Kiedy może wybuchnąć wojna Rosji z NATO? Za trzy lata Moskwa może mieć większy potencjał wojskowy

2024-01-25 4:39

Marc Thys, jeden z czołowych belgijskich generałów, który odchodzi właśnie na emeryturę, powiedział w rozmowie z dziennikarzami, że podlegli mu żołnierze już po kilku godzinach walki, jeśli wybuchnie wojna, „będą musieli rzucać kamieniami”, bo tak szczupłe są zapasy amunicji, jakimi dysponują siły zbrojne kraju. Dodał też, że aby uzupełnić braki do minimalnego poziomu wymaganego przez NATO, należałoby wydać 5 do 7 mld euro, a rząd w Brukseli przeznaczył na zakupy amunicji 150 mln.

Marc Thys

i

Autor: FORUM

Ile kraje europejskie powinny wydawać na obronność?

To i tak lepiej niż w przeszłości, kiedy rocznie wydawano 15 mln euro, ale zdecydowanie zbyt mało, jeśli bierze się poważnie pod uwagę ryzyko wybuchu w Europie wojny o intensywności przypominającej konflikt ukraiński. Co prawda w listopadzie rząd belgijski w ramach „strategicznego partnerstwa” sygnalizował gotowość zawarcia z lokalnym producentem amunicji małego kalibru kontraktu wartego 13 mld euro, ale ma on być realizowany przez najbliższe 20 lat i dotyczy wyłącznie amunicji strzeleckiej 5,56 i 7,62 mm.

Nie mniej ciekawe informacje dotyczące europejskiego przemysłu obronnego napłynęły z Włoch, gdzie rząd zablokował próbę przejęcia przez francuski koncern Safran firmy Italy Microtecnica, która produkuje zaawansowane technicznie siłowniki sterujące lotem samolotów, w tym wojskowych. Najciekawszym w całej sprawie, którą ujawnił dziennik "The Financial Times", jest to, że włoska firma przez ostatnie 40 lat należała do amerykańskiego koncernu, który popadł w kłopoty i to on ma zostać wykupiony przez Francuzów.

Włochy. Przejęcie przez Safran firmy Microtecnica „zagraża bezpieczeństwu narodowemu”

Jednak rząd w Rzymie uznał, że przejęcie przez Safran firmy Microtecnica „zagraża bezpieczeństwu narodowemu”, co nie miało miejsca, kiedy włoski producent należał do Amerykanów. Dziennikarze sądzą, że w tym przypadku w grę wchodzić mogą dwa motywy, którymi kierował się rząd Giorgi Melloni. Po pierwsze może to być włoski rewanż za posunięcia Paryża, który zablokował próbę przejęcia przez Włochów Chantiers de l’Atlantique, francuskiej stoczni budującej m.in. okręty. Jej przejęcie, gdyby się powiodło, pozwoliłoby stworzyć wokół włoskiej firmy największą europejską stocznię okrętową. Inny powód może być związany z niemiecko-francuskim projektem budowy europejskiego myśliwca Eurofighter, do którego w 2017 roku nie zostały przyjęte Włochy. W efekcie Rzym porozumiał się z Londynem i Tokio i wspólnie uruchomiono Global Combat Aircraft Programme, mający doprowadzić do budowy myśliwca nowej generacji.

Jeśli Francuzi przejęliby włoską firmę budującą systemy sterowania lotem, to w rezultacie kontrolowaliby całość europejskiej produkcji w tym wąskim segmencie, co mogłoby zarówno zagrozić pozycji Włoch w konsorcjum z Wielką Brytanią i Japonią, jak i zredukować rynkowe szanse nowej konstrukcji.

Kiedy zmieni się polityka państw europejskich w zakresie bezpieczeństwa?

Piszę o tych dwóch sprawach z ostatnich dni, bo wydaje się, że one dobrze ilustrują politykę państw europejskich w zakresie bezpieczeństwa. Mamy do czynienia albo z działaniami pozornymi i niewystarczającymi, jak to ma miejsce w przypadku Belgii, która nie ma zamiaru wydawać 2 % swego PKB na obronność, albo z polityką, której istotą jest dbałość o własne, partykularne interesy, nawet jeśli odbywa się to kosztem wspólnych, europejskich zdolności produkcyjnych.

Mimo kwiecistej retoryki o konieczności zwiększania europejskich zdolności w zakresie produkcji sprzętu wojskowego - a warto pamiętać, że kilka dni wcześniej Rzym i Berlin podpisały porozumienie o pogłębieniu współpracy w 5 kluczowych obszarach, wśród których znajdowały się też kwestie bezpieczeństwa - to praktyka odbiega od tego rodzaju deklaracji.

Jest to o tyle istotne, że jak pisze Justin Bronk, jeden z głównych analityków brytyjskiego think tanku strategicznego RUSI, Europa musi pilnie zacząć przygotowywać się do tego, co stanowi realne zagrożeniekonieczności przeciwstawienia się Rosji bez możliwości polegania na amerykańskim sojuszniku. Co nam, Europejczykom, grozi - w opinii brytyjskiego eksperta, w perspektywie roku 2026 – 2028?

Sytuacja na Indo-Pacyfiku. "Chińska armia rozwija się szybciej i zwiększa swoje możliwości szybciej"

Jak zauważa, „chińska armia rozwija się szybciej i zwiększa swoje możliwości szybciej, niż wydawało się to możliwe jeszcze pięć lat temu. Rozwój rakietowych systemów przeciwokrętowych i przeciwpancernych bardzo dalekiego zasięgu będzie szczególnie istotny z punktu widzenia kluczowych zdolności wojskowych USA na ogromnych dystansach Indo-Pacyfiku.” Co gorsze, uruchomione przez Amerykanów programy przezbrojenia swoich sił na potrzeby ewentualnej wojny o Tajwan dadzą oczekiwany efekt nie wcześniej niż w roku 2029 – 2030.

Oznacza to, że między 2026 a 2028 Chińczycy osiągną regionalną przewagę wojskową, a Amerykanie, jeśli Pekin zdecyduje się np. na blokadę Tajwanu, zmuszeni zostaną do przesunięcia części swego potencjału wojskowego z bliskowschodniego i europejskiego teatru działań i wzmocnienia INDOPACOM, dowództwa obszaru Indo-Pacyfiku. Nie musi wybuchnąć wojna, nawet zaostrzenie sytuacji w rejonie Tajwanu będzie oznaczało wycofanie z Europy tych sił Stanów Zjednoczonych, które do tej pory „dostarczały” armiom pozostałych członków NATO niektórych kluczowych zdolności.

Czy NATO stanie się niezależne od USA w zakresie naziemnej obrony powietrznej?

Jak pisze Bronk, „ NATO jest obecnie w dużym stopniu zależne od Stanów Zjednoczonych w wielu kluczowych obszarach – w szczególności w zakresie zdolności do zniszczenia z powietrza rosyjskiej naziemnej obrony powietrznej, a także w zakresie uzupełniania amunicji, tankowania w powietrzu, zdolności dowodzenia i kontroli oraz zdolności satelitarnych.”

Oznacza to, że przesunięcie tego potencjału Stanów Zjednoczonych w rejon Indo-Pacyfiku odbierze europejskim członkom NATO zdolność uzyskania dominacji w powietrzu. Nie chodzi w tym wypadku o brak odpowiedniej liczby myśliwców, ale o niewystarczający potencjał rakietowy europejskiego lotnictwa, brak zdolności tankowania w powietrzu, niedostatki w zakresie rozpoznania i łączności, które są niezbędne, aby być w stanie penetrować rosyjskie bańki antydostępowe i niszczyć zaawansowane systemu obrony powietrznej.

Co więcej, w roku 2026 rosyjski przemysł obronny, jak uważa Bronk, będzie „pracował pełną parą”, przede wszystkim z tego względu, że władze w sposób celowy i systematyczny dążą do zwiększenia jego zdolności. Rosjanie już obecnie produkują 100 rakiet miesięcznie, co oznacza 2,5 krotny wzrost w porównaniu ze zdolnościami na początku wojny. Podobnie w innych segmentach przemysłu wojskowego, gdzie obserwuje się powolny, ale systematyczny wzrost rosyjskiej produkcji.

Rosyjska produkcja zbrojna rośnie, NATO-wska niekoniecznie

Nie towarzyszą temu poważne „lustrzane” działania po stronie europejskich państw NATO. Brytyjski ekspert uważa, że jedynie Polska na serio zabrała się za zwiększanie zdolności do obrony, w przypadku pozostałych dużych państw Paktu Północnoatlantyckiego mamy w gruncie rzeczy do czynienia z działaniami pozorowanymi, albo niezwykle opieszałymi. Dużo jest pustej retoryki na temat konieczności współpracy, mało realnych działań. Dobrze widać to choćby na przykładzie europejskiego programu zakupu miliona sztuk amunicji kalibru 155 mm, który w czasie 12 miesięcy przeznaczonych na jego realizację zostanie wypełniony - jak się uważa - co najwyżej w 30 %.

Możemy mieć zatem w umownym 2026 roku do czynienia z sytuacją, kiedy Amerykanie „odejdą” w rejon Indo-Pacyfiku, Rosjanie będą produkować na potrzeby swych sił zbrojnych znacznie więcej niż obecnie, a Europejczycy zbyt wolno będą uzupełniać braki w arsenałach opróżnionych w związku z wojną na Ukrainie. Co gorsze, nie ma łatwych recept na zakończenie obecnie trwającego konfliktu. Rosjanie zaczynają uważać, że czas pracuje na ich korzyść i są w stanie wygrać wojnę.

Rosjanie uważają, że czas pracuje na ich korzyść i są w stanie wygrać wojnę z Ukrainą

Tego rodzaju nastroje nie sprzyjają rewizji celów wojennych, które w przypadku Rosji ostatnio ulegają nawet zaostrzeniu. Gdyby Zachód postanowił „przymusić” Ukrainę do zawarcia niekorzystnego z jej perspektywy pokoju czy zawieszenia broni, to tego rodzaju polityka, w opinii Justina Bronka, mogłaby tylko zachęcić Putina do wzmocnienia presji i wznowienia wojny. Rozejm - tak było w przypadku wojny w Czeczenii oraz rosyjskiej interwencji w Syrii - Moskwa zawsze wykorzystywała, aby przegrupować swe siły, dać im odpocząć i po wzmocnieniu zaatakować ponownie. Nie ma żadnych gwarancji, że w przypadku Ukrainy rosyjski sposób działania byłby odmienny, tym bardziej jeśliby Kijów był przymuszany przez stolice europejskie, aby rozpocząć negocjacje.

Jak pisze brytyjski ekspert, „Rosja jest na kursie, który oznacza, że w ciągu najbliższych 2–3 lat znacząco zwiększy produkcję broni, amunicji i tworzenie nowych formacji wojskowych.” To z kolei czyni iluzorycznymi nadzieje na zawarcie teraz trwałego pokoju czy zawieszenia broni. Co gorsze, „przymuszanie” Kijowa do niekorzystnych z jego punktu widzenia negocjacji może oznaczać zarówno powstanie głębokich podziałów między Ukrainą a niektórymi europejskimi jej sojusznikami, jak również w obrębie NATO. To zaś oznacza, że za trzy lata Rosja może mieć większy potencjał wojskowy niż obecnie, Ameryka może zostać zmuszona do skoncentrowania swoich zdolności w rejonie Indo-Pacyfiku, a europejscy członkowie NATO - jeśli nie zmienią swej dotychczasowej polityki - będą słabi, a niewykluczone, ze również podzieleni. Wówczas w optyce Kremla może pojawić się „okienko możliwości”, kiedy to nastąpi druga faza rozgrywki tym razem obliczonej jednocześnie na zdobycie Ukrainy, jak i rozbicie Paktu Północnoatlantyckiego.

Ekspert: Putinowi została tylko broń atomowa PORTAL OBRONNY
Sonda
Uznajesz, że siła NATO działa wystarczająco odstraszająco na Federację Rosyjską?