Kiedy w ramach NATO dyskutuje się o zwiększeniu pułapu na wydatki na obronność, a sekretarz generalny NATO Mark Rutte mówi wprost, że nowe zobowiązanie Sojuszu w sprawie wydatków na obronność prawdopodobnie wyniosą ponad 3 proc. PKB, i wszyscy oczekują rozmów z nową administracją odnośnie tych wydatków, to Niemcy pozostają nadal pacyfistami, którzy boją o wyścigu zbrojeń.
Jak powiedział kanclerz Olaf Scholz na spotkaniu wyborczym w Cottbus
"Niczego nie chcielibyśmy bardziej, niż ponownej rozmowy o kontroli zbrojeń w Europie". "Przyniosłoby to większe bezpieczeństwo, dlatego musimy to pewnego dnia osiągnąć ponownie" - dodał, cytowany przez agencję DPA.
Jednak, zdaniem kanclerza, kwestia kontroli zbrojeń nie jest jeszcze poruszana, ponieważ Ukraina musi być nadal wspierana dostawami uzbrojenia. "Musimy dać im możliwość obrony" - podkreślił Scholz. "Zrobiliśmy to [przyp. red dostarczyliśmy Kijowowi broń] słusznie, aby umożliwić pokój - nie działając ponad głowami Ukraińców" - przypomniał szef niemieckiego rządu.
Scholz ostrzegł jednak, że jeśli wszyscy będą wydawać coraz więcej na obronność, może to skutkować napędzeniem wyścigu zbrojeń na skalę globalną, a konsekwencje tego procesu staną się trudne do przewidzenia.
PM/PAP