- W NATO ścierają się dwie szkoły myślenia na temat ukraińskich doświadczeń wojennych i ich zastosowania w potencjalnym konflikcie z Rosją.
- Polska, w przeciwieństwie do części NATO, zakłada przewagę lotniczą i manewrową w ewentualnym starciu, bagatelizując rolę systemów bezzałogowych.
- Doświadczenia Izraela i Rosji pokazują, że przewaga technologiczna nie gwarantuje dominacji w powietrzu, a kluczowe są elastyczność, wywiad i wielodomenowe operacje.
- Czy polskie siły zbrojne są gotowe na scenariusz, w którym dominacja w powietrzu nie jest pewnikiem, a manewr lądowy staje się ryzykowny?
Ewentualny konflikt NATO – Rosja. Jak mogłoby to wyglądać?
Druga szkoła, która wydaje się dominować w polskim Sztabie Generalnym, jest zdania, że ewentualny konflikt NATO – Rosja, jeśli Putin lub jego następcy zdecydują się na atak, będzie w gruncie rzeczy podobny do starcia Stany Zjednoczone – Irak. Pakt Północnoatlantycki, w świetle tej szkoły myślenia, dysponuje znaczącą przewagą nad Rosją (co jest prawdą) w zakresie lotnictwa bojowego, a to oznacza, że naszym siłom będzie relatywnie łatwo unieszkodliwić systemy antydostępowe i obezwładnić obronę przeciwlotniczą przeciwnika, zdobyć dominację w przestrzeni powietrznej i narzucić „wojnę na naszych warunkach”, czyli manewrową.
W takim ujęciu, podkreślającym znaczenie sił pancernych i zmechanizowanych zwycięstwo w wojnie może zagwarantować nam rozbudowa tradycyjnych zdolności sił lądowych. Obserwowanie Ukrainy jest przydatne, ale my będziemy walczyć inaczej, na naszych warunkach, a to, że Ukraińcy odwołali się do systemów bezzałogowych jest raczej świadectwem ich ograniczeń (brak pieniędzy) niż wskazuje na kierunek ewolucji sztuki wojskowej. Chciałbym aby ta druga szkoła miała rację, bo do takiej wojny przygotowujemy się i błąd w tym zakresie może nas drogo kosztować. Trzeba jednak sformułować kilka „ale”, choćby po to aby skłonić naszych dowódców do publicznej dyskusji a nie przedstawiania tez „ex catedra” w które mamy wierzyć tylko dlatego, że wygłaszają je wyżsi rangą oficerowie (tak jakby nie mogli się oni mylić).
Rozmowa byłego Sekretarza Generalnego NATO z Zełenskim pierwszych dniach wojny
Zacznijmy od niedawnego wywiadu Jensa Stoltenberga, byłego Sekretarza Generalnego NATO dla dziennika Times. Przypomniał on swój dialog z Wołodymirem Zełenskim w pierwszych dniach wojny. Ukraiński prezydent, dzwoniąc z bunkra i nie mając pewności czy siłom zbrojnym uda się obronić Kijów apelował do Paktu Północnoatlantyckiego aby Sojusz ustanowił strefę wolną od lotów nad terytorium zaatakowanego państwa. Jak wspominał Stoltenberg jego rozmówca powiedział: „Akceptuję, że nie wysyłacie wojsk lądowych NATO, choć się z tym nie zgadzam. Ale proszę, zamknijcie przestrzeń powietrzną. Nie dopuśćcie, żeby rosyjskie samoloty, drony i helikoptery mogły nas atakować”.
Rozmowa była dramatyczna, bo jak dodał były Sekretarz Generalny NATO „nie miał pewności” czy nie jest to ostatni kontakt telefoniczny z Zełenskim. Ukraiński prezydent prosząc o tego rodzaju wsparcie odwoływał się do doświadczeń z przeszłości, kiedy NATO zamknęło przestrzeń powietrzną nad Bośnią i Hercegowiną a także nad częścią Iraku, po to aby chronić dziesiątkowanych przez Husajna Kurdów.
Odpowiedź Stoltenberga na prośby jego rozmówcy warto przytoczyć w całości, bo w istocie opisuje ona w pełni proces podejmowania decyzji w Sojuszu i uwarunkowania, które przywódcy państw biorą pod uwagę. Sekretarz Generalny powiedział Zełenskiemu, że:
„Rozumiem, dlaczego o to prosisz. Ale to się nie stanie, ponieważ jeśli NATO zamknie przestrzeń powietrzną Ukrainy, pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, jest zniszczenie rosyjskich systemów obrony powietrznej na Białorusi i w Rosji, ponieważ nie możemy przebywać w ukraińskiej przestrzeni powietrznej z rosyjskimi pociskami przeciwlotniczymi wycelowanymi w samoloty NATO. A jeśli w powietrzu znajdzie się rosyjski samolot lub śmigłowiec, musimy go zestrzelić, a wtedy znajdziemy się w stanie wojny między NATO a Rosją. A na to nie jesteśmy gotowi. Jak ujął to Biden, ówczesny prezydent USA, nie zaryzykujemy trzeciej wojny światowej dla Ukrainy”.
Oczywiście można cała sprawę rozstrzygnąć, i będzie to prawdą, mówiąc, że Ukraina nie jest w NATO, nie obejmują ją analogiczne do art. 5 gwarancje bezpieczeństwa i w związku z tym odpowiedź tego rodzaju była nie tylko spodziewana ale i oczywista. Ale czy nie uprawiamy w ten sposób polityki samo uspokajania?
Jeśli Rosja zaatakuje na całej długości granicy z NATO, rzuci do walki kilkadziesiąt dywizji, innymi słowy rozpocznie „wielką wojnę”, to wówczas należy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Pakt Północnoatlantycki odpowie, wykorzysta swą przewagę w powietrzu, zdobędzie kontrolę przestrzeni powietrznej i walczyć będziemy z grubsza rzecz biorąc na naszych warunkach. Ale co będzie w przypadku tzw. „mniejszego wtargnięcie”, ograniczonego terytorialnie i pod względem zaangażowanych sił i środków ataku Moskali?
Czy wówczas liderzy państw NATO również będą chcieli ryzykować wybuchem III wojny światowej czy raczej wybiorą mniej eskalacyjną odpowiedź? Odpowiedź na to pytanie nie jest bez znaczenia, bo wówczas może się okazać, że nie cały, a jedynie część potencjału NATO-wskiego lotnictwa bojowego zostanie zaangażowana i otwartą pozostanie kwestia kto zdobędzie dominację w przestrzeni powietrznej.
O znaczeniu domeny air litoral pisałem już kilkukrotnie więc teraz dla naszych rozważań pominę tę kwestię pamiętając jedynie o tym, że zdaniem wielu, również amerykańskich ekspertów zdobycie kontroli w „wysokiej” przestrzeni powietrznej jest już niewystarczające aby swobodnie prowadzić operacje manewrowe na lądzie w przypadku których decydującą jest kontrola „niskiego nieba” jak ten obszar nazywają Rosjanie.
Porównanie doświadczenia Izraela w starciu z Iranem i Rosji w wojnie na Ukrainie
Warto w tej sytuacji odwołać się do niedawnego opracowania think tanku CSIS, którego eksperci, porównując doświadczenia Izraela w starciu z Iranem i Rosji w wojnie na Ukrainie szukali odpowiedzi na pytanie dlaczego pierwszym udało się zdominować przestrzeń powietrzną przeciwnika a drugim, mimo początkowych sukcesów, już nie. Przewaga ilościowa i jakościowa, zarówno Izraela nad Iranem jak i Rosji nad Ukrainą była w obydwu przypadkach podobna. Obydwa kraje dążyły też w pierwszej fazie starcia do zdobycia kontroli nad przestrzenią powietrzną przeciwnika.
Dla Izraela, którego lotnictwo operowało z baz oddalonych o ponad 1000 km unieszkodliwienie irańskiej obrony przestrzeni powietrznej było warunkiem sine qua non skuteczności całej operacji uderzenia w program jądrowy. Rosjanie też, aby skutecznie przeprowadzić „ograniczoną operację wojenną” musieli zdominować ukraińską przestrzeń powietrzną. Na tym kończą się podobieństwa a zaczynają różnice z których najistotniejszą jest ta, że IDF-owi się powiodło a Rosjanie, po 3 dniach, kiedy można było mówić o ich panowaniu w powietrzu zderzyli się z rosnącym oporem i skutecznością Ukraińców, którzy zdołali się przegrupować i zaczęli boleśnie odpowiadać.
W rezultacie, i taki stan utrzymuje się do dziś, trudno mówić aby w rosyjsko – ukraińskiej wojnie ktokolwiek kontrolował domenę powietrzną. Jest to o tyle istotne dla naszych rozważań, że eksperci CSIS poszukiwali w swoim opracowaniu odpowiedzi na pytanie jakie były źródła sukcesu Izraela i porażki Rosjan. „Oba przykłady – dowodzili - podkreślają znaczenie połączonych sił na poziomie strategicznym, operacyjnym i taktycznym. Połączone siły działają na dwa sposoby: (1) mocne strony jednego systemu kompensują słabości drugiego, a (2) wrogowie próbujący uniknąć jednego systemu stają się celem dla drugiego.” W przypadku Ukrainy zadziałało to, że odpowiednio wcześnie (po otrzymaniu informacji z rozpoznania wywiadowczego od Amerykanów) rozśrodkowała swe systemy obrony przestrzeni powietrznej, które w efekcie nie zostały zniszczone w pierwszych uderzeniach przeciwnika a misję obrony przejęło lotnictwo, co dało niezbędne kilka dni wytchnienia. „Ukraina odniosła również korzyści z drugiego ruchu, gdy zintegrowała operatorów MANPADS z zespołami obrony powietrznej wyposażonymi w mobilne systemy Buk: rosyjscy piloci starali się unikać namierzania radarowego, latając nisko, co narażało ich na namierzanie przez pociski MANPADS.”
Elastyczność działania i ruchy w wielu domenach stały się atutem Ukrainy a ich brak słabością Iranu. Kapitał ludzki, czyli wyszkolenie i motywacja okazały się też czynnikiem sukcesu. „Rosyjska przewaga technologiczna była niewystarczająca, aby przezwyciężyć braki w szkoleniu, a agresywni (i silnie zmotywowani – MB) ukraińscy piloci byli w stanie osłabić wysiłki lepiej wyposażonych, ale niedostatecznie wyszkolonych pilotów sił rosyjskich.”
Analizując działania Izraela eksperci CSIS doszli też do wniosku, iż w ich przypadku znaczenie miało podejście doktrynalne. IDF od lat, ze względu na niewielkie rozmiary bronionego państwa, szkolił się w przeprowadzaniu operacji wielodomenowych, których celem było zdobycie kontroli nad przestrzenią powietrzną przeciwnika jako fundamentalnego warunku wygrania wojny.
Na co kładzie nacisk Rosja? Przede wszystkim siły lądowe
W przypadku Rosji odwrotnie, nacisk zawsze był kładziony na działanie sił lądowych a lotnictwo miało odgrywać jedynie rolę wspomagającą. Na poziomie operacyjnym Izrael zaplanował w związku z tym działanie wielodomenowe, w którym obok sił lotnictwa zaangażowano również zwiad i rozpoznanie a także siły operacji specjalnych, zaś Rosja polegała przede wszystkim na swej przewadze na lądzie.
Jednak o skuteczności działań zadecydowała sprawność systemu dowodzenia (C2) Izraela, zdolność sił zbrojnych tego państwa do szybkiego zbierania i przetwarzania danych, budowania obrazu sytuacji, precyzyjnego targetingu i oceny strat przeciwnika, co jest niezbędne jeśli chce się „poprawić” afektywność ataku przeprowadzając drugie uderzenia. „Elastyczność ma również znaczenie dla atakujących. – argumentują amerykańscy eksperci - Izraelskie stosowanie mieszanych pakietów uderzeniowych sugerowało potrzebę elastyczności.
Z kolei rosyjskie lotnictwo wykazywało niewielką elastyczność operacyjną. Widoczna praktyka Rosji polegająca na atakowaniu celów w kolejności otrzymania informacji (i parametrów uderzeniowych – MB) i związany z tym brak dynamicznego namierzania zwiększyły skuteczność ukraińskiej taktyki rozproszonego ataku. Piloci rosyjscy nie wykazali, że są w stanie skutecznie reagować w locie na nagłe pojawienie się nowego zagrożenia lub okazji. Rosyjskie lotnictwo okazało się nieelastyczne również w innym ważnym aspekcie: struktura dowodzenia ograniczyła jego zdolność do realizacji misji przewagi powietrznej w maksymalnym możliwym zakresie.”
Aby zbudować przewagę w powietrzy trzeba być zarówno elastycznym jak i bardzo agresywnym w zakresie zbierania danych i ich aktualizacji. Tego rodzaju działania były w stanie prowadzić izraelskie siły zbrojne, od lat przygotowujące się do operacji wielodomenowych, a nie potrafili tego Rosjanie. Nie aktualizowali oni swych danych wywiadowczych i popełniali fundamentalne błędy w zakresie rozpoznania, co znacząco osłabiło siłę ich pierwszego uderzenia i uniemożliwiło w pełni wyzyskanie efektu zaskoczenia. Z kolei izraelski wywiad utrzymywał zdolności do stałego nadzoru nad celami na które planowano przeprowadzić uderzenia. Aktualizowano na bieżąco dane wywiadowcze wykorzystując w tym celu różnorodne źródła informacji co w praktyce oznacza uzyskanie dominacji operacyjnej również w tym obszarze.
Wnioski dla Polski z obserwacji doświadczeń Rosji na Ukrainie i Izraela w przypadku starcia z Iranem
Jakie wnioski dla Polski mogą wypływać z obserwacji doświadczeń Rosji na Ukrainie i Izraela w przypadku starcia z Iranem? Sama ilościowa i jakościowa przewaga sprzętowa nie gwarantuje zdobycia dominacji w przestrzeni powietrznej przeciwnika. Możemy założyć, choć to w obecnym świecie również wymaga udowodnienia, że w przypadku „wielkiej wojny” Rosji z NATO my i nasi sojusznicy wykorzystamy cały potencjał lotnictwa, którym dysponujemy i wówczas wzrosną szanse na pozytywny scenariusz i dominację w tej domenie, co jest warunkiem „przywrócenia manewru”.
A co w sytuacji kiedy będziemy mieć do czynienia z ograniczonym konfliktem w którym większą rolę siłą rzeczy będą odgrywać nasze zdolności? Czy mamy doktrynę zdobycia kontroli nad przestrzenią powietrzną wroga? Czy jesteśmy zdolni do działań w wielu domenach, w tym, co okazało się kluczem do sukcesu Izraela, umiejętność odpowiednio szybkiego (szybszego niż przeciwnik) zbierania informacji, budowania świadomości sytuacyjnej i korygowania tego obrazu wraz z rozwojem wydarzeń? Czy nasi piloci szkoleni są podobnie do Izraelskich czy raczej w modelu amerykańskim w którym bardziej polega się na przytłaczającej przewadze sprzętowej i w zakresie systemów dowodzenia. Tylko my tej przewagi, jeśli zostaniemy zmuszeni do działania samodzielnego, możemy nie mieć.
Czy umiemy używać operatorów SOF, tak jak to robił Izrael w Iranie czy Ukraina w Rosji, po to aby niszczyć stanowiska obrony przeciwlotniczej przeciwnika i osłabiać zdolności jego lotnictwa? Tych pytań jest więcej, ale sprowadzają się one w gruncie rzeczy do jednego. Jeśli tego wszystkiego nie umiemy jeszcze, albo nie mamy wystarczających zasobów i musimy polegać na wsparciu sojuszniczym to nie możemy traktować scenariusza w którym zdobywamy kontrolę przestrzeni powietrznej jako pewnik. A to z kolei oznacza, że optymizm w zakresie zdolności do przywrócenia wagi manewru w wojnie sił lądowych może być po prostu nieuprawniony.