o tym, że minister obrony Niemiec Boris Pistorius, który zabiega o zwiększenie w budżecie na 2025 r. wydatków na wojsko, nie ma poparcia we własnej partii, czyli SPD. A sprzeciw zgłasza nie tylko ministerstwo finansów, ale także sam kanclerz Olaf Scholz. Według niemieckiej gazety, minister Pistorius, który w kraju ma najwyższe notowania jeśli chodzi o poziom zaufania, ma zaczynać być wściekły na swoich kolegów partyjnych.
Jak pisała gazeta, powodem sporu jest przekonanie szefa resortu obrony, który uważa, że wydatki na obronę nie powinny podlegać zapisanemu w niemieckiej konstytucji zakazowi zaciągania przez państwo długów. Zakaz deficytu budżetowego nie może mieć wyższej rangi konstytucyjnej niż zadanie utrzymania sił zbrojnych – argumentuje Pistorius. Z tego powodu Scholz wezwał swojego ministra do powściągliwości w kwestii wydatków.
Pistorius domaga się podwyższenia budżetu na Bundeswehrę o 6,5 mld euro. W tym roku Bundestag przeznaczył na wojsko 52 mld euro. Wliczając dodatkowe środki ze specjalnego funduszu w wysokości 100 mld euro, ministerstwo obrony dysponuje w tym roku 72 mld euro.
Minister obrony chciałby wydawać w najbliższych latach na Bundeswehrę rocznie środki stanowiące 2 proc. PKB. Scholz jest jednak przeciwny zniesieniu w przypadku wydatków na wojsko „hamulca długów”, czyli zakazu powiększania deficytu budżetowego.
Pistorius w gościnnym artykule dla Handelsblatt napisał: "Hamulec zadłużenia nie ma konstytucyjnego pierwszeństwa przed zadaniem utworzenia sił zbrojnych w celu obrony". "Wręcz przeciwnie, musi zejść na drugi plan wobec podstawowego obowiązku państwa, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa".
Minister finansów odpiera te zarzuty, mówiąc: "Obrona narodowa i sojusznicza jest strukturalnym zadaniem państwa, ale nie przyczynia się w żaden sposób do naszej siły gospodarczej" - powiedział Lindner w wywiadzie dla Handelsblatt. "Gdybyśmy mieli finansować to na kredyt przez dziesięciolecia, nasza zdolność do obsługi zadłużenia byłaby zagrożona. Pistorius powinien rozszerzyć swoją koncepcję bezpieczeństwa o kategorię odporności fiskalnej".
Coraz więcej osób stoi po stronie Pistoriusa
Minister Pistorius zdaje się jako jedyny rozumie sytuację, jaka się dzieje w Europie i na świecie, więc próbuje coś z tym zrobić, ale nie zrobi dużych rzeczy jeśli nie będzie miał narzędzi i pieniędzy, które są kluczowe w celu naprawienia sytuacji w armii i wywiązania się z zobowiązań w ramach NATO, a Niemcy raczej nie chcą po raz drugi być wytykani przez Trumpa czy inne państwa jeśli chodzi o problem wydatków na obronę.
Jak napisał „Süddeutsche Zeitung”, nawet Moritz Schularick, szef kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfW - Kiel Institute for the World Economy) ostrzegł Niemcy, i określił niemiecką politykę budżetową jako „zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy” i wezwał rząd federalny do zwiększenia wydatków na obronę do 3% PKB. Jak stwierdził Schularick: „Aby to osiągnąć, rząd mógłby np. zawiesić hamulec zadłużenia lub zdecydować się na nowy fundusz specjalny. Z drugiej strony każdy, kto odmawia nowych pożyczek z powodów dogmatycznych, stawia partię ponad krajem”. Dając jasny pstryczek do ministra finansów Christiana Lindnera (FDP), który w przeciwieństwie do SPD i Zielonych, nalega na ścisły program oszczędnościowy w rządzie.
Schularick dodał, że „w obliczu niestabilnych Stanów Zjednoczonych Europa powinna w najbliższej przyszłości być w stanie obronić się samodzielnie”. Czy jest to realne? Raczej nie, w najbliżej przyszłości ani średnioterminowej. Niemniej ekspert dodaje, że konieczny jest obecnie wzrost gospodarczy, który by sprawił, że można by było zwiększyć wydatki na bezpieczeństwo, podobnie jak ulgi podatkowe dla przedsiębiorstw mające pobudzić inwestycje.
W sporze o budżet na obronę niemieccy komentatorzy stanęli po stronie ministra. „Scholz niesłusznie blokuje Pistoriusa” – pisze Georg Ismar w „Sueddeutsche Zeitung”. Spór między kanclerzem a ministrem jest dowodem na to, że w SPD nie dostrzega się powagi sytuacji oraz że w partii SPD dokonuje się „zwrot na lewo” - dodaje. Kanclerz powinien bardziej zdecydowanie wesprzeć ministra obrony, zamiast podporządkowywać się dyktatowi oszczędzania ministra finansów Christiana Lindnera.
„Pistorius jest pod presją“ – czytamy w tygodniku „Der Spiegel”. Autor komentarza Jan Puhl zaznaczył, że Pistorius jest nadal najpopularniejszym ministrem rządu, ale jego sytuacja w koalicji jest coraz trudniejsza. „Wygląda na to, że nie jest w stanie przeforsować swoich priorytetów", jego pomysły nie pasują do „pokojowych haseł”, którymi posługuje się kanclerz, aby wygrać wybory europejskie - pisze Puhl.
„Minister obrony jest silny tylko wtedy, gdy pozwoli na to szef rządu. Olaf Scholz robi wszystko, aby Boris Pistorius nie stał się zbyt silny” – pisze Frank Specht w dzienniku kół gospodarczych „Handelsblatt”. Winę za brak postępu w realizacji „epokowego zwrotu" (Zeitenwende) ponosi osoba zasiadająca w fotelu kanclerza. „Szef rządu Olaf Scholz proklamował po wybuchu wojny w Ukrainie +Zeitenwende+, ale w zbyt małym stopniu przyczynił się do jej urzeczywistnienia” – ocenił komentator.
„Trudno się dziwić zdenerwowaniu Pistoriusa. Minister podobno przeklinał na spotkaniu z posłami. Zgodnie z zasadami logiki, także politycznej, przewidziane (na obronę) pieniądze nie wystarczą. Każdy to wie, także kanclerz. Scholz nie powinien wbijać swojemu najlepszemu i najbardziej lubianemu ministrowi noża w plecy, bo straci na tym nie tylko on, ale przede wszystkim potencjał obronny kraju” – komentuje Stephan-Andreas Casdorff w „Tagesspieglu”.
Agnieszka Brugger, wiceprzewodnicząca frakcji Zielonych w Bundestagu, powiedziała: "Boris Pistorius ma rację. Na naszym kontynencie szaleje wojna. Jako społeczeństwo musimy również stać się bardziej odporni i odporniejsi w obliczu ataków hybrydowych, które już mają miejsce". Nie chodzi tylko o kwestie wojskowe, ale także o bezpieczeństwo IT, dyplomację i obronę cywilną. "Właśnie dlatego potrzebujemy budżetu na bezpieczeństwo. Ponieważ bez większej ilości pieniędzy nie będziemy w stanie skutecznie chronić naszego pokoju, bezpieczeństwa i wolności. W tych niebezpiecznych czasach hamulec zadłużenia stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa".
Powrót do wojska także pod ostrzałem ministra finansów
W kwietniu minister Lindner w rozmowie z Niemiecką Agencją Prasową powiedział, że uważa, że obawy dotyczące powszechnego obowiązku służby wojskowej w celu wzmocnienia Bundeswehry nie zostały rozwiane. "Koszty ekonomiczne powszechnego obowiązku służby wojskowej byłyby bardzo wysokie, biorąc pod uwagę niedobór siły roboczej w starzejącym się społeczeństwie. Nie jestem również przekonany do pomysłu powoływania całych "kohort", które następnie nie są w ogóle powoływane" - powiedział Lindner Niemieckiej Agencji Prasowej. Zaapelował o silniejszą rezerwę wojskową dla Bundeswehry. Zaapelował o silniejszą rezerwę wojskową dla Bundeswehry.
Według ministra: "Lepszą alternatywą dla obowiązkowej służby wojskowej, o której ponownie się dyskutuje, jest wzmocniona rezerwa. Obywatele powinni mieć możliwość dobrowolnego zobowiązania się do regularnej służby w Bundeswehrze przez dłuższy czas, równolegle z pracą w cywilu". Dodają, że jest to również sposób na zaangażowanie trudnych do pozyskania ekspertów w dziedzinach takich jak cyberobrona. Jak mówił: "Wzmocniona rezerwa musi być tak atrakcyjna poprzez zdobywanie kwalifikacji, aby pracodawcy również wspierali odpowiednie zaangażowanie". Sam Lindner jest oficerem rezerwy, majorem sił powietrznych.
Zwrócił uwagę, że sytuacja bezpieczeństwa w Europie uległa zmianie. Atak Rosji na Ukrainę podważył porządek pokojowy w całej Europie. "Potrzebujemy wysoce wyspecjalizowanych, ale także zrównoważonych sił zbrojnych. W tym celu należy obsadzić istniejące stanowiska i poprawić zdolność Bundeswehry do rozwoju dzięki rezerwistom" - mówił Lindner.
Tabelka w Excelu to nie wszystko
Walka, jaka się dzieje między ministrem finansów, a ministrem obrony jest klasyczną walką, która się dzieje od lat we wszystkich państwach. Każde ministerstwo walczy z ministerstwem finansów, by pozyskać dla siebie jak najlepszy budżet, który sprawi, że będzie można rozwiązać problemy w danym obszarze. Jak wiadomo, budżet nie jest z gumy, pieniądze nie spadają z nieba lub nie rosną na drzewach, ministrowie finansów od lat są zawsze pod ostrzałem ze strony społeczeństwa czy kolegów z innych resortów.
Jednak podchodzenie do spraw związanych z bezpieczeństwem zarówno militarnym jak i społecznym nie powinno być patrzeniem przez pryzmat tabelek w Excelu. Są to inwestycję, które mogą się zwrócić, może nie od razu, ale zapewniają bezpieczeństwo na lata. Na to nie można patrzeć tylko przez pryzmat tabelek, potencjalny przeciwnik nie będzie pytał, czy dane państwo zakupiło odpowiednią ilość samolotów, czołgów czy rakiet. Tylko zaatakuje, kiedy uzna to za najlepszy moment. Są rzeczy w ekonomii, jak bezpieczeństwo, transport publiczny, publiczna służba zdrowia, które nie powinny być czymś stricte dochodowym. To ma służyć ochronie państwa czy użyteczności publicznej.
Obecnie Niemcy, ale także inne państwa stoją przed dylematem czy trzymać się mocno ram ograniczeń finansowych i czekać na okres hossy, kiedy będzie można sobie pozwolić na większe wydatki, tutaj jednak istnieje ryzyko, że można tego czasu nie doczekać. Czy może zainwestować w obronę i tym samym odstraszyć potencjalnego przeciwnika przed zamiarem ataku i tym samym rozwijać się gospodarczo w kolejnych latach, czy dekadach w bezpiecznym świecie.