- USA rozważa przekazanie Ukrainie pocisków Tomahawk poprzez kraje europejskie, co ma zwiększyć skuteczność obrony przed Rosją.
- Decyzja prezydenta Trumpa o zezwoleniu Ukrainie na ataki dalekiego zasięgu w głąb Rosji zmienia dynamikę konfliktu.
- Tomahawki o zasięgu nawet do 2500 km mogłyby uderzyć w strategiczne cele Rosjan.
USA dają Ukrainie zielone światło dla uderzeń w głąb Rosji
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zwrócił się do USA o sprzedaż Tomahawków krajom europejskim, które mogłyby następnie przekazać je Ukrainie, podała Agencja Reutera. JD Vance w programie „Fox News Sunday” stwierdził, że ostateczną decyzję w sprawie ewentualnej zgody na taki układ podejmie prezydent USA Donald Trump. „Z pewnością analizujemy szereg próśb ze strony Europejczyków” – powiedział. Wiceprezydent USA dodał również, że rosyjska inwazja na Ukrainę utknęła w martwym punkcie i w ostatnim czasie przyniosła niewielkie zdobycze terytorialne. „Od samego początku tej administracji aktywnie zabiegamy o pokój, ale Rosjanie muszą się obudzić i zaakceptować rzeczywistość. Ginie wielu ludzi. Niewiele mają z tego do pokazania” – przekazał.
Informacje o potencjalnym przekazaniu pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Tomahawk, które mogą razić cele na dystansie nawet 1600 km, zbiegły się deklaracjami Amerykanów o możliwości przeprowadzania ataków dalekiego zasięgu na terytorium Rosji. Specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg w telewizji Fox News, w wywiadzie udzielonym 28 września powiedział, że Waszyngton zezwala na konkretne przypadki, w których Ukraina może przeprowadzać tego typu uderzenia.
„Odpowiedź brzmi: tak, należy korzystać z możliwości uderzeń w głąb, nie ma czegoś takiego jak strefy nietykalne” - stwierdził Kellogg, odpowiadając na pytanie, czy stanowisko prezydenta USA Donalda Trumpa zakłada, że Ukraina może prowadzić ataki dalekiego zasięgu. „Ostateczna decyzja, czy Ukraina może przeprowadzać ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji, należy do Trumpa i jest podejmowana indywidualnie w każdym przypadku” – dodał Kellog. W trakcie wywiadu podkreślił też, że ostateczna decyzja w sprawie Tomahawków dla Ukrainy jeszcze nie zapadła, ale faktycznie Wołodymyr Zełenski poprosił Donalda Trumpa o przekazanie tego typu pocisków.
Możliwość przekazania Tomahawków Ukrainie nie umknęła uwadze Rosji. W poniedziałek, 29 września rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył: „Rosyjscy specjaliści wojskowi monitorują kwestię ewentualnych dostaw amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu Tomahawk Ukrainie". Wyraził też przekonanie, że nawet jeśli Tomahawki zostaną przekazane Ukrainie, nie zmieni to sytuacji na polu walki.
Tomahawki dla Ukrainy
Tomahawki mogłyby trafić na Ukrainę w ramach inicjatywy PURL (ang. Prioritised Ukraine Requirements List), koordynowanej przez NATO, której celem jest przekazywanie Kijowowi amerykańskiego sprzętu, finansowanego przez państwa europejskie. Te pociski manewrujące są przeznaczone przede wszystkim do precyzyjnych uderzeń na cele lądowe z dużej odległości. System powstał w latach 70. i od tamtej pory był stopniowo modernizowany. Obecne warianty, czyli m.in. Block IV i Block V dysponują zaawansowanym systemem nawigacji INS/GPS, TERCOM, DSMAC, możliwością przekierowania w locie, oraz różnymi typami głowic bojowych. Zasięg Tomahawków jest zależny od wariantu, ale może wynosić nawet do 2,5 tys. km.
Jakie cele w Rosji mogłyby zostać trafione przy użyciu Tomahawków, jeśli Ukraina otrzymałaby te pociski i miałaby zdolność ich odpalania? Prawdopodobnie byłyby to duże centra dowodzenia i łączności, centra logistyczne i składy amunicji, węzły kolejowe i magazyny paliwowe, instalacje przemysłowe i energetyczne, lotniska wojskowe i wybrane systemy obrony powietrznej. Tomahawk, ze swoją precyzją i możliwością programowania trasy, jest projektowany, by minimalizować szkody uboczne przy uderzeniu w określony punktowy cel o wysokiej wartości militarnej. Ostateczny wybór celów zależałby jednak od oceny rozpoznania, ryzyka eskalacji i w przypadku uzbrojenia dostarczonego przez sojuszników, od warunków użycia narzuconych przez Stany Zjednoczone.
Ukraina już wcześniej prosiła Stany Zjednoczone o przekazanie jej pocisków Tomahawk. Pod koniec 2024 r. „New York Times” zauważył, że wysocy rangą urzędnicy amerykańscy nie sądzili, aby władze Ukrainy przedstawiły przekonujące argumenty na temat tego, w jaki sposób zamierzają wykorzystać pociski dalekiego zasięgu do odwrócenia losów bitwy. Jak dodali wówczas anonimowi urzędnicy cytowani w artykule, lista celów, którą Ukraina przedstawiła Stanom Zjednoczonym, znacznie przekracza liczbę rakiet, jakie armia amerykańska może przeznaczyć dla Kijowa, nie narażając potencjalnych potrzeb Bliskiego Wschodu i Azji. Obecnie sytuacja wygląda nieco inaczej, a Donald Trump wydaje się coraz bardziej sfrustrowany odmowami prezydenta Rosji Władimira Putina, by zawrzeć porozumienie pokojowe w sprawie Ukrainy.
Komentarz Portalu Obronnego
Piotr Miedziński, redaktor prowadzący Portalu Obronnego uważa, że: „Decyzja Trumpa, by zezwolić Ukrainie na przeprowadzanie ataków dalekiego zasięgu na cele w głębi terytorium Rosji, stanowi zwrot w amerykańskim zaangażowaniu tej administracji w konflikt. Odbiega to od wcześniejszej bardziej restrykcyjnej postawy Trumpa, który nie chciał eskalować. Z perspektywy strategicznej, ta decyzja wzmacnia pozycję Ukrainy na polu walki. Pozwala na precyzyjne uderzenia w rosyjską infrastrukturę logistyczną, składy amunicji i instalacje energetyczne, co może znacząco osłabić zdolność Moskwy do prowadzenia ofensywy, bo do tej pory, to Ukraina była w gorszej pozycji, gdzie to Rosja niszczyła ukraińską infrastrukturę. W kontekście ostatnich doniesień o udanych ukraińskich atakach na rosyjskie rafinerie ta zgoda może przyspieszyć erozję rosyjskiej przewagi materiałowej, potencjalnie osłabiając zaplecze logistyczne Rosji”.
„Niemniej warto zaznaczyć, że zgoda USA ma swoje ograniczenia, Ukraina może atakować cele na terytorium Rosji tylko w wybranych przypadkach i każdy cel będzie musiał autoryzować Trump. Więc nie oznacza to, że Ukraina teraz będzie atakować w „zmasowany sposób” cele w Rosji. Można sądzić, że decyzja Trumpa jest kolejnym straszakiem wobec Rosji, by pokazać, Putinowi, że jego działania nie podobają się Trumpowi i ten daje Ukrainie narzędzia, które może Kijów wykorzystać, jeśli Putin będzie odwlekał negocjacje pokojowe”.
Zapewne rosyjska machina propagandowa, będzie po tej decyzji straszyć ponownie, że użycie zachodniej broni do ataków na cele w Rosji będzie traktowane jako bezpośrednie zaangażowanie NATO w wojnę, co mogłoby prowadzić do asymetrycznej odpowiedzi, w tym cyberataków, sabotażu infrastruktury krytycznej czy nawet taktycznego użycia broni jądrowej. Jednak Rosja jak do tej pory poza straszeniem, prowokacjami oraz działaniami poniżej progu wojny nie zdecydowała się na mocną odpowiedź na wsparcie Zachodu dla Ukrainy”.
Piotr Miedziński uważa, że decyzja Trumpa jest istotnym krokiem w działaniach obecnej administracji USA, która ewidentnie chce przestraszyć Rosję i zmusić ją do negocjacji, dając jednocześnie Ukrainie narzędzia zmniejszające przewagę Moskwy w tym konflikcie. „Widać wyraźnie, że Trump i jego otoczenie jest rozczarowane działaniami Putina po spotkaniu na Alasce, więc Stany Zjednoczone chcą zastosować ten sam manewr, co w stosunku do Iranu, czyli pokazać siłę. Jednakże decyzję Trumpa będzie można ocenić po realnych działaniach, kiedy np. któregoś dnia otrzymamy wiadomość o zniszczeniu jakiegoś istotnego w głębi Rosji obiektu czy punktu, który sparaliżuje zaplecze logistyczne armii rosyjskiej. Obecnie to tylko decyzja, która daje nadzieje, ale obwarowana jest ograniczeniami. Może więc wyjść tak, że Stany Zjednoczone będą bardzo ostrożnie podchodzić do propozycji Ukrainy jeśli chodzi o zaatakowanie konkretnych celów i wybierać te, które najmniej zdenerwują Putina przynajmniej na samym początku”.
Redaktor prowadzący Portalu Obronnego dodał też, że jeśli chodzi o potencjalne dostarczenie Ukrainie pocisków Tomahawk, to broń o ugruntowanej reputacji w operacjach dalekiego zasięgu. „Wersja lądowa charakteryzuje się zasięgiem około 1600 km i większym co pozwoli Ukrainie na potencjalne rażenie celów strategicznych nawet w regionach takich jak Moskwa, Sankt Petersburg czy Ural. Tym samy mogłyby np. zagrozić kluczowym węzłom logistycznym w obwodzie rostowskim, smoleńskim czy nawet bazom lotniczym w głębi Rosji, co znacząco zwiększyłoby presję na Kreml. W zasadzie umożliwiając precyzyjne ataki na infrastrukturę krytyczną w promieniu obejmującym większość europejskiej części Rosji”.
