Spis treści
- Bundeswehra z nową dywizją i Wydziałem Bezpieczeństwa Wewnętrznego
- Siły lądowe Bundewehry to dziś 64 tys. żołnierzy i trzy dywizje
- Co się stało z funduszem Zeitewende?
- "Die Zeit": Niemieckiej armii brakuje wszystkiego: broni, pojazdów i budynków
- W Niemczech nie jest rozstrzygnięta kwestia poziomu wydatków na bezpieczeństwo
- Większe nakłady na bezpieczeństwo w Europie kosztem polityki społecznej?
- "Berlin wydał w zeszłym roku na obronność 2,1 proc. PKB"
Bundeswehra z nową dywizją i Wydziałem Bezpieczeństwa Wewnętrznego
W strukturach niemieckich sił zbrojnych powstanie odrębne dowództwo – Wydział Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co oznacza zmianę podporządkowania dotychczasowych jednostek odpowiadających za te obszary, które podlegały władzom landów. Budowa dywizji, złożonej zarówno z żołnierzy zawodowych, jak i z rezerwistów, ma zacząć się od włączenia do jej struktur istniejących 4 pułków bezpieczeństwa wewnętrznego i 37 kompanii, złożonych z rezerwistów. Mowa jest o 1. Pułku utworzonym w 2021 roku w Bawarii, 2.-gim z Nadrenii Północnej – Westfalii, 3. – m z Dolnej Saksonii i ostatnim powołanym we wrześniu ubiegłego roku w Meklemburgii – Przedpomorzu. Kolejny jest tworzony w Schlezwiku – Holsztynie, a następny, ma zostać powołany w tym roku w Berlinie.
Zadania tej nowej formacji niemieckich sił lądowych mają przypominać obowiązki realizowane w Polsce przez WOT. Mowa o ochronie linii logistycznych, infrastruktury krytycznej, reagowanie w sytuacjach kryzysowych czy zagrożeniach związanych zarówno z kataklizmami naturalnymi, jak i działaniami wroga. Po raz pierwszy Niemcy przetestowali swe zdolności w zakresie ochrony NATO-wskich szlaków komunikacyjnych w trakcie ćwiczeń Quadryga, które odbywały się w 2024 roku, a przygotowywane były od trzech lat.
Jak deklarowali niemieccy dowódcy, celem tych „największych od dziesięcioleci” ćwiczeń Bundeswehry, które realizowane były jako element manewrów NATO Steadfast Defender, było sprawdzenie gotowości do szybkiego przerzutu wojsk sojuszniczych na wschodnią flankę. Jak powiedział mediom generał Carsten Brauer, inspektor generalny Bundeswehry, „z jednej strony jesteśmy jednym z państw dających największy wkład wojskowy na wschodnią flankę NATO, a z drugiej strony Niemcy są węzłem logistycznym dla sił sojuszniczych w obronie Europy".
Siły lądowe Bundewehry to dziś 64 tys. żołnierzy i trzy dywizje
Warto zwrócić uwagę na te słowa niemieckiego oficera, bo skądinąd wiadomo, że obecnie siły lądowe Bundeswehry liczą sobie 64 tys. żołnierzy i dysponują trzema dywizjami. 1. i 10. to dywizje pancerne, a trzecia to wysoce mobilna, ale lekka, Dywizja Sił Szybkich. Jedynie ta ostatnia ma zdolność, aby szybko wejść do walki, co rzuca negatywne światło na deklaracje generał Brauera.
Inną kwestią wartą dostrzeżenia jest permanentny kryzys rekrutacyjny i kadrowy Bundeswehry. W grudniu ubiegłego roku Eva Högl, polityk SPD, powołana na stanowisko Komisarza Bundestagu ds. Sił Zbrojnych, powiedziała mediom, że Bundeswehrze brakuje obecnie około 20 tys. żołnierzy, a niedobory kadrowe powodują, że „gotowość operacyjna w wielu jednostkach wynosi dziś około 50 %”.Zdaniem Högl, jedynym rozwiązaniem problemów jest przywrócenie powszechnego przeszkolenia młodzieży, co wymaga ponadpartyjnej zgody. Jej zdaniem niezbędne będzie też znaczące zwiększenie wydatków budżetowych.
Co się stało z funduszem Zeitewende?
Problemem niemieckich sił zbrojnych jest nie tylko niedobór środków, ale przede wszystkim krepująca działanie biurokracja. W ubiegłym roku niemiecki resort obrony nie zdołał wydać ok. 4,3 mld euro, czyli 5 % budżetu liczonego wraz ze środkami pochodzącymi z funduszu Zeitenwende, stworzonego po to, aby przyspieszyć modernizację sprzętową sił zbrojnych. Rzecznik ministerstwa tłumaczył się, że zwłoka jest zarówno wynikiem opóźnienia ze strony przemysłu, jak i regulacji uniemożliwiających resortowi płacenie zaliczek na poczet przyszłych dostaw.
Innym powodem były utworzone rezerwy, które okazały się zbyt duże, na poczet większych kosztów utrzymania i ogrzewania budynków koszarowych. Nie zmienia to jednak faktu, że - jak oświadczył Ingo Gädechens, polityk opozycyjnego CDU, odpowiadający za obronę - „samo wołanie o więcej pieniędzy nie wystarcza” i trzeba jeszcze umieć je w sposób efektywny wydawać. Jest to o tyle istotne, że powołanie sił bezpieczeństwa wewnętrznego zakłada jednoczesne rozwiązanie trzech podstawowych problemów, trapiących niemieckie siły zbrojne: finansowego, rekrutacyjnego i barier biurokratycznych.
"Die Zeit": Niemieckiej armii brakuje wszystkiego: broni, pojazdów i budynków
Nie będzie to proste, bo jak relacjonuje "Die Zeit", rezerwiści są w stanie wzmocnić Bundeswehrę, w tym budowaną dywizję bezpieczeństwa wewnętrznego, ale nie będzie to łatwe zadanie, bo „armii brakuje wszystkiego”, czyli broni, pojazdów i budynków. Tygodnik relacjonował ćwiczenia rezerwistów z Kilonii, którzy po raz pierwszy zetknęli się z przenośnymi zagłuszaczami dronów. Nie były one jednak własnością jednostki, w której miały miejsce manewry, ale zostały wypożyczone z dwóch innych, wyłącznie na potrzeby ćwiczeń. Rezerwiści z Kilonii szkoleni są po to, aby chronić magazyny portowe, szlaki komunikacyjne i magazyny, co oznacza, że w przyszłości znajdą się zapewne w strukturach budowanego Wydziału Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Jak informuje "Die Zeit", termin „szkolenie” jest w ich przypadku znacznie na wyrost, bo nie mają oni wystarczającej liczby pojazdów, a trening strzelecki musiał zostać odwołany ze względu na niedostatek kamizelek kuloodpornych, których nie zdołano wypożyczyć na czas z zaprzyjaźnionych jednostek. Ze względu na braki w sprzęcie i infrastrukturze Bundeswehra szkoli obecnie rocznie 34 tys. rezerwistów, mimo że potrzeby szacowane są na 60 tys., którzy powinni szkolić się rocznie. Taki stan rzeczy wpłynie zarówno na tempo, jak i poziom przygotowania czwartej niemieckiej dywizji.
W Niemczech nie jest rozstrzygnięta kwestia poziomu wydatków na bezpieczeństwo
W przypadku Republiki Federalnej, ale dotyczy to też innych państw NATO z Europy Zachodniej, nadal nierozstrzygnięta pozostaje kwestia poziomu wydatków na bezpieczeństwo. Donald Trump mówił ostatnio o pułapie 5 % PKB jako modelu docelowym, a w Waszyngtonie rozważa się również scenariusz, w świetle którego Stany Zjednoczone utrzymują dostawy sprzętu wojskowego i amunicji dla walczącej Ukrainy, ale zapłacić za nie winny państwa z Europy.
Warto przytoczyć, jeśli dyskutujemy o nakładach europejskich członków NATO na bezpieczeństwo, słowa Marka Rutte. Sekretarz generalny Paktu zwrócił uwagę, że gdyby państwa naszego kontynentu poważnie podeszły do kwestii osiągnięcia już zadeklarowanych zdolności, to w świetle ocen Kwatery Głównej średni poziom wydatków na bezpieczeństwo winien wynosić na naszym kontynencie 3,6 – 3,7 % PKB. W przypadku takich państw jak Hiszpania czy Portugalia osiągnięcie tego pułapu musiałoby oznaczać potrojenie dzisiejszych budżetów wojskowych.
Większe nakłady na bezpieczeństwo w Europie kosztem polityki społecznej?
Rutte powiedział też, że źródłem finansowania większych nakładów na bezpieczeństwo winny być cięcia w zakresie polityki społecznej, co oznacza zmianę dotychczasowego modelu funkcjonowania państwa dobrobytu i w gruncie rzeczy nową umowę społeczną. Problem polega wszakże na tym, że państwa z Europy Zachodniej, w której znaczące wpływy polityczne mają socjaliści i socjaldemokraci, niechętnie zapatrują się na tego rodzaju perspektywę.
Keir Starmer, premier Wielkiej Brytanii już, w odpowiedzi na sugestie podniesienia budżetu obronnego, stwierdził, że odrzuca perspektywę zwiększenia go do poziomu 3 % PKB i rząd koncentruje się na osiągnięciu poziomu 2,5 % z obecnych 2,3 %. Ostrożność Starmera wynika z faktu, jak wynika z obliczeń think tanku RUSI, że wzrost nakładów do wysokości 3 % musiałby oznaczać podniesienie podatku dochodowego o 20 mld funtów rocznie, czyli wzrost obciążeń obywateli o 2 % albo porównywalną redukcję wydatków, w tym przede wszystkim socjalnych.
W przypadku Wielkiej Brytanii rachunki nakładów na bezpieczeństwo są zaburzone w związku z faktem posiadania broni jądrowej, której utrzymanie - w tym nakłady na środki przenoszenia - jest niezwykle kosztowne. Gdyby nie brać pod uwagę wydatków na potencjał jądrowy, to roczne nakłady Londynu na siły zbrojne kształtują się obecnie na poziomie 1,85 % PKB.
"Berlin wydał w zeszłym roku na obronność 2,1 proc. PKB"
Z podobnym trendem mamy do czynienia w Niemczech. Kanclerz Olaf Scholz prowadzi kampanię przed wyborami do Bundestagu, której jedną z głównych przesłanek jest podkreślanie, iż gwarantuje on pokój i dopuszcza negocjacje w tej sprawie z Putinem. Publicznie broni on swych decyzji o odmowie wysłania rakiet Taurus na Ukrainę i telefonie do rosyjskiego prezydenta. Jest też co najmniej sceptyczny w kwestii znacząco większych wydatków na bezpieczeństwo Niemiec, które miałyby być finansowane cięciami socjalnymi.
Komentator liberalnego dziennika FAZ, oceniając szanse na skokowy wzrost wydatków budżetu federalnego na bezpieczeństwo, napisał, iż "Berlin wydał w zeszłym roku na obronność 2,1 proc. PKB, więc musiałby wydać prawie o połowę więcej, żeby dojść do 3 proc. W liczbach bezwzględnych jest to różnica między 90 a 130 mld euro. Regularny budżet to jednak tylko ok. 50 mld euro, a jedynie dzięki dodatkowym wydatkom na Ukrainę i ze "specjalnego funduszu" dla Bundeswehry udało się wypchnąć wydatki ponad magiczny próg. Ogromna podwyżka pozostawiłaby każdy rząd z ogromną dziurą w budżecie. Można byłoby ją zatkać jedynie wyższymi długami lub niższymi wydatkami socjalnymi".
Decyzja Berlina o budowie czwartej dywizji w siłach lądowych jest ważna i potrzebna, ale trudno w tym wypadku o wielki optymizm. Formowanie nowego związku taktycznego zajmie długie miesiące, a jego wyposażanie i osiąganie zdolności do działania najprawdopodobniej lata.